niedziela, 18 stycznia 2009

To nie jest film dla głupich ludzi

To nie jest kraj dla starych ludzi
Reż. Joel i Ethan Coen, USA, 2007
122 min. United International Pictures


Spora zaległość. Już czas najwyższy było nadrobić. Przysiadłem więc do niego ze sporym bagażem opisów, recenzji i świadomości z jego oscarowej magii ciągnącej się za tą produkcją. Poprzeczka więc była zawieszona bardzo wysoko. Oczekiwania dość spore, w dodatku potęgowane przez moją niecierpliwość, gdyż od mniej więcej końca lat 90tych (Big Lebowski) bezskutecznie oczekuję na nowe i dorównujące najlepszym produkcjom braci dzieło. I chyba właśnie się doczekałem. Allelujah!

Choć tak na prawdę chyba jeszcze nie potrafię się tak do końca określić. Może przyjdzie mi to z czasem, ale na chwilę obecną i tak zupełnie na gorąco, mogę napisać, iż No Country for Old Men bardzo dobrym filmem jest, kropka. Spodobał mi się zwłaszcza wciągający i magiczny klimat filmu. Scenografia i uroczy minimalizm. Zakurzona, kapitalnie ukazana amerykańska prowincja. Jest tu coś ze współczesnego westernu, coś z gangsterskich opowieści, sporo dramatyzmu, ale też zaskakująco mało z braci Coen.

Merytorycznie też bardzo si. W filmie rządzi jego wysokość śmierć ukazana w różnych odsłonach. Mamy więc do czynienia z próbą ucieczki przed śmiercią, pchanie się jej w ramiona, oraz kapitalnie z nią współgrający strach, złość, pożądanie i zemsta. Wszystko okraszone kamienną twarzą kapitalnego Javier Bardema. Coenowski ślad dostrzegam w świetnych dialogach, choć jak wspomniałem wcześniej, to trochę inny film niż wszystkie ich poprzednie. Ale to dobrze. Zabawa nowa konwencją wprowadza do ich szalonego świata szereg nowych możliwości. Zawieszają sobie wysoko poprzeczkę i bez trudu przez nią przeskakują.

Film pełen mocnych wrażeń, silnej fabuły i licznych nieoczekiwanych zwrotów akcji. Typowe męskie kino. Wyrafinowana strzelanina wysokich lotów, wiele trupów i hektolitry sztucznej krwi. Bardzo fajnie się to wszystko ogląda. Aktorstwo wszystkich planów wyśmienite, ale to akurat nie powinno nikogo dziwić. Bracia Coen mają smykałkę do trafnego obsadzania ról w swoich filmach. Doskonale rozumiem czym kierowała się szacowna Akademia przyznając filmowi aż 4 statuetki Oscara. Sam dałbym im cztery. I daję. Nawet jeden więcej. Mocne pięć.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz