środa, 10 kwietnia 2013

Człowiek człowiekowi człowiekiem

Polowanie
reż. Thomas Vinterberg, DEN, 2012
115 min. Kino Świat
Polska premiera: 15.03.2013
Dramat, Thriller



A wezmę sobie na tapetę kolejną skandynawską produkcję. Albo nie. Najpierw obowiązek. Jeśli chcesz czytać dalej, musisz zgodnie z nową dyrektywą dbającej o nasze dobra wszelakie UE zaakceptować ciasteczka. Bo te, jak powszechnie wiadomo, kroczą za nami w dzień i w nocy, śledzą nas i w ogóle wiedzą wszystko, jakie strony odwiedzamy, co lubimy robić i jak, dlatego jeśli nie chcecie żebym wiedział co lubicie, musicie zaakceptować politykę cookies. Zwłaszcza mowa jest o ciastkach maślanych, biszkoptach, markizach i pierniczkach. Ok. To skoro mamy za sobą przykrą oficjalkę, oraz dysponuję pewnością, iż smutni panowie nie zapukają do mych drzwi taranem o szóstej nad ranem w celu odebrania mi laptopa, możemy przejść do meritum.

Tym razem i dla odmiany będę się trochę pastwił nad Duńczykami. Ci w kinie przechodzą prawdziwy renesans formy. Wszystko za sprawą ekscentrycznego Larsa von Triera, niezwykle oryginalnego i płodnego Nicolasa Windinga Refna, a także po części dzięki emocjonalnej wrażliwości Thomasa Vinterberga. O dwóch pierwszych dżentelmenach było już dotąd aż nadto, także i u mnie, dlatego pora na trzeciego z Panów, który z całego gangu Olsena znany jest chyba najmniej. A przecież i on ma w swoim dorobku przynajmniej dwie dobre produkcje. Mnie zaczarował kilka lat temu fenomenalnym i chyba najbardziej znanym z jego filmów - Festen (1998). A potem doprawił Moją drogą Wendy (2005), choć tu już trochę mniej spektakularnie. O jego najnowszej produkcji, wyróżnionym na festiwalu w Cannes Polowaniu jest u nas akuratnie dość głośno, bo też od niedawna odbywa tournée po polskich kinach (z sukcesami rzecz jasna), acz wszystko co można było o tym filmie napisać już chyba przelano na papier ekran. Dlatego będę musiał teraz trochę bardziej silić się na oryginalność, a nie lubię.

Skupię się więc przede wszystkim na tym, co mnie w tym filmie kłuło. Ale od razu i dla równowagi zaznaczam, że film generalnie jest świetny i jestem bardzo na TAK. W tym konkretnym aspekcie nie zamierzam odkrywać nowych lądów oraz burzyć światopogląd milionom. Nie mniej jednak trochę się nad nim będę pastwił, bo cholera, jak czytam tak te wszystkie recenzje, to (prawie) nikt się w nich nawet nie zająknął żeby wbić mu gdzieś szpilkę w cztery litery, a przecież zasłużył i to przynajmniej na dwie.

Ale to też zależy jak leży. Jeśli miałbym oceniać go z punktu widzenia zblazowanej społeczności Europy zachodniej, lub po prostu, jako przedstawiciel ludu skandynawskiego, to tychże uwag miałbym odpowiednio mniej, może nawet w ogóle. Problem poruszony w filmie, a raczej jego ogólny zarys, począwszy od narodzenia się kłamliwego oskarżenia, po zbierane przez niego krwawego żniwa, jest może i bardzo uniwersalny, wręcz międzynarodowy w swoim przesłaniu, to jednak jakby go tak rozłożyć na czynniki pierwsze i jeśli przypatrzymy się szeregowi zjawisk zachodzących w głowach mieszkańców malutkiej mieściny, tak punkt po punkcie, to sądzę, iż z perspektywy różnych środowisk i kulturowych naleciałości, ad meritum wszystko zaczęłoby się mocno rozjeżdżać na boki. Może inaczej, bo chyba niejasno się wyraziłem. Jako Słowianin (taki lud zamieszkujący Europę wschodnią, środkową i południową. Straszne pijaki), dostrzegam w tychże kinematograficznych poczynaniach masę nielogiczności i nieco rażących mnie anormalnych prawidłowości.

Żeby nie obijać w bawełnę. Zacznijmy od tego, że u nas, tu, na tej ziemi, Lucas - niesłusznie posądzony o pedofilię mężczyzna - w analogicznej sytuacji nie dotrwałby wśród przykładowych mieszkańców małej mieściny/wioski nawet do zachodu słońca. Czytając spostrzeżenia innych recenzentów, trochę mnie raził ogólnie przyjęty i głoszony lament, oraz brak zrozumienia dla lokalnej (duńskiej) społeczności. Że jak oni tak mogli? Jakież to zatrważające i zadziwiające zarazem, iż ludność tak podle postąpiła wobec naszego skrzywdzonego bohatera. Podle? Wybijając mu szybę w domu? Zabijając psa? (no dobra, tu powiedzmy, że zgoda), albo waląc go w ryj w markecie dyskontowym? (co i rusz gdzieś ktoś dostaje dziś po łbie za niewinność). Dla Duńczyków, którzy nawet we własnym kraju muszą przepraszać swoich importowanych muzułmanów, że mają czelność obchodzić w grudniu Boże narodzenie (true story) jest to może i szokujący pokaz zwierzęcej agresji, ale umówmy się, u nas ten cały Lucas zostałby z miejsca zaciukany siekierą, lub przynajmniej zdzielony tępym narzędziem w głowę (tak ze sześćset razy) przez biorący sprawiedliwość w swoje ręce skrzywdzony lud.


I nie chodzi tu o ciemnogród, tzn. może i trochę chodzi, ale jednak bardziej o rysy historyczne, obyczajowe i o naszą rdzenną moralność wyssaną z mlekiem matki. Nie mam dziecka (przynajmniej mam taką szczerą nadzieję), nawet małego pieska, ani nawet rybek w akwarium (czasem tylko jakiś pająk zrobi nalot na moje lokum), to też może i brakuje mi umiejętności postawienia się w sytuacji rodzica małego dziecka, który nagle dowiaduje się w przedszkolu, że jeden z wychowawców molestuje seksualnie jego pociechę. Ale chyba nawet nie muszę tego robić, by móc dość swobodnie wyobrazić sobie jakiego rodzaju wulkan emocjonalny wybucha w tym momencie lawą pełną wściekłości i niedowierzania w głowie rodzica. Po upublicznieniu danych osobowych podejrzanego o znęcanie się seksualnie nad moim (hipotetycznym) dzieckiem, jestem niemal pewien, że nie pozwoliłbym, aby ten człowiek jak gdyby nigdy nic chodził sobie po tym samym miasteczku w oczekiwaniu na zakończenie śledztwa. Nie wiem co bym zrobił, trzeba byłoby się postawić w takiej sytuacji, wiadomo, ale danie w ryj, oraz skopanie gościa do nieprzytomności wcale nie wydaje mi się zbyt daleko idącą abstrakcją. Zwłaszcza w małomiasteczkowych realiach. A tymczasem, niemal wszyscy jak jeden mąż (i żona) rozpaczają przede wszystkim nad cierpieniem Lucasa i niesprawiedliwością jaka go otacza, oczywiście słusznie, bo tak nakazuje scenariusz, ale to dość zadziwiające, jak mało osób staje w obronie jego "katów", którzy jakby nie było, stoją na straży pewnego rodzaju normalności. Może i trochę naciąganej, ale jednak.

Ale tyle o nich, a sam poszkodowany? Ja osobiście, abstrahując już od oczywistych ochów i achów nad grą Hannibala Lectera Madsa Mikkelsena, cały czas odczuwałem pewnego rodzaju dyskomfort obserwując jego poczynania, no, przynajmniej od momentu posądzenia go o pedofilię. „Co ty robisz człowieku?”, „No zróbże coś”, „Nie stój tak jak ten pała i zacznij się wreszcie bronić, przecież to ty masz rację!”, co chwilę towarzyszyły mi podczas oglądania. Momentami byłem na niego wręcz wściekły, odczuwałem nawet niechęć, bo ten postanowił robić słodką minę numer pięć (kot w butach w Shreku) i tylko tym bronić się przed fałszywymi oskarżeniami. Pod koniec filmu jego kontroler emocji trochę w końcu przyśpieszył, lub złapał naturalne zaburzenia i przepotwarzył się wreszcie w małego bydlaka walczącego na noże o swoją godność, a raczej to co z niej zostało, ale w moich oczach to wszystko było jednak za mało.

Znów wyszła trochę na jaw ta ich skandynawska poprawność oraz delikatność. Poczucie, że nic złego nikomu się nie stanie, gdyż bezgraniczne zaufanie do instytucji państwa, wszelkich służb i sądownictwa jest zupełnie oczywiste, bo od małego dziecka wbija im się to do łbów. I tu akurat mamy do czynienia z fajnym zderzeniem się ze sobą dwóch światów. Naszego z tym ich. W naszych, Kochanowskiego i Norwida oczach, niesprawiedliwość jakiej doświadcza główny bohater w zasadzie jest niczym wyjątkowym i specjalnie nowym, gdyż nasza kraina mirabelkami i szczawiem płynąca zdążyła już nas do takiego stanu permanentnego zużycia przyzwyczaić. A biorąc pod uwagę to, jak kończy się ten jego konflikt z mieszkańcami (mój największy zarzut i rozczarowanie), to już w ogóle wychodzi na to, że mimo podbramkowej sytuacji nasz bohater finalnie kończy jak Rademenes. Na czterech łapach. Dokładnie tak jak myślał od początku. U nas na starcie człowiek zanim poczułby się jeszcze oszukany i osamotniony, skończyłby z łopatą w plecach, tudzież w celi z męskim członkiem w dupie.

Warto jeszcze poruszyć wątek rozchwianych emocjonalnie dzieci. Fajny i pożyteczny to pstryczek w nos rodziców, którzy często sami, być może nieświadomie doprowadzają do nie jednej podobnej tragedii. To od nich się wszystko zaczyna, od domu rodzinnego. Nic nie dzieje się przypadkiem. Jasne, są jeszcze wpływowi rówieśnicy, telewizja, internet, zewsząd dziś atakuje zepsucie i demoralizacja, nawet bajki dla najmłodszych ociekają dziś nie lada hardcorem. Dowiedziałem się o tym lat temu, a będzie ze osiem, kiedy to ze swoją małą wtedy jeszcze chrześnicą oglądałem Cartoon Network. Przecieranie oczu ze zdziwienia to najłagodniejsze z czynności mi towarzyszących jakie utkwiły mi w pamięci.


Psychologiem dziecięcym nie jestem, specjalnie ich fanem również, więc na mądrości proszę nie liczyć. Ale jakoś ta wybujała tendencja do seksualnych skojarzeń i fantazji wśród dzieci jest na "zachodzie" coraz bardziej powszechna. Ja rozumiem, że małe dziecko może usłyszeć w domu od rodziców nieparlamentarne słowo na "k", "p", czy "ch", które później z dumą powtórzy w przedszkolu nie znając jego znaczenia. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że dziecko może zaszokować dorosłego człowieka swoim zjawiskowym językowym puryzmem, ale żeby w głowie małej dziewczynki zalęgła się historyjka o "sztywnym jak kij penisie" jej wychowawcy (którego przecież uwielbia) wycelowanym w jej wątłe oblicze? To już zdecydowanie wyższy level kojarzący mi się z moralnym zepsuciem i chyba też ze zbyt wielkim rozluźnieniem obyczajowym w społeczeństwie. W imię nowoczesności i antyzaściankowości rzecz jasna.

Co prawda w filmie pokazano to tak, że wpływ na fantastykę małej Klary miał jej starszy brat, ale sądzę, że problem ten jest nieco bardziej poważny i złożony. Będzie się on coraz częściej pojawiał i nasilał także i u nas. Mam tu na myśli związek przyczynowo-skutkowy w postaci coraz prostszego dostępu do nagości, pornografii i agresji, które atakują dziś młodego człowieka nawet w reklamach chipsów. Za pomówienia autorstwa małej i słodkiej Klary winni są nie tylko rodzice i jej starszy brat, ale też państwo, jako naturalny i nadrzędny organ dbający o swoją nowo narodzoną przyszłość, oraz już tak bardziej ogólnie, przemiany kulturowe. Innymi słowy, sami sobie gotujemy ten los. I tylko nóż się w kieszeni otwiera, gdy słyszy się jak czołowy pewien polski "polityk" proponuje publicznie, żeby obniżyć wiek inicjacji seksualnych do 13 roku życia, no bo przecież takie czasy.

