reż. Jaap van Heusden, HOL, 2010
90 min.
No. Wreszcie coś w sam raz dla korporacyjnych szczurów. Film dla wszystkich zatraconych w walce o przetrwanie na wyspie ze szkła i aluminium. Dla kroczących do celu kariery po trupach. Dla wazeliniarzy w garniturach gotowych sprzedać własną matkę dla kilku euro. Ale nie tylko. Win/Win to także film o buncie i poszukiwaniu samego siebie w świecie ab$urdu.
"Makler Ivan pracuje jako asystent w banku inwestycyjnym w finansowej dzielnicy Amsterdamu. Wyrasta na nową gwiazdę giełdy. Dla banku, w którym pracuje, zarabia kokosy. Ale nie wszystko jest tak piękne, jak z pozoru wygląda. Nowa praca sprawia, że Ivan nie sypia po nocach. Zaczyna narastać jego poczucie wyobcowania wobec samego siebie i otaczającego świata. Mimo błyskotliwej kariery i niebywałego sukcesu, czuje, że musi się od tego wszystkiego uwolnić. Zanim będzie za późno. Film pozwala wczuć się w szaleństwo armii biurowych garniturów. W pędzące na pełnych obrotach, a zarazem puste życie, które toczy się wokół kursów wymiany, plastikowych przepustek, niezrozumiałego języka giełdy oraz społecznych interakcji mężczyzn sukcesu, którzy żyją dla adrenaliny".
Świetny skrojony garnitur. Dobrze leży na ciele oraz komponuje się z modną koszulą, krawatem i... gołymi stopami. Win/Win to dowód na to, że nie szata zdobi człowieka. To także film o tęsknocie za długim oddechem i rzeczach zwyczajnych w pędzącym na łeb i szyję świecie rządzonym przez pieniądz. Polecam, zwłaszcza wszystkim korposzczurom. Obudźcie się. Zwolnijcie. W życiu są rzeczy ważniejsze od pracy. No i przy okazji... bawcie się dobrze podczas seansu.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz