Rozstanie
reż. Asghar Farhadi, IRN, 2011
123 min. Gutek Film
Polska premiera: 7.10.2011
Zderzenie z islamem w odniesieniu do Europy w ostatnich latach wypada bardzo blado. Lansowana już od wielu lat przez Unię Europejską poprawność polityczna i bezgraniczna tolerancja dla innych wyznań i kultur z każdym kolejnym rokiem zdaje się pogrążać w chorym irracjonalizmie i zjadać własny ogon. Według prognoz, już za 30 lat co piąty obywatel UE będzie wyznawcą islamu. Już teraz muzułmanie stanowią przeszło 5% populacji państw Unii. W Brukseli, bądź co bądź stolicy Europy, siedem najpopularniejszych imion nadawanych chłopcom w ostatnim czasie, to Mohamed, Adam, Rayan, Ayoub, Mehdi, Amine i Hamza. Francja nie może poradzić sobie z arabskimi emigrantami okupującymi przedmieścia Paryża do którego już od dawna nie ma wstępu biały Francuz. Tylko w zachodnim Berlinie stoi ponad 80 meczetów, w Londynie zaś, liczbą muzułmańskich świątyń już dawno przestano się zamartwiać. Nikt nie jest w stanie ich wszystkich zliczyć. Tam islamizacja społeczeństwa trwa w najlepsze, skutecznie eliminując z życia codziennego fundamentalne wartości kultury zachodniej, której Europa od wieków była wierna i niewzruszona stała na jej straży.
To nie są zmanipulowane slogany zerżnięte żywcem z ulotek organizacji skrajnie prawicowych i nacjonalistycznych. Ot, takie są fakty. Patrzę na to wszystko z dużym niepokojem, gdyż jak przystało na chrześcijańskiego europejczyka, uważam, że mamy realne powody do obaw. Wiem, czasy się zmieniają, kultury mieszają, ludzkość dąży do jednego reprezentatywnego obywatelstwa dla całego świata. Ale czemu ma to się odbywać kosztem wartości bliskich naszym sercom? Wyrośliśmy na nich, a nasi przodkowie o nie walczyli. Brońmy ich i bądźmy dumni z naszej historii.
Europa zdaje się jednak wreszcie trochę budzić z letargu w który sama się zresztą wpędziła. Rozpoczęli Skandynawowie mówiąc NIE dalszej islamizacji Europy zamykając przy tym szczelniej swoje granice. Potem z peletonu poprawności i równości odłączyli się zalewani falą emigrantów Włosi. Wschodnia Europa wiadomo, trzyma się jeszcze nieźle w opozycji do tolerancyjnej propagandy, choć fakt, lekko nie jest. Nie wiem dlaczego, ale goniąc za wysokim poziomem życia zachodniej Europy, wschód koniecznie chce przy tym popełniać te same jej błędy. Wczoraj przeczytałem, że Real Madryt usunął ze swojego królewskiego herbu z roku 1920 znak krzyża z korony, by nie prowokować nim środowisk muzułmańskich. Nie wiem dokąd zmierza ten kontynent, ale wiem, że dryfuje zdecydowanie nie w tym kierunku w którym powinien. Prawdopodobnie do mentalnej samozagłady, ale proszę, nikomu o tym nie mówcie.
O ile islam z uporem fanatyka religijnego szukający dla siebie rynku zbytu w chrześcijańskiej Europie jest zjawiskiem niepokojącym, o tyle spoglądanie na niego funkcjonującego w jego naturalnym środowisku, może być dla Europejczyka bardzo pożyteczne, by nie powiedzieć wręcz, inspirujące. Dobrym przykładem tego jest wyróżniony tegorocznym Oscarem, pogromca polskiego W ciemności (słusznie zresztą), irański film Rozstanie. Co prawda trochę czasu od jego premiery już minęło, opadł cały ten zgiełk i tumany kurzu jakie się za nim unosiły w powietrzu, to jednak dopiero teraz znalazłem dla niego chwilę by coś więcej napisać. Acz dla odmiany, o samym filmie będzie chyba najmniej.
Europa odkryła Asghara Farhadi i nagrodziła w roku 2009 Srebrnym Niedźwiedziem na Berlinale (Co wiesz o Elly). Minęły trzy lata i we wrażliwości irańskiego reżysera rozkochał się cały świat. I chyba wiem dlaczego. Jego filmy charakteryzują się niezwykłą szczerością, wiarygodnym rozrysowaniem postaci, oraz mówią do światowego widza językiem dla niego zrozumiałym, acz wiernym swojej muzułmańskiej tradycji. Rozstanie jest bogate w doznania. Zahacza o europejskie, a nawet hollywoodzkie wzorce i naleciałości. Jest w odpowiedni sposób wyważone i dramatyczne, lecz nie nęka przesadnie spodziewanym po kinie irańskim folklorem. Należy traktować to rzecz jasna w kategorii plusów dodatnich.
Na tle konfliktu dwóch jakże różnie sytuowanych rodzin, Farhadi prezentuje cały wachlarz życiowych komplikacji z jakimi musi się mierzyć człowiek pod niemal każdą szerokością geograficzną. Walka uczciwości z kłamstwem, honoru z jego brakiem, szacunku do bliźniego z pogardą. A wszystko to spowodowane przez absolutny przypadek, niewinne zrządzenie losu jaki pociąga za sobą szereg zdarzeń, które wyciągają z człowieka jego prawdziwe oblicze. Jakie ono jest w rzeczywistości, często dowiadujemy się dopiero wtedy, kiedy zostaniemy poddani presji chwili i otoczenia. Życiowe aż do bólu.
Ta umiejętnie poprowadzona historia pokazuje także siłę islamu. Acz nie robi tego w zbyt nachalny sposób. Każdy człowiek może popełnić błąd, zgrzeszyć myślą czy uczynkiem, ale w obliczu swojego Boga zawsze musi zostać z tego rozliczony. Teraz nasuwa się pytanie, czy przeciętny chrześcijanin oglądając Rozstanie potrafi dostrzec, zrozumieć i docenić siłę islamu? Jego sterylność, fanatyzm i bezgraniczne oddanie potrafią zniechęcić, a nawet przestraszyć, to prawda. Natomiast lepsza twarz muzułmanów pokazuje ich wiarę jako ascetyczne doświadczenie i bezwzględne oddanie dla norm oraz szeregu wytycznych zawartych w Koranie. Tą twarz ukazuje w swoim filmie także Farhadi, czego jaskrawym przykładem jest konieczność złożenia przez jedną z głównych bohaterek przysięgi prawdomówności przed świętą księgą. Siła i strach przed jej splamieniem (Koranu) są wyższe od interesu rodziny. Czy przeciętny chrześcijanin potrafiłby w obliczu Biblii publicznie się dla niej zhańbić i poniżyć? Pokażcie no mi go palcem bo nie widzę.
Właśnie tego brakuje mi w naszej doktrynie Kościoła chrześcijańskiego. Siła islamu jest mocniejsza, gdyż więcej wymaga od swoich niezwykle posłusznych wyznawców. Natomiast w krajach chrześcijańskich od wielu już lat trwa systematyczne odejście od wiary, jej norm i przykazań, mimo że nie wymaga ona od nas rzeczy niemożliwych, czy nawet specjalnie trudnych. Również i u nas zauważalny jest jej widoczny regres, jednak kryzys polskiego kościoła jest trochę bardziej złożony i nie czas oraz miejsce by nad tym tutaj debatować. Może więc właśnie stąd ta ekspansja islamu w Europie jak i na całym świecie? Po prostu wykorzystuje słabość trochę zagubionych i znudzonych chrześcijan. Rozstanie poza interesująca warstwą merytoryczną i sytuacyjną, wspaniałą oraz szczerą grą aktorską, ukazuje ciepłe oblicze muzułmanów. Ich filozofię życia, definicję szczęścia, pragnienia i potępienia. Niby takie same, a jednak, jakby trochę się różnią.
Piękno i siłę rdzennego islamu można dostrzec tylko wtedy, gdy oddzielimy religię od spraw państwowych i politycznych. Niestety jest to trudne. Islam dla wielu mas stał się hasłem antyeuropejskich rebelii. Islamscy fundamentaliści w przeciwieństwie do cywilizacji zachodniej, potrafią zabijać za znak krzyża i Biblię w ręku. Czymże jest więc nasza europejska tolerancja na tle tak barbarzyńskich aktów wyznania wiary? Pewnie, że też mamy wiele na swoim sumieniu, ale wyprawy krzyżowe skończyły się już w XIII wieku. Dlatego do innych wyznań i wierzeń powinniśmy podchodzić z odpowiednim dla nas dystansem. Czerpmy z nich inspiracje, siłę, delektujmy się nimi, oglądajmy ich filmy i słuchajmy ichniejszej muzyki, ale na Boga, nie przenośmy obcych religii do Europy. A i my też, przestańmy w końcu nawracać dzikusów. Świat będzie bardziej różnorodny, może i podzielony, ale autentycznie piękniejszy.
4/6
IMDb: 8,6
Filmweb: 7,7
reż. Asghar Farhadi, IRN, 2011
123 min. Gutek Film
Polska premiera: 7.10.2011
Zderzenie z islamem w odniesieniu do Europy w ostatnich latach wypada bardzo blado. Lansowana już od wielu lat przez Unię Europejską poprawność polityczna i bezgraniczna tolerancja dla innych wyznań i kultur z każdym kolejnym rokiem zdaje się pogrążać w chorym irracjonalizmie i zjadać własny ogon. Według prognoz, już za 30 lat co piąty obywatel UE będzie wyznawcą islamu. Już teraz muzułmanie stanowią przeszło 5% populacji państw Unii. W Brukseli, bądź co bądź stolicy Europy, siedem najpopularniejszych imion nadawanych chłopcom w ostatnim czasie, to Mohamed, Adam, Rayan, Ayoub, Mehdi, Amine i Hamza. Francja nie może poradzić sobie z arabskimi emigrantami okupującymi przedmieścia Paryża do którego już od dawna nie ma wstępu biały Francuz. Tylko w zachodnim Berlinie stoi ponad 80 meczetów, w Londynie zaś, liczbą muzułmańskich świątyń już dawno przestano się zamartwiać. Nikt nie jest w stanie ich wszystkich zliczyć. Tam islamizacja społeczeństwa trwa w najlepsze, skutecznie eliminując z życia codziennego fundamentalne wartości kultury zachodniej, której Europa od wieków była wierna i niewzruszona stała na jej straży.
To nie są zmanipulowane slogany zerżnięte żywcem z ulotek organizacji skrajnie prawicowych i nacjonalistycznych. Ot, takie są fakty. Patrzę na to wszystko z dużym niepokojem, gdyż jak przystało na chrześcijańskiego europejczyka, uważam, że mamy realne powody do obaw. Wiem, czasy się zmieniają, kultury mieszają, ludzkość dąży do jednego reprezentatywnego obywatelstwa dla całego świata. Ale czemu ma to się odbywać kosztem wartości bliskich naszym sercom? Wyrośliśmy na nich, a nasi przodkowie o nie walczyli. Brońmy ich i bądźmy dumni z naszej historii.
Europa zdaje się jednak wreszcie trochę budzić z letargu w który sama się zresztą wpędziła. Rozpoczęli Skandynawowie mówiąc NIE dalszej islamizacji Europy zamykając przy tym szczelniej swoje granice. Potem z peletonu poprawności i równości odłączyli się zalewani falą emigrantów Włosi. Wschodnia Europa wiadomo, trzyma się jeszcze nieźle w opozycji do tolerancyjnej propagandy, choć fakt, lekko nie jest. Nie wiem dlaczego, ale goniąc za wysokim poziomem życia zachodniej Europy, wschód koniecznie chce przy tym popełniać te same jej błędy. Wczoraj przeczytałem, że Real Madryt usunął ze swojego królewskiego herbu z roku 1920 znak krzyża z korony, by nie prowokować nim środowisk muzułmańskich. Nie wiem dokąd zmierza ten kontynent, ale wiem, że dryfuje zdecydowanie nie w tym kierunku w którym powinien. Prawdopodobnie do mentalnej samozagłady, ale proszę, nikomu o tym nie mówcie.
O ile islam z uporem fanatyka religijnego szukający dla siebie rynku zbytu w chrześcijańskiej Europie jest zjawiskiem niepokojącym, o tyle spoglądanie na niego funkcjonującego w jego naturalnym środowisku, może być dla Europejczyka bardzo pożyteczne, by nie powiedzieć wręcz, inspirujące. Dobrym przykładem tego jest wyróżniony tegorocznym Oscarem, pogromca polskiego W ciemności (słusznie zresztą), irański film Rozstanie. Co prawda trochę czasu od jego premiery już minęło, opadł cały ten zgiełk i tumany kurzu jakie się za nim unosiły w powietrzu, to jednak dopiero teraz znalazłem dla niego chwilę by coś więcej napisać. Acz dla odmiany, o samym filmie będzie chyba najmniej.
Europa odkryła Asghara Farhadi i nagrodziła w roku 2009 Srebrnym Niedźwiedziem na Berlinale (Co wiesz o Elly). Minęły trzy lata i we wrażliwości irańskiego reżysera rozkochał się cały świat. I chyba wiem dlaczego. Jego filmy charakteryzują się niezwykłą szczerością, wiarygodnym rozrysowaniem postaci, oraz mówią do światowego widza językiem dla niego zrozumiałym, acz wiernym swojej muzułmańskiej tradycji. Rozstanie jest bogate w doznania. Zahacza o europejskie, a nawet hollywoodzkie wzorce i naleciałości. Jest w odpowiedni sposób wyważone i dramatyczne, lecz nie nęka przesadnie spodziewanym po kinie irańskim folklorem. Należy traktować to rzecz jasna w kategorii plusów dodatnich.
Na tle konfliktu dwóch jakże różnie sytuowanych rodzin, Farhadi prezentuje cały wachlarz życiowych komplikacji z jakimi musi się mierzyć człowiek pod niemal każdą szerokością geograficzną. Walka uczciwości z kłamstwem, honoru z jego brakiem, szacunku do bliźniego z pogardą. A wszystko to spowodowane przez absolutny przypadek, niewinne zrządzenie losu jaki pociąga za sobą szereg zdarzeń, które wyciągają z człowieka jego prawdziwe oblicze. Jakie ono jest w rzeczywistości, często dowiadujemy się dopiero wtedy, kiedy zostaniemy poddani presji chwili i otoczenia. Życiowe aż do bólu.
Ta umiejętnie poprowadzona historia pokazuje także siłę islamu. Acz nie robi tego w zbyt nachalny sposób. Każdy człowiek może popełnić błąd, zgrzeszyć myślą czy uczynkiem, ale w obliczu swojego Boga zawsze musi zostać z tego rozliczony. Teraz nasuwa się pytanie, czy przeciętny chrześcijanin oglądając Rozstanie potrafi dostrzec, zrozumieć i docenić siłę islamu? Jego sterylność, fanatyzm i bezgraniczne oddanie potrafią zniechęcić, a nawet przestraszyć, to prawda. Natomiast lepsza twarz muzułmanów pokazuje ich wiarę jako ascetyczne doświadczenie i bezwzględne oddanie dla norm oraz szeregu wytycznych zawartych w Koranie. Tą twarz ukazuje w swoim filmie także Farhadi, czego jaskrawym przykładem jest konieczność złożenia przez jedną z głównych bohaterek przysięgi prawdomówności przed świętą księgą. Siła i strach przed jej splamieniem (Koranu) są wyższe od interesu rodziny. Czy przeciętny chrześcijanin potrafiłby w obliczu Biblii publicznie się dla niej zhańbić i poniżyć? Pokażcie no mi go palcem bo nie widzę.
Właśnie tego brakuje mi w naszej doktrynie Kościoła chrześcijańskiego. Siła islamu jest mocniejsza, gdyż więcej wymaga od swoich niezwykle posłusznych wyznawców. Natomiast w krajach chrześcijańskich od wielu już lat trwa systematyczne odejście od wiary, jej norm i przykazań, mimo że nie wymaga ona od nas rzeczy niemożliwych, czy nawet specjalnie trudnych. Również i u nas zauważalny jest jej widoczny regres, jednak kryzys polskiego kościoła jest trochę bardziej złożony i nie czas oraz miejsce by nad tym tutaj debatować. Może więc właśnie stąd ta ekspansja islamu w Europie jak i na całym świecie? Po prostu wykorzystuje słabość trochę zagubionych i znudzonych chrześcijan. Rozstanie poza interesująca warstwą merytoryczną i sytuacyjną, wspaniałą oraz szczerą grą aktorską, ukazuje ciepłe oblicze muzułmanów. Ich filozofię życia, definicję szczęścia, pragnienia i potępienia. Niby takie same, a jednak, jakby trochę się różnią.
Piękno i siłę rdzennego islamu można dostrzec tylko wtedy, gdy oddzielimy religię od spraw państwowych i politycznych. Niestety jest to trudne. Islam dla wielu mas stał się hasłem antyeuropejskich rebelii. Islamscy fundamentaliści w przeciwieństwie do cywilizacji zachodniej, potrafią zabijać za znak krzyża i Biblię w ręku. Czymże jest więc nasza europejska tolerancja na tle tak barbarzyńskich aktów wyznania wiary? Pewnie, że też mamy wiele na swoim sumieniu, ale wyprawy krzyżowe skończyły się już w XIII wieku. Dlatego do innych wyznań i wierzeń powinniśmy podchodzić z odpowiednim dla nas dystansem. Czerpmy z nich inspiracje, siłę, delektujmy się nimi, oglądajmy ich filmy i słuchajmy ichniejszej muzyki, ale na Boga, nie przenośmy obcych religii do Europy. A i my też, przestańmy w końcu nawracać dzikusów. Świat będzie bardziej różnorodny, może i podzielony, ale autentycznie piękniejszy.
4/6
IMDb: 8,6
Filmweb: 7,7
Opis ? Nie :) Bojkot ? Tak :) Ale jak zwykle najwyższych lotów , tak trzymać . Film ok .
OdpowiedzUsuńTe inspiracje,to "Jihad Legia" ? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od Brejvika! :)
OdpowiedzUsuńNie znam człowieka ;)
OdpowiedzUsuńten film jest tak dobry bo ma świetnego reżysera a nie dlatego, że w przystępny sposób traktuje Islam
OdpowiedzUsuńBardzo dobre kino
OdpowiedzUsuń