Jesteś tam?/R U There?
reż. David Verbeek, NED, TAI, 2010
83 min.
Zaintrygował mnie ten tytuł. Dotyka dość istotnego w dzisiejszych czasach problemu jakim jest kryzys relacji między ludzkich. Jest to opowieść o pokoleniu młodych ludzi ukrytych za monitorem swojego komputera, większość dnia spędzających w świecie matrixa, który zdominował ich prawdziwe życie w realu. Można by więc powiedzieć, że to film prawie o każdym z nas (a Ty ile czasu dziennie spędzasz na fejsbuku? ;))
"Dwudziestoletni Holender Jitze jest zawodowym graczem. Jeździ po świecie, by uczestniczyć w turniejach gier komputerowych. Podczas pobytu w Tajpej, zaczyna go boleć ręka i jest zmuszony zrobić sobie kilkudniową przerwę. W hotelu Jitze poznaje dziewczynę i zaczyna sobie uświadamiać, co to znaczy być człowiekiem w epoce globalnej sieci. Stara się do niej zbliżyć, ale łatwiej wychodzi mu to w świecie wirtualnym - w Second Life, w który oboje grają. Mówi reżyser: "Chcieliśmy pokazać pierwsze pokolenie, którego życie od najmłodszych lat w sporej części toczyło się w świecie wirtualnym. Co dla ludzi oznaczają te wirtualne kontakty? Jaką przyszłość ma to zjawisko? Bardzo podoba mi się, jak rzeczywistość, świat gier komputerowych i Second Life nie tylko istnieją niezależnie od siebie, ale też przenikają się wzajemnie do takiego stopnia, że są w stanie poruszyć emocje widowni".
No i cóż. Potencjał film miał ogromny. Byłem szalenie ciekaw w jaki sposób podejdzie do zagadnienia młody reżyser. Niestety poza pięknymi zdjęciami (całość filmu rozgrywa się na egzotycznym Tajwanie) i sprawnym montażem, brakuje trochę mądrości w treści. Jest to wprawdzie ładna audiowizualna bajka, ale tylko w minimalnym stopniu dotykająca istoty problemu. Szkoda, bo mimo wszystko film bardzo mi się podobał i nie wiedzieć czemu, oglądając go, miałem momentami skojarzenia z kultowym już Między słowami Sofii Coppoli. Może to przez tło i miejsce w którym rozgrywała się opowieść, a może to przez te męczące zauroczenie się drugą osobą, kompletnie nieosiągalną i niemożliwą do spełnienia egzotyczną przypadkową miłością, która od samego początku nie miała racji bytu. Sam nie wiem. Nie mniej jednak film na swój sposób jest odrobinę magiczny, a ja bardzo cenię sobie magię na ekranie.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz