Metropia
reż. Tarik Saleh, SWE, DEN, NOR, 2009
86 min. Gutek Film
W zeszłym roku najlepszym filmem festiwalu według publiczności był Walc z Bashirem. Szalenie poważny dramat wojenny wykonany za pomocą animacji. I słusznie. Sam bardzo wysoko go oceniłem. Uznałem go nawet w swoim prywatnym rankingu filmem roku. ROKU! No kto by pomyślał... filmem roku twór, bądź co bądź, animowany. Czyli teoretycznie mało poważny. Przynajmniej z definicji. Na szczęście twórcy filmowi coraz częściej sięgają po ten sposób ekspresji, by za jej pomocą stworzyć poważne kino. Niestety ciągle chyba zbyt rzadko. Poza Walcem w ostatnich latach powstał jeszcze chyba tylko zupełnie przyzwoity Persepolis. W tym roku w programie WFF również pojawiła się animacja, tym razem sci-fi. Skandynawowie zakasali rękawy i pod dowództwem urodzonego w Sztokholmie Tarika Saleha, stworzyli niezwykle oryginalną i futurystyczną wizję naszego kontynentu. Metropia, bo o niej mowa, udowodniła tym samym, że nie tylko jankesi i skośnoocy potrafią animować przyszłość.
Tarik Saleh obecny w sali kinowej, wydał się zupełnie wyluzowanym i niczym niewyróżniającym się facetem w trampkach. Opowiedział przed seansem trochę o filmie, po czym poprosił nas (widownię) o możliwość zrobienia nam zdjęcia. No bo ponoć nie spodziewał się że będzie nas aż tyle. Dziwny jakiś... hehe
Główne danie wieczoru, Metropię, poprzedziła krótkometrażowa opowieść o królikach ulepiona w całości z plasteliny (Esterhazy). Ludzie bili na koniec brawo również obecnej na sali autorce projektu, Izabeli Pluciśnkiej (która zupełnie przy okazji ulepiła z plasteliny także tegoroczną czołówkę festiwalu). Ale ja niemiłosiernie się na nim wynudziłem. Oczywiście doceniam trud i energię włożoną przez twórców w wieloletnią produkcję tego filmiku, ale finalny odbiór przeze mnie ich płodu był przebolesny. W każdym bądź razie nie polecam. Chyba że jego odbiorcami miały być przede wszystkim dzieci. Eh ta niewdzięczna starość...
Zaraz potem na ekranie zagościła wyczekiwana przeze mnie Metropia. Od razu rzuciło się w oczy bardzo oryginalne podejście do animacji. Wydawać by się mogło, że w tej materii człowieka nie jest w stanie już nic zaskoczyć. Jednak czasy mamy jakie mamy, a postęp w sferze animacji komputerowej bezkompromisowo podąża do sytuacji, w której postać wirtualna będzie łudząco podobna do żywego aktora, a z czasem nawet i jego prześcignie. No bo przecież nie będzie mowy o dublach i powtórkach. Animowany aktor zawsze będzie wypoczęty, w odpowiednim nastroju i za każdym razem zagra to o co poprosi go reżyser. Oczywiście pociąga to za sobą niebezpieczeństwo w postaci wyeliminowania w dalekiej przyszłości żywych ludzkich aktorów, no ale póki co wilk jest syty i owca cała. Głosu wirtualnym bohaterom użyczyli w filmie Vincent Gallo czy uroczo wywrócona na lewą stronę Juliette Lewis.
Wizualnie wygląda wszystko świetnie. Animacja ma tą przewagę nad realem, że twórcy mogą stworzyć wszystko to co tylko przyjdzie im w danej chwili do głowy. W rzeczywistej scenografii, człowieka ogranicza człowiek. A raczej to co dotąd był w stanie wymyślić i zbudować gołymi rękoma. W Metropii ukazano nam wizję Europy pogrążonej w chaosie i kryzysie spowodowanym kurczeniem się światowych zasobów surowców naturalnych. Życie wielkich metropolii przeniosło się pod ziemię, w której wielki monopolista wybudował siatkę linii metra łączącą wszystkie wielkie miasta Europy.
W tychże realiach funkcjonuje nasz główny bohater - Roger. Jest telefonicznym konsultantem w jakiejś korporacji i wbrew zakazom oraz nakazom, dojeżdża do pracy nielegalnie rowerem po wyludnionej odpychającej powierzchni. Roger w końcu jest zmuszony przesiąść się jak wszyscy inni do kolejki metra. Tam poznaje dziwny głos, który nadaje do niego z jego własnej głowy. No tak to się mniej więcej wszystko zaczyna. Akcja rzecz jasna wartko się rozwija, pojawia się intryga i spisek. Gdzieś w tym wszystkim zawieruszony jest symbol prostej jednostki ludzkiej, która dąży do odkrycia prawdy, zdemaskowania i ośmieszenia systemu, no i w ogóle żeby było tak jak dawniej.
Do mniej więcej połowy filmu wszystko jest tak jak tego oczekiwałem, a raczej tak jak być powinno. Pomysł bowiem dorównuje wykonaniu. Może mój odbiór spowodowany był faktem, iż mniej więcej właśnie tyle czasu potrzebowałem na przywyknięcie do dość nowatorskiej grafiki oraz animacji postaci, jak i otoczenia. Gdy się z nią już obyłem, fabuła filmu raptem zaczęła mnie trochę nudzić. Trochę jakby zabrakło Tarikowi pomysłu na wprowadzenie nas wszystkich do finału opowieści. Momentami miałem wrażenie że oglądam film animowany bardziej adresowany do dzieci. No... powiedzmy że do młodzieży. Pewne schematy jak żywo przywodziły mi na myśl stare japońskie kreskówki. Aczkolwiek całość należy jednak rzecz jasna zakwalifikować jako animację dla dorosłych.
Mimo tych pewnych braków i kilku prywatnych wątpliwości, które jednak nie rzutują aż tak bardzo na odbiór całkowity, Metropię oceniam dość wysoko. Z pewnością produkcja ma spory potencjał, choć głównie ze względu na wartości artystyczne oraz jakość wykonania. Niebanalny. To słowo przychodzi mi na myśl w pierwszej chwili, próbując krótko i zwięźle opisać film. Niebanalny i nowatorski. Ciężarem gatunkowym oczywiście nie dorównuje Bashirowi czy Persopolis, ale fani science fiction będą zadowoleni. I to już drugi raz podczas tegorocznego festiwalu. Najpierw Moon teraz Metropia. M jak.. aaa nie ważne.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz