Generał Nil
reż. Ryszard Bugajski, POL, 2009
125 min. Monolith Films
Tak. Zdecydowanie. To jeden z tych filmów, które po prostu trzeba obejrzeć bez względu na swoje prywatne filmowe sympatie i oczekiwania. Tego typu produkcje oceniam według zupełnie innej skali. Chodzi w nich bowiem o coś więcej niż tylko tania rozrywka i doznania estetyczne. Taśma filmowa jest najlepszym i najlepiej przyswajalnym nośnikiem służącym do edukacji. Zwłaszcza młodych pokoleń. Ryszard Bugajski zdaje się doskonale to wiedzieć. Dlatego w dość nowoczesny i przystępny dla wszystkich sposób odkrywa tym którzy nie wiedzą, lub może już nie pamiętają, ważne karty z naszej historii najnowszej.
Generał August Emil Fieldorf (pseudonim Nil) to wielka postać, acz mało "wypromowana" i niemal zupełnie już zapomniana nad Wisłą. Trochę zakurzona wala się gdzieś na półkach naszej historii. A to przecież jeden z najważniejszych bohaterów Polski z okresu II Wojny Światowej. Legendarny dowódca kedywu AK, uczestnik dwóch
wojen światowych, po 1945 roku więzień sowieckich łagrów, jeden z najbardziej tępionych przez sowiecką władzę i polskich pachołków Moskwy przywódca podziemia, w końcu też przez nich oskarżony, osądzony i zdegradowany do poziomu psa, nieludzko torturowany aż w końcu zabity.
Jednak nie jego dramatyczny życiorys jest w tej produkcji najważniejszy. Bugajski pokazuje zupełnie zwykłego człowieka, ojca rodziny i kochającego męża, który ze względu na swoją (w sumie też normalną) postawę, charakter i poglądy, z premedytacją traci wszystko co ma. Poświęca swe życie w zamian za obronę swoich ideałów i przekonań. Bóg, Honor, Ojczyzna. Trzy magiczne słowa. Pełne bólu i krwi, ale równie jakże krzepiące i wzniosłe. To na nich właśnie oparte są najpiękniejsze karty z historii naszego kraju. Piękne ideały, które w dzisiejszych czasach wydają się być już nie modne i zupełnie nikomu niepotrzebne. A przecież powinny.
Idąc do kina nie spodziewałem się wiele. Byłem prawie pewien że ujrzę obraz oparty bardziej na standardach Teatru TV. A tu proszę. Przyjemna niespodzianka. Mimo że filmy historyczne żądzą się swoimi prawami, zwłaszcza w Polsce, to jednak widać tu pewną myśl i naprawdę bardzo przyzwoity poziom techniczny produkcji. Oczywiście nie ma tu olśniewających fajerwerków, ale też i nie mam mu specjalnie nic do zarzucenia. Zdjęcia, montaż, dźwięk. Wszystko stoi na bardzo przyzwoitym, momentami wręcz bardzo dobrym poziomie. Przyjemnie się to wszystko ogląda. Myślę że pomysł Bugajskiego spodoba się również bardzo wymagającemu młodemu pokoleniu. Szkoda tylko że wczoraj w kinie było ich jak na lekarstwo...
Historyczna postawa Fieldorfa, jego upór i niechęć do współpracy z UBecją, powinna być jak najgłośniej propagowana, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. W całej obecnej postkomunistycznej degrengoladzie, piękne ideały zostały kompletnie zatarte, a sowieckie czerwone barwy i te biało-czerwone spod sztandarów Solidarności są dziś już mocno wyblakłe, a także niestety i często ze sobą wymieszane. Generał "Nil" zatem hartuje ducha i prostuje kręgosłupy moralne. Ale przede wszystkim krzyczy, a wręcz nawołuje do ocknięcia się i przypomnienia wszystkim po której stronie barykady powinni się opowiedzieć.
Bugajski być może trochę przejaskrawił postać Fieldorfa. Kapitalna kreacja Łukaszewicza momentami trąci wyolbrzymionym i nienaturalnym patosem w amerykańskim stylu. Ale też mnie osobiście jakoś to specjalnie nie razi. Liczy się przede wszystkim przesłanie. A te jest oczywiste. Strasznie mnie wzruszył wczoraj widok ojca który podczas seansu tłumaczył swojemu małemu synkowi zawiłości i wszystkie te historyczne meandry. Dziecko szczerze i z wielkim skupieniem na twarzy obserwowało i słuchało to co ma do zaoferowania Łukaszewicz na wielkim ekranie, oraz jego ojciec na sąsiednim fotelu. Dlatego też gorąco namawiam na zabranie swoich dzieci lub młodszego rodzeństwa i udanie się wspólnie do kina. Te dwie godziny lekcji historii lepiej im zrobią niż najnowsza gra na Playstation. A i was przeczyści.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz