poniedziałek, 10 października 2011

27 Warszawski Festiwal Filmowy - Na gigancie

Na gigancie / Giants
reż. Bouli Lanners, BEL, FRA 2011
84 min.



Sobotni wieczór poświęciłem nagrodzonemu w tym roku na festiwalu w Cannes filmowi Giants (Międzynarodowe Stowarzyszenie Kin Artystycznych - Najlepszy Film). Miło było zobaczyć na ekranie zaraz po czołówce 27'WFF właśnie francuską "pieczęć" gwarantującą hmm... wysoką jakość i walory estetyczne?

W formie wizualnej i stricte artystycznej faktycznie, sporo tej jakości dało się zaobserwować. Zwłaszcza naturalna gra młodych aktorów zrobiła na mnie duże wrażenie. To bez wątpienia największy pozytyw bijący z ekranu w każdej minucie trwania filmu i obawiam się że poza pięknymi zdjęciami - chyba też jedyny.
Wystarczy to jednak na poczucie błogiej satysfakcji podczas zwijania się końcowych napisów.

Jest lato. Dwaj nastoletni bracia Zak i Seth, całkowicie spłukani i porzuceni przez matkę, lądują w domku na wsi. Jak co roku w czasie wakacji z rezygnacją przygotowują się na beznadziejne lato. Ale w tym roku wszystko się zmienia, kiedy poznają miejscowego rówieśnika Danny'ego. Są razem, życie stoi przed nimi otworem. Przepełnieni poczuciem wolności i buntu rozpoczynają ryzykowną podróż swojego życia. Tragikomedia o zbuntowanych nastolatkach, którzy zaczynają doświadczać życia.

Ano właśnie. Belgijski reżyser, znany chyba bardziej z własnych dokonań aktorskich - Bouli Lanners, cofa się do lat dziecinnej niewinności. A my wraz z nim. Na tle naprawdę wyjątkowych okoliczności otaczającej nas przyrody, palimy z trójką naszych młodych bohaterów blanty, pijemy alkohol, gadamy o masturbacji, klniemy jak szewc, ale też i bawimy się w odpowiedzialną dorosłość widzianą oczami dziecka. Ich głupota i naiwność wcale nie są balastem. Są raczej przedstawione jako naturalna kolej rzeczy. W końcu każdy z nas był kiedyś dzieckiem i wyczyniał różne głupstwa. Okres wakacyjny i bezpieczna odległość od dorosłych opiekunów tylko temu sprzyja. Każdy wiek ma swoje prawa i Lanners właśnie o tym nam mówi.

Jest to więc taka nostalgiczna opowiastka, jakiś wycinek z życia współczesnych dzieciaków żyjących gdzieś w środku Europy. Urzekające, bo po pierwsze, odegrane w bardzo naturalny i przyswajalny sposób, a po drugie, bo myślę, iż wielu z nas - dorosłych już dzieci, ciągle ma w sobie jakąś tęsknotę za latami błogiej, dziecinnej niewinności. Podróż do lat minionych i już na zawsze utraconych. Sympatyczne, ale w sumie o niczym.

3/6



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz