reż. Andrzej Jakimowski, POL, POR, FRA, GBR, 2012
105 min. Kino Świat
Drugi dzień festiwalu i od razu potężne zderzenie z mocnym kandydatem nie tylko do głównej nagrody, ale kto wie, może nawet i do lauru od publiczności. Piątkowa europejska premiera Imagine naszego krajana Andrzeja Jakimowskiego uroczyście otwierała tegoroczny WFF. Ja jednak wybrałem seans sobotni, w nieco mniej gwiazdorskiej obsadzie na trybunach, bardziej po „warszawsku”, mniej uroczyście i wylewnie, tak jak cała ta niezwykle kameralna i trochę magiczna opowieść. Myślę, że nie będę zbyt oryginalny pisząc już na wstępie i psując zabawę w dalsze czytanie stojąc do samego końca w niepewnym rozkroku, że film zrobił na mnie wielkie wrażenie.
Niezmiernie cieszą mnie w tym miejscu trzy rzeczy. Przede wszystkim powrót Jakimowskiego na wielki ekran, gdyż od jego świetnych i licznie nagradzanych Sztuczek minęło już 5 lat. To trochę za długo jak dla mnie. Niewielu mamy w kraju twórców o tak wyrazistej kinowej wrażliwości i umiejętności łączenia magii z brutalnym realizmem świata nas otaczającego, dlatego na tego rodzaju reżyserów powinniśmy chuchać i dmuchać, by niczego im nie brakowało oraz, by za każdym razem znajdowali pełnię zadowolenia w planowaniu budżetu na swoją kolejną produkcję. Cieszy mnie także to, że Jakimowski idzie dalej naprzód i rozwija się w sposób dostojny i miarowy. Każdy jego kolejny film pokonuje następny szczebelek na drabinie prowadzącej do jeszcze bliżej nieokreślonego szczytu, który jednak z każdym krokiem nabiera bardziej wyrazistego kształtu. Imagine to koprodukcja czterech państw z mocną zagraniczną obsadą, kręcony w słonecznej Lizbonie i mówiony w kilku językach świata. Nie czuć w nim ani przez moment typowo polskich grzechów produkcji, a mimo to z dumą można ogłosić, że jest to film nasz, rodzimy, polskiego autorstwa, skrojony według polskiego pomysłu i sfotografowanego dzięki polskiemu autorowi zdjęć. Wreszcie po trzecie i ostatnie, cieszę się także dlatego, że Jakimowski jako urodzony Warszawiak otwierał tegoroczny WFF, dzięki czemu radość uczestniczenia w tym wydarzeniu osiągnęła swoje apogeum.
Imagine to produkcja na wskroś niezwykła. Swoim minimalizmem i wrażliwością może poruszać serca milionów, ale jednocześnie nie jest pogrążona w banale, kalkomanii i przeroście formy nad treścią. Autorska opowieść Jakimowskiego jest umiejętnie wyważona, dzięki czemu w satysfakcjonujący sposób jednocześnie bawi, smuci, jak i czaruje. Reżyser już od początków swojej ekranowej kariery dysponował zdolnością stosowania metafizycznych doznań i uniesień, które w umiejętny sposób potrafił zrównoważyć pomiędzy poetycką wzniosłością i zadumą oraz prozą codzienności. Aby dotknąć tego co ulotne, niedoceniane i w nas wymarłe, producenci zabierają nas do świata, w którym najważniejsze są wyostrzone zmysły węchu i słuchu oraz to, żeby nie upaść i nie wybić sobie przypadkiem zębów o krawężnik. Prowadzą nas za rękę do obcej większości z nas rzeczywistości, w której rządzi bolesne poczucie alienacji, wyobcowania i społecznego odrzucenia. Zabierają nas do świata ludzi niewidomych.
Nowy nauczyciel to oczywiście nowe metody nauczania. Ian za pomocą echolokacji uczy niewidomych jak postrzegać otaczającą ich przestrzeń. Porzućcie swoje laski mówi, zacznijcie słuchać i wąchać najbliższe wam otoczenie. Wszystko wydaje jakieś dźwięki, dysponuje własnym zapachem, nauczcie się je wszystkie dostrzegać i rozróżniać a będziecie częścią tego świata. W tym miejscu należą się kolejne brawa dla twórców. Z pomocą wyostrzonej techniki przeciętny widz może wejść w świat ludzi niewidomych i poczuć ich niepełnosprawność niemal na własnej skórze. Wszystkie dźwięki w tym filmie, począwszy od tupotu małych nóżek wróbli, przez trzepotanie skrzydeł gołębi, różnorodne ludzkie odgłosy kroków, po gwarne życie nadmorskiego miasta, odgłosy samochodów i ruchu ulicznego jest stylowo uwypuklone. Prawdziwa rozkosz dla audiofilów oraz fanów perfekcji dźwięku w filmie. I wcale nie przeszkadza fakt, że naszym bohaterom towarzyszy stosunkowo mało muzyki.
Widz wraz z pensjonariuszami kliniki, niewidomymi dziećmi, oraz z nową fascynacją Iana, Ewą, uczy się postrzegać rzeczywistość za pomocą swoich zmysłów, które co prawda są na swoim miejscu i funkcjonują jak należy, to jednak dzięki ascetycznemu zderzeniu się z ich światem może postrzegać go w zupełnie inny niż dotąd sposób. Niby zwyczajne ulice, chodniki, dziedziniec klasztoru, liczne zapachy, czy morska bryza, ale dzięki wysiłkowi twórców prężą się one wszystkie na ekranie w zupełnie inny, o wiele barwniejszy sposób, a my możemy dostrzec ich niemal namacalny kształt. Przypomina mi to wszystko trochę baśniową filozofię Jana Jakuba Kolskiego. W Imagine jest podobna ilość magicznej poezji, zmysłowej wrażliwości i piękna samego w sobie. Prawdziwa uczta dla oczu, uszu i duszy. Gdyby kawał białej płachty ekranu był w stanie dostarczyć widzom w kinie także zapachy, Imagine byłby absolutnym perfectum.
I właśnie chyba tu tkwi największa siła najnowszego dziecka Jakimowskiego. Mimo kameralnej stylistyki i delikatnego podejścia do zagadnienia, Imagine wydaje się być opowieścią na wskroś uniwersalną. Odosobnienie ludzi okaleczonych, walczących każdego dnia o realizację własnych marzeń, przezwyciężających swoje lęki i fizyczne niedoskonałości można odbierać w sposób szalenie osobisty. Każdy ma jakieś problemy, fragmenty z definicji życia z którymi sobie nie radzi, ale upór Iana, człowieka świadomego własnych niedoskonałości jest imponujący i zaraża swoją siłą oraz charyzmą. Każdy jego dzień to walka o godność i przetrwanie, o szacunek innych do własnej osoby, o poczucie się ważną częścią tego świata. Jest pewny swoich metod i pragnie nimi zarażać innych. Wymaga to wielu wyrzeczeń, odwagi, a nawet ofiar. Nie jest nieomylny, także popełnia błędy, jak wszyscy, ale jego szaleńczy upór i chęć stawiania czoła naturalnym przeciwnościom losu może imponować. Wszystkim. Postać Iana nie jest więc tylko nauczycielem i przewodnikiem dla ludzi z wadami wzroku i okaleczonych, ale także dla nas samych, zupełnie normalnych i zdrowych. Całość stanowi niezwykle barwną i cenną naukę oraz prawdziwą szkołę życia. Świat ludzi pogrążonych w wiecznej czerni wcale nie jest taki smutny i zero-jedynkowy jak się na pierwszy rzut oka może wydawać. To także kraina pełna barw i radości, a Andrzej Jakimowski z pomocą kamery filmowej potrafił to wszystko dostrzec i podejść na tyle blisko, by zarazić widza szczyptą magii i życiowego optymizmu.
Bardzo ciepła i pozytywna produkcja. Na pewno pojawi się w naszych kinach, mam nadzieję, że prędzej niż później. Radzę więc zapamiętać ten tytuł. Jeszcze tylko finalne dwa słowa na temat aktorów którzy są współodpowiedzialni za całe to zamieszanie. Fenomenalna rola Edwarda Hogga. To druga już po White Lightnin’ która tak bardzo mnie urzekła. Świetny kolo tak na marginesie, fajnie było zamienić z nim kilka słów po seanse. Jego filmowa towarzyszka, Rumunka Alexandra Maria Lara robiąca karierę w Niemczech (znana przede wszystkim jako osobista sekretarka Hitlera hehe), też zdaje się wypływać na coraz to szersze wody. Świetny duet obdarty z nadmiaru zbędnych słów, aż kipiący szczerą namiętnością. W tle naszej dwójki są jeszcze prawdziwie i doświadczone przez złośliwość losu dzieci, które nie muszą niczego udawać, a my próbować pozbyć się dziwnego wrażenia, że wszystko jest tu na niby. Na szczęście nie jest. Aż wali po, nomem omen oczach swoją bezpruderyjną szczerością.
5/6
O rany jakże ja Ci zazdroszczę możliwości uczestniczenia w Festiwalu. Byłam na nim w 2009 roku i to był czas magiczny. Niestety mieszkam ponad 400km od stolicy więc rozumiesz. Brak urlopu, brak kasy na podróż i kolejna edycja mija beze mnie na pokładzie:(
OdpowiedzUsuńA nowego filmu Jakimowskiego jestem bardzo bardzo ciekawa!
Pozdrawiam serdecznie:)
Uwielbiam Sztuczki Jakimowskiego i długo, długo czekałem na jego nowy film. Co prawda nie mam możliwości obejrzenia go w tym momencie, ale mam szczerą nadzieję, że niebawem zobaczę go w kinie. Gdzie się nie rozejrzę wszyscy ten film zachwalają, co mnie bardzo cieszy. Jest więc na co czekać.
OdpowiedzUsuń