Idy marcowe
reż. George Clooney, USA, 2011
98 min. Kino Świat
Polska premiera: 03.02.2012
Pieprzona polityka. Jakże ciężko jest od niej uciec, ale jeszcze trudniej jest bez niej żyć. Czy tego chcemy czy nie, tkwimy w niej po uszy. Polityka jest wszędzie, nawet w naszym prywatnym łożu. Każdy kto twierdzi, że ma ją głęboko w swoim zadku, oraz że się nią w ogóle nie interesuje, tak po prawdzie kłamie, lub też nie wie co mówi. Nie da się. Po prostu. Polityka dotyka dosłownie każdego elementu naszego życia. Możemy nie czytać gazet, nie oglądać telewizji, unikać rozmów o polityce jak ognia, ale płacąc podatki, składki ZUS, robiąc byle zakupy, czy też tankując samochód na stacji paliw, w pośredni sposób stajemy się jej częścią. Małym trybikiem większej machinalnej układanki na którą nie mamy żadnego wpływu. Gdy przyjdzie za duży rachunek za prąd, gdy znów podwyższą nam czynsz, lub gdy za te same pieniądze znowu wlejemy mniej litrów benzyny do naszego baku, stajemy się bezwzględnymi politykierami. Śmiejąc się z polityków śmiejemy się także z samych siebie. Tak. To ludzie ludziom zgotowali ten los.
Oczywiście to jeszcze nic w porównaniu z tym, co dzieje się w świecie polityki będąc jej realną częścią. Tam wszelka logika, moralność i etyka schodzą na zdecydowanie odleglejszy plan. Przede wszystkim liczy się interes partyjny. Dobro nadrzędne ugrupowania, moje, nasze, broń Boże ich. Za luksusowe diety można poświęcić własne młodzieńcze ideały. Można zapomnieć o chęci zmieniania świata na lepsze. To było dobre, ale kiedyś, gdy byliśmy młodsi, jeszcze o coś nam chodziło. O ideałach i sprawiedliwości przypominają sobie tylko na potrzeby skierowanych nań obiektywów kamer telewizyjnych oraz przed wyborami. Prywatnie liczy się interes ogółu. Naszego ogółu. Liczy się zwycięstwo i kolejne 4 lata przy korycie. Wszyscy to wiemy. Od przeszło dwudziestu lat patrzymy ciągle na te same gęby. Miksują się, łączą w różne grupy, zmieniają szyldy i swoje nazwy, ale to nadal są te same twarze. Ja już straciłem wszelką wiarę i nadzieję, że komuś z nich przypadkiem może chodzić o interes Polski. Owszem, są jednostki, którym się jeszcze chce. Którzy na przekór wszystkim idą pod ostry prąd zakłamania i obłudy, ale zarówno oni jak i my doskonale wiemy, że tak po prawdzie to nikt nie jest w stanie tu niczego już zmienić. Za daleko to wszystko zaszło. To bagno bezlitośnie wciąga każdego. Ogólna myśl i trendy ideowe narzucane są z góry. Obecnie z Brukseli. Mamy związane ręce, a jak ktoś chce je rozwiązać, paradoksalnie przegrywa wybory.
Tak więc o rodzimej polityce jak widać, nie mam najlepszego zdania. Fakt. Interesuję się nią, bo muszę. Czytam gazety, internetowe portale i oglądam newsy nie dlatego że chcę, tylko po to, żeby nie zidiocieć do reszty tak jak większość tego społeczeństwa. Najgorsze co przeciętny i zniechęcony ogólną degrengoladą Kowalski może aktualnie w tym kraju uczynić, to zachować ortodoksyjną bierność. Zamienić się w klasycznego leminga który przyswaja wszystko co tylko mu się ładnie podetknie pod nos. Każdy news, każda informacja i każdy produkt. Wszystko po najmniejszej linii oporu. Najbardziej pospolita gazeta, program informacyjny na najbardziej popularnym kanale tv. Taniec z gwiazdami, Tomasz Lis na żywo, Olejnik na tvn, cała ta jąkająca się Michnikowszczyzna i Nie śpię bo trzymam kredens kształtują dziś rozumy polskiego społeczeństwa, które nie umie powiedzieć STOP.
Żyjemy w niebezpiecznych czasach, w których wbrew pozorom, wcale nie rządzą nami jednostki wybrane w wolnych wyborach, lecz najjaśniejszy i przenajwyższy PR. Oddając realną władzę w ręce specjalistów od marketingu i wizerunku politycznego, politycy podpisali pakt z diabłem i sprzedali swoich wyborców. A ten diabeł mami nas wszystkich pięknym opakowaniem. Ludzie zabiegani za chlebem nie mają czasu zajrzeć do jego wnętrza. A tam pustka. Hula wiatr jak w czaszce Joli Rutowicz. Ważne, że opakowanie jest śliczne. Że nam się podoba. Na penetrację jego zawartości i tak nie mamy czasu. Nie ważne, że rząd wyciąga z naszych kieszeni z wielkim trudem zarobione złotówki na kolejne bolesne podwyżki absolutnie wszystkiego. Ludzie zapłacą, bo nie mają czasu o tym pomyśleć. Zaklną pod nosem, ale zapłacą. A potem i tak zagłosują na tych samych złodziei. Byłem naiwny, bo jeszcze do niedawna myślałem, że jak rząd dla maskowania swojej nieudolności w końcu sięgnie głębiej do kieszeni swojego narodu, to ten go w końcu obali, powie dość i wyjdzie na ulice. Niestety. W Polsce panują inne standardy.
Warto więc być ponad tym wszystkim. Mieć własny pogląd na otaczającą nas rzeczywistość. Nie ufać pięknym twarzom. Samemu szukać informacji, zwłaszcza tam, gdzie należy ją wygrzebać z otchłani niepopularności, a nawet i obciachu. Spojrzeć trochę innymi oczami na politykę, na kraj, na ludzi nim rządzących. Pogłówkować, trochę się przy tym zmęczyć, poświęcić temu więcej czasu. Im częściej nie zgadzasz się z władzą, tym lepiej dla ciebie. To znak że myślisz. Już pal licho czy słusznie. Grunt, że niepopularnie. Nie boisz się wyciągać niepospolitych wniosków. Jeśli wszyscy u ciebie w pracy uważają, że Pan Premier dobrze piastuje swój urząd, ty przyznaj, że jest zupełnie na odwrót. Nie dla przekory, tylko dlatego, że właśnie to ty najpewniej masz rację.
Idy marcowe to właśnie taki mały, drobny wycinek ze świata polityki skrytej za kulisami powszechnej niedostępności. Co prawda tej zza wielkiej wody, trochę jakby innej, ale jednak podobnej. Pewne schematy są takie same i ciągle powtarzalne w niemal każdej demokracji na całym świecie. George Clooney chciał nakręcić ten film już w 2008 roku, ale wtedy trwała kampania prezydencka, w której brał udział jego faworyt Barack Obama. A film, no cóż, mógłby mu wtedy zaszkodzić. Jak zresztą każdemu. Poczekał więc kilka lat i odpalił temat u schyłku jego kadencji, która dla Amerykanów okazała się delikatnie rzecz biorąc, trochę rozczarowująca. Można więc było legalnie wbić szpile kolejnej bandzie polityków ku chwale ojczyzny rzecz jasna.
Ale też, czy Clooney kogoś w tym filmie jakoś specjalnie rani? Czy ukazał na ekranie jakieś tajniki politycznej manipulacji i nieszczerości o których byśmy dotąd nie mieli pojęcia? Powiem szczerze, że kompletnie nic mnie w tym filmie ani nie zaskoczyło, ani zaciekawiło, ani też oburzyło. Choć nie. Oburzony lekko może i jestem, ale właśnie tym, że Idy marcowe okazały się tak zwyczajnie mdłe i zupełnie nijakie. To jeden z tych filmów, który lepiej przysłużyłby się ogółowi, gdyby nigdy nie powstał. Wydano na niego sporo pieniędzy, kilku niezłych aktorów zgarnęło kupę kasy za angaż, a miliony ludzi na świecie zostało zmanipulowanych przez chwytliwą kampanię reklamową oraz sprawnie zmontowane zwiastuny i dali się dzięki temu ogołocić z paru dolarów. Jednak jakby się tak głębiej zastanowić, to można wysnuć zaskakującą teorię, w której brzydal Clooney za pośrednictwem swojej najnowszej produkcji przeniósł schemat politycznej manipulacji na poziom produkcji i dystrybucji kinowej. Tak samo omamił miliony widzów i wmówił im, że to jest naprawdę bardzo dobry film. Clooney powinien zatem pomyśleć o karierze polityka.
Trochę więc szkoda, tym bardziej dlatego, że Clooney zrobił już dwa całkiem niezłe filmy stricte polityczne. Syriana i Good Night and Good Luck były/są naprawdę dobrymi produkcjami. Tym bardziej boli spadek formy. Jednak nie będę wobec niego aż tak bardzo krytyczny. Na siłę można doszukać się w filmie kilku mądrych rzeczy. Idy marcowe poruszają nie tylko temat ludzkiej manipulacji, moralności i etyki politycznej, ale także można dostrzec w nim kilka pewnych zupełnie niepolitycznych przesłanek i całkiem niegłupich morałów. W filmie tym można tak trochę między wierszami przeczytać o chorobliwej ludzkiej ambicji, która musi działać wbrew samej sobie. O wielkich poświęceniach dla własnej kariery, która jest celem nadrzędnym i która nie bierze po drodze absolutnie żadnych zakładników. Generalnie film krytykuje pewne ludzkie wcale nieobce nam postawy, także klasyczny pęd ku karierze po przysłowiowych trupach. Dlatego właśnie daję Idom marcowym pewne szanse i ostatecznie oszczędzę jej bolesnej kompromitacji. Jeśli jeszcze dorzucimy do tego niezłe role Goslinga i Seymoura-Hoffmana, oraz bezsprzeczny fakt, iż plakat filmowy widoczny na górnej miniaturze w mojej prywatnej opinii jest jednym z najlepszych jaki widziałem ostatnimi czasy, to nagle okazuje się, że Idy marcowe zasługują w moich oczach na ocenę zupełnie bezpieczną, czyli dostateczną. Nie mniej jednak nie polecam tego filmu jako kinowy wybór. Nie warto za to płacić. Serio. A zamiast robić i oglądać tą wstrętną politykę, lepiej jest już lepić pierogi.
3/6
IMDb: 7,3
Filmweb: 7,3
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń