Znieważona ziemia / Land of Oblivion
reż. Michale Boganim, UKR, POL, FRA, GER 2011
105 min.
Koprodukcja czterech narodów. Ukraińsko-Polsko-Francusko-Niemiecka. W dodatku za sterami reżyserskimi stanęła kobieta - Żydówka. Istna mieszanka wybuchowa, ale w tym przypadku zaskakująco dobrze dobrana. Nas, poza rodzimymi producentami i dofinansowaniem przez PISF, reprezentują Andrzej Chyra w roli, nazwijmy ją drugoplanową, a także Leszek Możdżer w roli kompozytora muzyki, zdecydowanie pierwszoplanowego. Można więc śmiało powiedzieć, że Znieważona ziemia jest w dużym ułamku także filmem polskim.
Dotyczy ona jednak problemu trochę nam mimo wszystko obcemu. Aczkolwiek 25 lat temu, z pewnością wielu nam, lub naszym rodzicom i dziadkom do śmiechu wcale nie było. Otóż 26 kwietnia 1986 roku doszło do największego w skali świata wypadku jądrowego, do którego doszło wyniku wybuchu wodoru z reaktora jądrowego bloku nr 4 elektrowni atomowej w Czarnobylu.
26 kwietnia 1986 roku, Prypeć. Tego dnia odbywa się wesele Ani i Piotra. Mały Walery i jego ojciec Aleksy, fizyk zatrudniony w elektrowni atomowej w Czarnobylu sadzą jabłoń. Mikołaj, leśniczy, robi obchód w lesie otaczającym elektrownię. Dochodzi do katastrofy. Piotr jako strażak jedzie do piekła. Aleksy zmuszony do milczenia przez władze, woli zniknąć. Dziesięć lat później opuszczone miasto stało się ziemią niczyją i dziwaczną atrakcją turystyczną. Ania jeździ do Zony jako przewodniczka, a Walery po to, aby szukać śladów ojca. Mikołaj pielęgnuje w skażonej strefie zatruty ogród.
Osobiście z tamtego okresu pamiętam tylko tą przeklętą lugolę. W polskich sklepach błyskawicznie zaczęła znikać jodyna. Zabrakło też mleka w proszku i masła. Z powodu braku tabletek jodowych, ministerstwo zdrowia podało płyn lugola 18,5 milionom Polaków w różnych kategoriach wiekowych, co było ponoć największą tego typu akcją na świecie. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co działo się w ZSRR i na terenach najbardziej skażonych radioaktywnym promieniowaniem.
Film Znieważona ziemia zmierzył się w końcu z dramatem ludzi tamtych dni. Ale nie jest to film utkany wedle definicji kina katastroficznego. Katastrofa, a i owszem, jest, ale odbywa się ona tylko w ludzkich głowach. Na tle mieszkańców modelowego radzieckiego miasta powstałego przy czarnobylskiej elektrowni, Prypeci, autorka pokazuje poziom manipulacji, dezinformacji i politycznego utajnienia katastrofy przez radzieckich decydentów. Ale przede wszystkim, przedstawia to, w jaki sposób odebrali tą tragedię zwykli mieszkańcy ulokowanych ledwie kilka kilometrów od elektrowni wiosek i miasteczek.
Dziś Prypeć, mimo upływowi lat jest miastem widmo. W środku opuszczonych zabudowań znajduje się strefa Zona do której nadal nie ma wstępu przeciętny obywatel. Miłośnicy wymarłych miast i starych opuszczonych fabryk zjeżdżają się tam z całego świata w celach turystycznych. Ale na kręcenie filmu fabularnego na zgliszczach historii, zgodę musiały wydać najwyższe władze Ukrainy. Reżyserka po filmie mówiła, że nie było to łatwe. Na terenie Zony można przebywać maksymalnie pięć dni, a cała ekipa filmowa wraz z aktorami, nie mogła przekraczać 40 osób. Do tego wszechobecna biurokracja i utrudnianie na każdym kroku.
Ten film był bardzo potrzebny mieszkańcom dzisiejszej Ukrainy. Katastrofa w Czarnobylu nadal tkwi głęboko w ich głowach. Opuszczone miasta i domy skrywają wielką tajemnicę i cierpienie milionów zwykłych obywateli. Po prostu zasłużyli sobie na to, aby świat zobaczył ich dramat widziany okiem współczesnej, pozbawionej wszelkich politycznych naleciałości, zdystansowanej kamery.
Co do naszych. Chyra zagrał bardzo poprawnie. O dziwo, nie znając języka rosyjskiego, prezentował swoje lingwistyczne umiejętności w sposób wzorowy i godny pozazdroszczenia. Muzyka Możdżera mimo że naprawdę świetna, chyba nie bardzo pasowała do tematu. Lekki zawód zakończeniem filmu. Cała historia ukazana w stylu "10 lat później" mnie trochę znudziła. No ale, co kto lubi.
4/6
Zwiastuna na razie nie ma. Jest tylko fragment jednej ze scen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz