Pewnego dnia/You yi tian
reż. Hou Chi-Jan, TAI, 2010
93 min.
Azjatyckie filmy o miłości często wyrażają się dużą dawką trochę obcej europejczykowi zmysłowości. Tam wszystko jest inne, jakby z innego równoległego świata. Dlatego tak bardzo lubię sięgać po filmy z tamtych stron świata. To jak z podróżowaniem palcem po mapie i odkrywaniem na niej co i rusz nowych zakamarków.
"Singing ma często powtarzający się sen - widzi chłopca, który do niej woła, jednak nie widzi jego twarzy, nie jest w stanie również dosłyszeć jego słów. Pewnej nocy na promie spotyka młodego żołnierza, który twierdzi, że jest jej przyszłym kochankiem. Dziewczyna nie zwraca uwagi na bzdury wygadywane przez żołnierza, jednak seria tajemniczych wypadków każe jej się zastanowić, czy czasem nie ma w jego słowach trochę prawdy. Wyprodukowany przez wielokrotnie nagradzanego reżysera Hou Hsiao Hsiena, debiutancki, niezwykle oryginalny film, jest onirycznym poematem miłosnym w stylu realizmu magicznego."
Magia trochę w stylu Mangi. Magicznie o miłości z elementami science-fiction. Intrygujące, ale niestety nie do końca do mnie trafiło. Zbyt cukierkowate, zbyt odległe i zbyt schematyczne, choć dość ciekawe przedstawienie trochę obcego mi punktu widzenia. Jeden z tych filmów, który najpewniej oficjalnie nigdy nie trafi nad Wisłę.
3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz