niedziela, 12 września 2010

Tańczący ze złem

White Lightnin'
reż. Dominic Murphy, GBR, USA, 2009
92 min.



Jesco White to za oceanem prawdziwa legenda. Inspiruje muzyków do pisania o jego życiu piosenek (choć tych bardziej od country), dokumentalistów do kręcenia filmów na podstawie jego życiorysu, małolatów do tatuowania sobie jego podobizny gdzie popadnie, a także psychiatrów, oraz wszech maści stowarzyszeń i instytucji walczących z szeroko pojętą narkomanią, przemocą w rodzinie, czyli generalnie ze wszystkim co złe i niegodne. Tylko kwestią czasu było więc pojawienie się krewkiego i szokującego Jesco White'a na dużym ekranie. O co w ogóle tyle szumu?

W czarno białych odcieniach Dominic Murphy (kompletnie nic o nim nie wiem) opowiada widzowi o fenomenie White'a. Robi to w nadzwyczaj sprawny sposób. Po pół godzinie filmu wiem już o nim wystarczająco dużo by stwierdzić, że to kompletny wykolejeniec nie pozwalający się wpasować w żadne znane człowieczeństwu wychowawcze szablony.

Rzecz dzieje się w małym prowincjonalnym miasteczku Meldwood, w sercu Appalachów w Zachodniej Virginii, gdzie w iście nędznych warunkach egzystuje młody Jesco. Syn wielkiego Raya White'a (D-Ray), słynnego na pół wschodniego wybrzeża tancerza stepowego, który ponoć jako jedyny na świecie potrafił zrobić 52 stepy (cokolwiek to znaczy). Młody White już w wieku sześciu lat pierwszy raz nawdychał się gazu do zapalniczek. Potem wdychał wszystko. Benzynę, klej, farby, co popadnie. Kanister za kanistrem, tak mijały jego tygodnie. Dziesięciolatek własnoręcznie pokaleczony i wytatuowany tuszem (sztylety i krzyże, tego typu rzeczy), cały w strupach na ciele, wiecznie nawdychany i słaby jak dorosły narkoman z wieloletnim stażem. Oto młodociany obraz współczesnej ikony.

Z takim podejściem do życia, ciągle potykał się o problemy. Bójki, kradzieże, rozboje. Pochłonięty tańcem ojciec starał się jak mógł ratować zbłąkaną duszę Jesco. A to przykuwał go do łóżka łańcuchem, zamykał w szopie, ciągle miał na oku. Ale nic z tego. Urwis uciekał nawet z poprawczaków. Żadna znana temu światu żelazna dyscyplina nie potrafiła złamać młodocianego narkusa.

Całe jego młodzieńcze życie opowiedziane jest w nieco groteskowy sposób i z przymrużeniem oka przez samego zainteresowanego w roli narratora. Szybkie i krótkie retrospektywy, jakby czytanie grubej powieści według spisu treści. Mimo wiejącej z ekranu patologii, często pojawiał się pod moim nosem uśmiech. Nie przypuszczałem wtedy jeszcze, jakiego kalibru ciężar mnie czeka za chwilę.

Wkraczając w dorosły żywot Jesco uświadamiamy sobie jak bardzo potrafi odbić się na nas nasze dzieciństwo i błędy z młodości. Po wieloletnim pobycie w ośrodku dla obłąkanych pół człowiek, pół warzywo wychodzi na wolność by zmierzyć się z teraźniejszością i zaskakującym morderstwem jego ojca. Zemsta staje się jego myślą przewodnią, choć jednocześnie tłumiona jest ona przez mocne postanowienie zrobienia czegoś pozytywnego ze swoim życiem w imię lojalności do własnego ojca. Taniec – symbol wyzwolenia ze szponów Szatana i obłędu, zawładnął umysłem Jessego. Ale nie na długo. Jego przyszłość była z góry skazana na zniszczenie przez jego przeszłość.

Nie wiem na ile jest to rzeczowe i dokładne odwzorowane życia Jessego White'a, ale jako że film, jak głosi informacja na samym początku, to tylko inspiracja jego życiem, domyślam się że autorzy postanowili trochę podkolorować jego życiorys. Zwłaszcza zakończenie, by łatwiej było im uwypuklić pewne tezy które z pewnością chcieli przekazać widzowi. Ale może też i sam prawdziwy Jesco z punktu widzenia statecznego już obywatela, chciał za pomocą sfilmowanej jego biografii, przekazać widzom kilka życiowych prawd, w stylu „nie idźcie tą drogą... ale jeśli już koniecznie musicie, to bawcie się dobrze”.

I widz brnie dalej w to bagno, bo nie ma wyboru. Tłem dla wszystkich tych wypadkowych szalonych zdarzeń z jego udziałem, była ciągle nękająca mój umysł analiza jego szaleństwa, choroby psychicznej, uzależnienia od zła i nieposłuszeństwa, która momentami przybierała karykaturę fascynacji. Murphy wplątał w to jeszcze biblijne przypowieści, obłąkanie i fanatyzm religijny. Klasyczna walka dobra ze złem, ale pozbawione kiczu i tandety. Tylko właśnie tak do końca nie wiadomo kto kogo tutaj reprezentuje. Szalone, często brutalne sceny przerywane są czytaniami biblijnego kaznodziei, z którym z resztą dochodzi do wstrząsającej konfrontacji na końcu. Ale czy aby na pewno? To zakończenie właśnie wbija w fotel najbardziej. Postępujące obłąkanie tworzy w głowie Jesco świat równoległy, w którym nic nie jest oczywiste i momentami sam miałem problem z odróżnieniem prawdy zdarzeń od tylko wytworu jego imaginacji. Ale to akurat celowe zagranie reżysera, które miało na celu spotęgowanie objawów obłąkania i zaproszenie widza do wejścia w jego umysł. Bardzo udane z resztą.

To właśnie dopiero pod koniec dociera do mnie prawdziwa moc przekazu tej produkcji. Wielka siła niosąca bogactwo interpretacji. Oszałamiające dziwactwo i oryginalność filmu potęgują jego równie oryginalne wypełnienia. Np. muzyka. Country i góralskie rytmy z krainy Appalachów, wraz z tańcem stepowym, obłędnie komponują się z surowym brutalizmem opowieści. Tak samo jak zacofanie mentalne i prostolinijność biednej amerykańskiej prowincji. Ich bogobojność, braki edukacyjne i rozbrajająca bezpośredniość tylko potęgują autentyczność w odbiorze. Świetne role każdego planu. Momentami wygląda to na łapankę wśród miejscowych, którzy po prostu wyglądali jakby grali samych siebie. W końcu sposób realizacji oraz technika w czerni i bieli, tak by łatwiej było widzowi wychwycić i skoncentrować się na dzieleniu na dwa. Na dobro i zło. Na Boga i Diabła. Przerost formy nad treścią? Możliwe, ale mnie nie zraziło.

Nieprawdopodobnie mocny film. Brutalny, szczery i krzyczący do widza. Dawno nic mnie tak nie wmurowało w fotel. Pozycja obowiązkowa. Śmiem twierdzić, że Jesco White doczekał się adekwatnej do swojego kultu produkcji. A przy okazji jego fame przekroczy nie jeden ocean. Wielka rzecz. Brawo.

5/6




1 komentarz:

  1. 5/6 ... pewnie warto :) ...może mi się uda jeszcze zobaczyć.

    Nie wiedziałem gdzie umieścić link do mojej recki dlatego wcisnąłem go tu - musisz zobaczyć (film nie reckę):

    http://rymcymcym.blogspot.com/search/label/AUTYZM%20%3A%20Temple%20Grandin

    Mam cholernie "ciężkie pióro" dlatego nie patrz na opis , jak znajdziesz czas koniecznie go zobacz.
    pozdr.

    OdpowiedzUsuń