Dostało się więc zatem dzieciom, dorosłym, trochę mieszkańcom miasteczka, także samemu Lucasowi, ale w moim odczuciu najwięcej bigosu narobił w tej opowieści jednak dziecięcy psycholog przesłuchujący małą Klarę. Tu kolejne rozczarowanie niemal perfekcyjnym programem opieki socjalnej jaki jest lansowany w krajach skandynawskich. Jak u licha taki człowiek może opiekować się małymi dziećmi? Pytania tendencyjne, nakierowujące na pożądaną odpowiedź. "Przyznaj się, że widziałaś jego siusiaka, a będziesz mogła iść się pobawić". Na miejscu Lucasa to właśnie jemu przylutowałbym jako pierwszemu, a nie startował do w sumie najlepszego swojego kumpla, prywatnie ojca Klary, który przecież i tak zachował się w porządku jak na zaistniałe okoliczności.

Właśnie. Przyjaźń. To ona jest tu wystawiona na próbę najwyższą. Dostajemy na talerzu wszystkie jej oblicza. Przyjaźń zdradzona, porzucona, fałszywa oraz ta najpiękniejsza z pięknych, kiełkująca w chwili największej biedy. Najbardziej szkoda mi właśnie tego, że wszystkie jej fajnie zobrazowane twarze nie zostały na koniec przez Lucasa rozliczone. A przecież powinny.

No dobra. Czas na morał i podsumowanie. Polowanie, to generalnie bardzo dobry film. Nie epicki i wcale nie wybitny jak to gdzieniegdzie da się usłyszeć. Jest zwyczajnie w pełni satysfakcjonujący, dobrze skonstruowany oraz zagrany, ale co najważniejsze, jest całkiem mądry. Prowokuje do wielotorowej dyskusji, a to najistotniejsze. Poza tym, odejmując już tony owej mądrości, jeśli ktoś jej przesytu nie lubi, jest to w gruncie rzeczy całkiem sprawny i trzymający w napięciu thriller, który można podziwiać bez większych moralnych rozkminek. Trochę za dużo czytałem o jego ogólnej zajebistości i niepowtarzalności, przez co być może oczekiwania wobec niego miałem trochę za duże. Zdarza się.

Nie mniej jednak bardzo interesujące jest to studium psychicznego zgnojenia dorosłego człowieka w cywilizowanym jakby nie było kraju, acz ten nieco mdły od słodkości finał trochę mnie zawiódł niestety. Nie tego chciałem i oczekiwałem. Zbyt proste odwrócenie kota ogonem, zbyt banalne i naiwne, niespotykane na co dzień. Tą trochę nadszarpniętą twarz niby ratuje ostatnia scena, która tknęła w Polowanie bardzo pożądanego przeze mnie odczucia gnoju i konsekwencji czynu. Człowiek po takim doświadczeniu musi widzieć odciśnięte na jego psychice piętno i to już do końca swojego żywota. Musi też czuć, że ta trauma będzie go prześladować każdego dnia jeszcze długimi latami. Życiowe rany nigdy nie goją się tak szybko. I chyba tak właśnie chciał to Vinterberg mniej więcej sfinalizować. Myślę, że nawet mu się to udało. Z jednej strony świat wcale nie jest tak piękny jak go na półkuli północnej malują, ciągle trzeba uważać i pokonywać przeszkody rzucane nam pod nogi, ale z drugiej mańki szkoda wielka, że postanowiono dodać też później garść taniego optymizmu głoszącego, iż sprawiedliwość zawsze zwycięża. Zupełnie niepotrzebna naiwność na koniec. Ale cóż, my nad Wisłą wiemy już od dawna, że sprawiedliwość jest iluzją dostępną tylko dla wielkich magików. Zawsze to jednak fajne uczucie, gdy można sobie obejrzeć jak nagle uświadamiają sobie jej zaburzenie inne, bardzo rozpieszczone przez system nacje ;)

4/6

IMDb: 8,3
Filmweb: 8,0



1 komentarz:

  1. ...fajne...bardzo...lubię czytać Twoje recenzje,
    ale że finał jest mdły do słodkosci nie zgodzę się...
    Społeczeństwo - przyjaciele przymknęli na wszystko oko chcieli zapomniec o sprawie... Wrócić do normalności jak gdyby nigdy nic...
    Tego nie da się zapomnieć
    (nie tylko tego)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń