sobota, 18 sierpnia 2018

Dobry, zły i brzydki

Dogman
Reż. Matteo Garrone, ITA, FRA, 2018
102 min. M2 Films
Polska premiera: 14.09.2018
Dramat


Jestem chyba psychofanem Włoch. Gdybym miał wybierać gdzie chciałbym zamieszkać poza Polską, to właśnie najprędzej postawiłbym ptaszka przy landzie z Półwyspu Apenińskiego. Raz, że to kolebka cywilizacji, w której narodziła się kultura i nauka. Dwa, ta słoneczna kraina nasycona jest obłędnymi krajobrazami, starożytnymi zabytkami i klimatem, który nawet w grudniu nakazuje się cieszyć życiem. Włochy kojarzą się głównie z zajebistymi zatokami i plażami, toskańskimi pagórkami, Watykanem, boską Monicą Bellucci, włoskim Calcio, superautami z duszą, a także, last but not least - ze wspaniałą kuchnią, którą w dwudziestej piątej odmianie można zmierzyć się nawet na dworcu w Kutnie. Ale Włochy to nie tylko styl Dolce Vita i obiekt westchnień podróżników oraz rodzin z dziećmi szukających miejsca na wakacje marzeń. Włochy, to także świetnie zorganizowana mafia, obskurne Vele di Scampa w Neapolu, Camorra, Cosa Nostra, Ojciec Chrzestny, Costa Concordia, Fiat Multipla i wiadukt w Genui (RIP).

We włoskiej kinematografii aż roi się od podobnych skrajności i jaskrawości. Włosi na dużym ekranie przerabiali już wszystko. Od gloryfikowania faszyzmu, przez kino białych telefonów, neorealizm włoski, commedia all’italiana, spaghetti western, kino społeczno-polityczne, egzystencjalne i autorskie. Federico Fellini, Michelangelo Antonioni, Luchino Visconti, Pier Paolo Pasolini, Bernardo Bertolucci, czy Giuseppe Tornatore to nazwiska dobrze znane przeciętnemu kinomaniakowi, a przynajmniej powinny. Ich kinematografia to także jeden z powodów, dla których Italia jest mi bliska, co w ostatnich latach dobitnie udowadnia capo di tutti - Paolo Sorrentino. Ale jest jeszcze jeden współczesny włoski reżyser, który umie przybajerzyć włoskim stylem, acz tym bardziej mrocznym, brudnym i obdartym z prospektowych złudzeń. To Matteo Garrone.

Ciekawy człowiek. Nakręcił dotąd 8 filmów, ale dopiero jego piąta produkcja odbiła się w świecie wielkim echem i wywindowała go na piedestał uznanych włoskich twórców. Mowa rzecz jasna o Gomorrze, która prawdę mówiąc w wydaniu fabularnym specjalnie mnie nie zachwyciła, ale za to bardzo spodobał mi się klimat Neapolu ukazanego nie od strony Pompei, Wezuwiusza czy rajskiej wyspy Capri, lecz bardziej od strony blokowisk w Vele di Scampa i cuchnących wysypisk śmieci. To także Włochy, nawet nie wiem czy nie prawdziwsze i trzeba być tego świadomym. Gomorra znów przypomniała całemu światu o włoskiej mafii, czego efektem było pójście za ciosem i wyprodukowanie jednego z najlepszych seriali w gangsterskim klimacie ostatnich lat. Kto jak kto, ale włoska mafia ma niepodważalny wpływ na światową kinematografię i należy się jej szacuneczek.


Po Gomorrze Garrone próbował swych sił także w komedii Reality, oraz w neapolitańskiej baśni dla dorosłych w stylu braci Grimm - Pentameron, czym kupił mnie jeszcze bardziej, ale jeszcze nie na tyle, by dodać go do „ulubionych”. Dziś, po trzech latach przerwy wrócił do kin i zachwycił krytyków na festiwalu w Cannes. Dogman zgarnął Złotą Palmę za najlepszą rolę męską dla Marcello Fonte i otarł się o najwyższe laury w głównym konkursie. Ale chwila, chwilunia, uno momento. Warto zatrzymać się w tym miejscu na chwilę przy Fonte. Co to jest za gość... Charyzmą przypomina Ala Pacino, zresztą nawet przez krytykę w Cannes został do niego przyrównany. Kapitalna rola. Jestem przekonany, że świat jeszcze o nim usłyszy. Czas pokaże, niemniej za rolę Marcello w Dogmanie należy mu się standing ovation przez jakieś dwie godziny plus VAT.

A film? Bardzo w stylu Garrone, który postanowił wyciąć ze swoich dotychczasowych filmowych kliszy wszystko co najlepsze i najbardziej charakterystyczne, by upchnąć je w jednym filmie. Znów mamy więc do czynienia z obskurnymi przedmieściami wielkiego, bliżej nieokreślonego miasta w stylu Gomorry, z tymi wszystkimi obskurnymi budynkami lokowanymi przy brudnej plaży, której na próżno szukać na zdjęciach na Bookingu. Także z surrealistycznym humorem i lekko baśniową formą ekspresji z Pentameronu, oraz ze szczyptą humoru i groteski w stylu Reality. Poznajemy małą i lekko zwariowaną społeczność tego miasteczka, właścicieli przyległych do siebie lokali - kantoru, salonu z automatami, lokalnej trattorii i psiego fryzjera, tytułowego Dogmana, który oprócz tego, że jest miłośnikiem czteronożnych ulubieńców ludzi, oraz troskliwym, kochającym ojcem małej córeczki, to między jednym strzyżeniem psa, a rozmową z córką sprzedaje także lokalsom kokę, no bo wakacje z córką i alimenty to kosztowna impreza, nawet z punktu widzenia słonecznej Italii.

Marcello to kapitalna postać, acz zdecydowanie tragiczna. Garrone inspirował się prawdziwymi wydarzeniami i makabryczną zbrodnią którą żyły całe Włochy w roku 1988. Jego charakterystyka została nakreślona w taki sposób, by widz od razu zaprzyjaźnił się z głównym bohaterem i trzymał za niego kciuki w jego walce o godność, a jednocześnie, by ten ciągle wprowadzał go w stan niezrozumienia, zwątpienia i chaosu. Marcello jest człowiekiem, którym targają same sprzeczności. Bez wątpienia ma dobre serce, kocha swoją córkę i psy, ale jednocześnie ciągle jest kuszony przez złe moce, którym czasem daje się nabrać na rzuconą w niego wędkę. Przypomina mi mnie samego, a także połowę ludzkości, która z pozoru często wydaje się być lokowana po dobrej stronie mocy, ale cholera jasna, wiecie jak jest - w praktyce nie zawsze nam to wychodzi. Zbyt wiele pokus i zbyt mało oleju we łbie. Najczęściej zmusza nas do tego jednak samo życie, które zwykle nie głaszcze po jajkach, a czasem po prostu nasze słabości przejmują chwilowo kontrolę nad naszymi jestestwami i jebut, ostał nam się jeno kac i sznur. Marcello jest właśnie takim zmaterializowanym naszym wewnętrznym chaosem, cały czas tkwi w konflikcie, ale jednak kierują nim głównie dobre, twarde zasady rodem z blokowisk, za co cholernie go polubiłem. Niestety te wpędzają go ciągle w kolejne kłopoty.


Popadając w konflikt z całą lokalną społecznością Marcello stara się w końcu odegrać na tym, który go w te kłopoty wprowadził na kopach. Dobroć i uległość, to cechy, które ostatecznie go zniszczyły. ale na szczęście nie zabiły. Pierwiastek człowieczeństwa jaki się w Marcello tli, to wypisz wymaluj odzwierciedlenie kondycji dzisiejszej ludzkości - tej zagubionej, wyobcowanej, nieufnej i rozmarzonej. Marcello jest postacią, która - niech Bóg mi wybaczy - koniec końców postanowiła dać się ukrzyżować za wszystkich. To prawdziwy bohater naszych czasów, mimo, że niski, przygarbiony i niezbyt urodziwy. Typ: „trochę śmierdzę, ale mam złote serce”. Kładzie całe swoje życie na szalę jakiegokolwiek znaczenia, by odkupić winy, niekoniecznie swoje, oraz by udowodnić wszystkim w koło, że jednak jest kimś, a nie tylko małym, nędznym pomiotem, którego wszysy mają gdzieś. Chciałem kilka razy w kinie wykrzyknąć mu w twarz - "Marcello, daj spokój, odpuść chłopie, nie rób tego", ale on jest głuchy na nasze wewnętrzne wołania. Rozgrywa własną grę, ryzykowną, może też i głupią, ale za to nie można odebrać mu godności. Mam wrażenie, że cena jaką czasem trzeba w dzisiejszych czasach za nią płacić stale rośnie i prędzej czy później wszyscy zbankrutujemy.

Dogman, film, który z pozoru wydaje się być lekkim komediodramatem, staje się ostatecznie manifestem potrzeby godności i szacunku w świecie, w którym rządzi prawo silniejszego i gdzie jedynym wyjściem staje się przemoc. Garrone kapitalnie łączy ze sobą przeciwieństwa i skrajności - piękno i brzydotę, dobro i zło, realizm i surrealizm, koszmar i sen. Kontrasty te w połączeniu ze świetną oprawą wizualną i kapitalnie odwzorowaną rolą główną sprawiają, że Dogman staje się pozycją nie tyle znaczącą na mapie kinowych nowości, co wręcz obowiązkową. Nie tylko dla fanów Włoszczyzny. W polskich kinach we wrześniu, ale już teraz można załapać się na przepremierowe pokazy. Zachęcam. Ciao.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz