sobota, 17 października 2009

Bardzo osobisty

Nic osobistego
reż. Urszula Antoniak, HOL, IRL 2009
85 min.


Debiut filmowy mieszkającej na stale w Holandii Urszuli Antoniak, otworzył moją przygodę z 25 Warszawskim Festiwalem Filmowym. Festiwalem który jest moim oknem na świat. Dzięki oglądanym na nim filmom, podglądam innych ludzi mieszkających w innych szerokościach geograficznych i myślących inaczej niż ja. Wszech powtarzająca się inność pozwala mi na lepsze zrozumienie świata oraz zawiłości jednostki ludzkiej. Nic osobistego pokazał mi jednak trochę inną inność.

Surową i wynaturzoną, nasączoną w emocjonalnym sosie przyrządzonym z mieszanki poczucia krzywdy i pragnień. Inność dziwnie mi znajomą.

Urszula Antoniak zajrzała z kamerą do wnętrza dwójki głównych bohaterów i poszukała wspólnego mianownika pomiędzy dwoma, przynajmniej w teorii, niekompatybilnymi ze sobą charakterami. Bardzo oryginalnymi trzeba zaznaczyć.

Rudowłosą Anne poznajemy w momencie ostatecznej rozprawy ze swoją przeszłością. Zdejmując pierścionek z ręki na tle pustego mieszkania, oddziela grubą kreską cały dorobek emocjonalny jak i materialny swojego życia. Opuszcza Holandię i wyrusza z namiotem oraz spakowaną w plecak do Irlandii, gdzie włócząc się bez celu po surowych i zimnych krajobrazach Connemary zdaje się rozprawiać z własnym sumieniem, jak i duchowym niepokojem.

Nic o niej nie wiemy. Jest tylko przyroda i dziewczyna o rudym kolorze włosów starająca się jakoś przetrwać w tych dość trudnych okolicznościach natury. Podczas wędrówki znajduje malowniczo usytuowany na półwyspie dom, który postanawia zwiedzić, trochę w nim pomieszkać, by na koniec pozostawić niespodziankę dla nieobecnego gospodarza.

Jego mieszkaniec – Martin, to z kolei podstarzały wdowiec. Samotnik zapewne z wyboru, który wiedzie w tym trudnym środowisku niczym specjalnie nie wyróżniające się życie. Raczy się dobrą kuchnią, winem i muzyką.

Los szybko krzyżuje ich drogi. Oziębła i zamknięta w sobie Anne nie pozwala na wymianę jakiejkolwiek informacji z ciekawskim Martinem, lecz propozycja wyżywienia w zamian za pracę w ogrodzie zmiękcza nieco jej stanowisko. Zgadza się na współpracę pod jednym warunkiem. Żadnych pytań, żadnych poufałości, mów do mnie „ty”.

Zaczynamy obserwować interesującą grę między dwoma podzielonymi różnicą wieku samotnikami skąpanymi jednocześnie w ciszy i muzyce. Anne jest dobrym pracownikiem ale konsekwentnie unika jakiegokolwiek zbliżenia do ciągle zainteresowanego nią Martina.

Wybór jakiego dokonali z czasem zaczyna stwarzać im coraz to większe problemy. Nie mogący pogodzić się z nie dającą mu spokoju niewiedzą Martin, postanawia udać się potajemnie do Amsterdamu próbując dowiedzieć się czegoś więcej o kobiecie, która wywróciła mu na starość jego życie. Tej z kolei zaczyna coraz bardziej doskwierać wyobcowanie i ciążyć jej samotność której tak bardzo przecież potrzebowała i której bezgranicznie się poświęciła.

Jak w sumie można było się od samego początku spodziewać (ale nie jest to jakaś wielka wada filmu) dochodzi w końcu do zbliżenia między naszą dwójką współmieszkańców. Aczkolwiek zachowywanie się wbrew samym sobie wiele ich kosztuje. Nie mniej jednak z zachowaniem minimum dystansu, okazują sobie odrobinę ciepła i człowieczeństwa.

Urszula Antoniak w umiejętny i dość zaskakujący sposób rozprawia się z ich podmiotowym zobowiązaniem znanym z początku filmu. Samotnik będzie nim zawsze do końca życia. Bez względu na dokonane wybory. To bowiem stan umysłu i wewnętrznych potrzeb okraszonych indywidualnymi cechami charakteru, a nie realne i zewnętrzne fizyczne posiadanie kogoś w danej chwili lub też nie.

W Nic osobistego rozprawiamy się zatem z definicjami ludzkich wyborów pomiędzy samotnością z wyboru, a tą nabytą i narzucaną na nas z góry przez los. Antoniak starała się pokazać nam ich następujące po sobie konsekwencje i skutki. Plusy i minusy. I powiem szczerze, że nawet jej się to udało. Mądry film.

4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz