Made in Poland
reż. Przemysław Wojcieszek, POL, 2010
90 min. Epelpol Entertainment
Polska premiera: 25.03.2011
Internet pełen jest miejsc w których przeciętny zjadacz chleba może wyrzucić z siebie klasycznego wkurwa. Czyli napisać co akuratnie go dziś wkurwiło. Tak jakby koniecznie miało to zainteresować resztę wkurwionego świata i pomóc mu znaleźć sojuszników w walce z jego osobistym wkurwem. Polski internet rzecz jasna nie jest w tym trendzie odosobniony. Bardzo łatwo i szybko można z pomocą internetowej przeglądarki znaleźć witryny tylko i wyłącznie stworzone do tego celu. Na samym facebogu istnieją setki grup ludzi, którzy lubią wkurwiać innych i być wkurwiani. Powiedziałbym wręcz, że stanowią one tam większość. Wkurw jest nieodłącznym towarzyszem naszego ziemskiego bytu. Dzięki wkurwom powstawały nowe państwa, rodziły się dzieci, patentowano nowe wielkie odkrycia. Można nawet zaryzykować tezę, że wkurw stworzył całą ludzką cywilizację. Prawdopodobnie także, ten sam wkurw będzie odpowiadał za jej unicestwienie.
Ale wkurwiać się też trzeba umieć. Boguś (Piotr Wawer) w filmie o bardzo zobowiązującym i odważnym tytule Made in Poland, wkurwiać się raczej nie potrafi. No ni w ząb. Tzn. wydaje mu się że robi to porywająco, ale emocjonalnie to jest gimnazjum niestety. Już nawet dzieciaki w przedszkolu lepiej wkurwiają się jak im ktoś zabierze klocka Lego. W przypadku wkurwa Bogusia, trudno więc mówić o rewolcie, o możliwości powstania nowego państwa, ugrupowania politycznego, czy choćby grupy na fejsie. On nawet dziecka nie umiał spłodzić z tego swojego wkurwu. Jedyne co mu wyszło, to wytatuowanie wkurwiającego Fuck Off na własnym czole. Łał. Szalenie szykowny wkurw.
Oglądając tak tego wkurwionego Bogusia rozpierdalającego przypadkowe (ta, jasne, celowo stare) samochody na parkingu oraz gadającego, że tak bardzo go wszystko wkurwia i jest mu z dziwnego powodu kurwa źle, zastanawiałem się, za co do jasnej anieli film ten dostał nagrodę na Nowych Horyzontach? No chyba, że chodziło komuś o celowe wyróżnienie ruchu Oburzonych, bowiem Boguś trochę przypomina jednego z nich. Przynajmniej mentalnie. Wojuje z kapitalizmem, wyzyskiem jednostki i ze światowymi giełdami, choć tak po prawdzie nic o nich nie wie. W swoim życiu nie przepracował choćby jednego dnia. Oburzeni (ci nasi) to w ogóle wyjątkowa nieszczera grupa wkurwionych. Z jednej strony walczą z globalizmem i nowobogackimi, z bankierami i finansistami, a sami kształcą się m.in. w liceum im. Kuronia, w którym miesięczne czesne wynosi 800zł. Kawę piją tylko w Starbucks’ach, a oburzone SMSy pisują na iPhone'ach. Za wszystko płacą rzecz jasna ich bogaci rodzice. Bankowcy, ekonomiści, managerowie… wstrętni kapitaliści. Oburzeni? Współczesny i zmutowany klon starego, poczciwego wkurwa. Zbuntujmy się przeciw komuś. Nowa gra uliczna. Dostępna już w twoim kiosku.
Ja naprawdę lubię ludzi wkurwionych. Solidny wkurw jest twórczy. Mobilizuje do bardziej wytężonej pracy i poprawia krążenie. No ale wkurw nieuzasadniony jest wybitnie… wkurwiający. Nasz Boguś chce robić rewolucję. Rozwalić wszystko w pył i porwać tłumy, by zasilić nimi swoje zbrojne ugrupowanie terrorystyczne, które w dalszej perspektywie ma ratować cały świat. No ale przed czym i po co? W filmie nie pada z jego ust ani jeden konkret. Merytorycznie dno i wodorosty. Przemysław Wojcieszek (reżyser) próbował naszego Bogusia ratować i edukować za pomocą prozy Broniewskiego. Wyszło tak samo mało autentycznie jak rewolucja narodzona w wytatuowanej głowie byłego ministranta.
Zdecydowanie bardziej autentyczny jest w tym filmie grany przez Janusza Chabora Wiktor. Chapeau bas! Kawał solidnej roli. Niby tylko drugi plan, a przykrył swoim cieniem prawie każdą niedoskonałość tej produkcji. Antyteza młodzieńczego wkurwa. Nasz, swojski, menelski romantyzm. Wkurw oswojony i oświecony. Inteligentny i zakrapiany alkoholem. Uwielbiam zestawienie klasycznego beja z ponadprzeciętną inteligencją. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo tacy ludzie mogą być interesujący. Nikogo nie udają. Wszystko już widzieli i mieli. Nie ścigają się z innymi szczurami o władzę i pieniądze. Wystarczy im 2,50zł na piwo. Autentyczność wylewa się im uszami. Znam takich kilku. Chabor dzięki tej roli stał się dla mnie mentalnym następcą samego mistrza naturszczyków - Jana Himilsbacha. Wiem. Być może to zbyt wielkie słowa, no ale jest w nim coś takiego... cholera no, autentycznego. Nie wiem. Oceńcie sami. Prawda jest taka, że uratował ten film. Bezdyskusyjnie.
Ale podoba mi się także kilka innych drobiazgów. Przede wszystkim unoszący się duch Krzysztofa Krawczyka (po prostu wyborne), także dynamiczny sposób montażu, korzystanie z czerwonych filtrów, oraz wplecenie w to wszystko nutki ostrej animacji. Kultowe telefoniczne wypowiedzi licznych wkurwionych Polaków (autentycznych) w roli przerywników między scenami także dodają szyku. Gdyby tylko ten wkurw Bogusia był bardziej konkretny i autentyczny… Nie kupuję tego. Szkoda. Trochę niewykorzystany drzemiący w nim potencjał. Tytuł jednak powinien zobowiązywać. Autor zapewne chciał opowiedzieć o polskich wkurwach i przedstawić nasze trochę zagubione społeczeństwo upaprane w gównie dnia codziennego. W pewnym sensie ta sztuka mu się udała. Made in Poland jest właśnie takim wyrwanym fragmentem z naszej polskiej teraźniejszości. Tej trochę brzydszej, czyli codziennej, znanej nam z magazynu Ekspresu Reporterów. Ciekawa produkcja. Wyróżnia się oryginalnością na tle innych polskich filmów. Ale mój wkurw spowodowany odczuciem niedosytu ciężko będzie wyleczyć. Obym przez niego nagle nie spłodził jakiegoś bachora.
Sorry za mięso i wulgaryzmy. Były jak najbardziej celowe i zamierzone.
3/6
IMDb: 6,4
Filmweb: 6,2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz