Zapaśnik
reż. Darren Aronofsky, USA, 2008
111 min. SPInka
Zacznę od osobistej refleksji. Do wszystkiego co zostało namaszczone przez Aronofsky'ego podchodzę z poczuciem wielkiego i bezwarunkowego zaufania. Jest to bowiem jeden z tych reżyserów, którego sposób ekspresji i wizjonerstwa, jest szalenie zbieżny z moją percepcją postrzegania kina. Niestety Darren filmy płodzi niezwykle rzadko. Od jego ostatniej produkcji (Źródło) minęły dwa lata. Od jeszcze wcześniejszego i najgłośniejszego (Requiem...) aż osiem. Dużo więc to dla mnie za mało. Tym bardziej więc nie mogłem doczekać się Wrestlera. U nas premiera kinowa dopiero za miesiąc. Wybaczcie, ale dość już miałem czekania.
Gdy w zeszłym roku czytałem pierwsze wiadomości i zapowiedzi przyznaję, że w pierwszej chwili trochę zwątpiłem. Amerykańskie zapasy najdelikatniej mówiąc, trącą mi największą tandetą i kiczem jaki kiedykolwiek widział ten usportowiony glob. Nie bardzo więc chciałem oglądać filmu o tych udających walkę spoconych jankesach. Zelektryzowała mnie jednak informacja o głównej roli w którą to został zaprzęgnięty dawno nie widziany na wielkim ekranie Mickey Rourke. Świetna wiadomość - pomyślałem. Poczekam więc. Nie będę ferował wyroków. Po raz kolejny zaufam Darrenowi.
No i co? No i znowu to zrobił. I to po raz kolejny po mistrzowsku. Zaskoczenie? Gdzie tam ;)
Tym razem Darren serwuje nam przepiękną historię o kawałku mięsa wyposażonego w całkiem człekokształtne odruchy. W jego mięsistą postać wcielił się oczywiście wspomniany wyżej idol nastolatek z lat 80tych. Filmowy Randy "The Ram" Robinson. Paradoksalnie, również i w filmie okazuje się być idolem tłumów z przed 20 lat. Czyżby więc podróż sentymentalna? Analogii do jego prywatnego życiorysu osobiście widzę tu znacznie więcej.
Randy jest zakurzoną i podstarzałą gwiazdą wrestlingu właśnie minionych już lat 80tych. Jednak już na dzień dobry przedstawiony jest nam jako wielokrotnie przekopany worek zgniłych ziemniaków.
Wielki to facet, odziany w dziesiątki blizn i śladów licznie stoczonych walk. Ale charakterologicznie stanowi emocjonalny wrak człowieka. Całe jego obecne życie to wynajmowana przyczepa kempingowa, zdezolowany bus, oraz praca na kilka etatów gdzie popadnie. Jest jednak coś co go utrzymuje na powierzchni i dzięki temu stara się nas przekonać do tego, że jakoś tam panuje nad swoim życiem. Co weekend bierze udział w ustawianych walkach pokazowych dla nielicznych entuzjastów tego jakże bardzo porąbanego sportu.
Oczywiście swojego zdania na temat wrestlingu nie zmieniam. Nadal uważam że to najgłupszy sport jaki można było wymyślić. Kompletnie go nie rozumiem i nie akceptuję. Jest absolutnym synonimem amerykańskości i ich prymitywnych zainteresowań. Nie mniej jednak... (no cóż), sposób w jaki przedstawił Darren tychże walczących ze sobą facetów, przyznaję... że spowodował iż, co prawda nadal zdanie mam jakie mam, ale przynajmniej postaram się aż tak bardzo złego słowa na temat wrestlingu nie rozpowszechniać.
Dla naszego kawałka mięsa zapasy to jednak całe życie. Był na ich absolutnym topie. Dzieciaki wieszały plakaty z jego podobizną nad swoimi łóżkami. Kobiety marzyły o nocy spędzonej z Randym, a faceci z brzuszkiem robili wszystko by tylko zdobyć bilety na jego walki. Teraz, dwadzieścia lat później, widzimy Randy'ego który mentalnie nadal tkwi w latach 80. Jego sława już dawno jest przeterminowana.
Tylko nieliczni pamiętają jego sylwetkę i osiągnięcia. Na ustawiane mini walki przychodzą garstki ludzi. Nikt już za nim nie tęskni. Nikt go nie wspomina. Sam Randy niczego się nie dorobił. Całe życie żył chwilą. Nie przejmował się nawet losem swojej córki. Interesowały i nadal interesują go tylko zapasy, a także striptizerka z pobliskiego klubu nocnego (słodziutka Marisa Tomei).
Randy z trudem wiąże koniec z końcem. Zalega z czynszem, brakuje na odżywki i inne dopalacze. Za walki dostaje marne parę dolarów. Ale dopóki walczy wie że żyje. Ciągle liczy że się odkuje. Że weźmie udział w wielkiej walce za dużą kasę, że powróci jego legenda, a wraz z nią liczni uśpieni fani. Za tą naiwność zostaje jednak brutalnie skarcony. W najmniej odpowiednim momencie Randy dostaje ataku serca. Wyrok najbardziej bolesny z bolesnych. Lekarze kategorycznie zabraniają mu brania udziału w dalszych walkach. Jego kondycja fizyczna jest fatalna. Psychiczna, Wydaje się być jeszcze gorsza. Randy zatem staje na zakręcie swego życia. Jedyne na czym mu zależało zostaje właśnie brutalnie odebrane.
Pod wpływem rozmowy ze striptizerką w której Randy wydaje się być zakochany, postanawia odmienić swoje życie. Zaczyna pracę na stoisku mięsnym w markecie. Ale przede wszystkim postanawia odwiedzić swoją dawno niewidzianą córkę i przeprosić za lata bezinteresowności. W obcych mu dotąd rolach (sumienny pracownik i dobry ojciec), Randy wydaje się nie radzić. Praca w mięsnym go poniża, a córka nie chce nawet na niego patrzeć. I tu się zaczyna prawdziwy geniusz aktorski Rourke. Po mistrzowsku podejmuje rękawicę. Chcąc udowodnić swojej córce jak bardzo się zmienił, zaczyna heroiczną walkę z własnym egoizmem i swoimi słabościami. Walkę tą niestety ostatecznie przegrywa, ale nie sposób odmówić mu ambicji. Jego ból i bezradność emanują nieprawdopodobnych wręcz rozmiarów szczerością i chęcią dokonania zmian w swoim życiu. Przeprowadzony przez niego publicznie rachunek sumienia spowodował, iż zacząłem mocno trzymać kciuki za powodzenie jego planów.
Niestety. Darren nie byłby sobą, gdyby pozwolił spełnić me prośby. Nie spełnił moich... lecz Randy'ego. Przywrócił go ponownie na ring. Sprezentował mu walkę życia. Ostatnią. Randy podejmuje wyzwanie. Zbiera swe siły aby ostatecznie zmierzyć się ze swoją przeszłością. Znowu są tłumy fanów. Ci znów skandują jego imię. Ponownie śpiewa dla niego Axel Rose. Wspaniałe lata 80 is back. I kiedy raptem widzimy na chwilę przed skokiem na swojego przeciwnika szczęśliwego Randy'ego, nagle pojawia się czarny ekran. Tą wzruszającą opowieść Darren pozwala nam dokończyć po swojemu.
Kapitalny film. Rola Rourke, dla mnie oskarowa. Odniosłem wrażenie, że Mickey przy pomocy Randy'ego rozprawia się ze swoim prywatnym życiem i osobistymi klęskami. Aronofsky trafił w dziesiątkę stawiając na niego. A Rourke nie odmawiając Darrenowi - powrócił do życia na nowo.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz