Gorzkie mleko
reż. Claudia Llosa, PER, ESP, 2009
94 min. AP Manana
Odziedziczyć po swoich rodzicach można wiele. Począwszy od wyrazistych cech charakteru, na podobieństwach czysto fizjonomicznych kończąc. Można mieć oczy po tacie, piękny uśmiech matki, grupę krwi, kolor włosów, czy nawet jakąś przypadłość zdrowotną jednego z rodziców. W nieco magicznym i mocno minimalistycznym obrazie peruwiańskiej reżyserki Claudii Llosy, można wyssać z mlekiem matki także permanentny smutek, ból i cierpienie, a nowo narodzone dziecko może już w chwili poczęcia zostać namaszczone przez emocjonalną niepełnosprawność.
O ile lekarze nazwaliby ów teorię regionalnym szalonym zabobonem, o tyle miejscowi Indianie z peruwiańskich wiosek święcie wierzą w różne andyjskie mity. Jednym z nich jest tytułowe Gorzkie mleko, którym karmione jest dziecko zgwałconej, wykorzystanej i splugawionej kobiety.
Młoda i piękna bohaterka Fausta, została poczęta w wyniku gwałtu na jej matce przez partyzantów Świetlistego Szlaku, w czasach walk terrorystycznych w Peru. Jej ojcem stał się więc gwałt, przemoc i ból. Fausta wychowywana przez matkę wedle indiańskich zwyczajów i obrzędów, odziedziczyła po niej także strach, nieufność do ludzi, nieśmiałość oraz... piękny głos.
Film w dużej mierze przypomina zgrabnie zmontowany dokument. Llosa ukazuje sprawnym ruchem kamery biedne, ale bynajmniej nie smutne przedmieścia Limy. Slumsy skąpane w słońcu i piasku pustyni. Ale także zwyczaje miejscowej barwnej ludności. Ich życie codzienne, obowiązki, cele i pragnienia. Na ich tle Fausta, która traci nagle swój matczyny drogowskaz, musi wykazać się odwagą i wmieszać w świat przed którym dotąd kryła ją matka.
Pozostawiona samej sobie dąży do pochowania matki wedle jej ostatniego życzenia - w jej rodzinnej wiosce. Z braku pieniędzy na transport ciała, Fausta idzie do pracy do domu miejscowej białej zepsutej arystokratki, pianistki. Nowa praca to nowe znajomości oraz obowiązki. Inny otaczający ją świat potęguje jej zagubienie, a jej relacje z gospodynią uwypuklają bardzo dosadnie różnice między tradycją ludową, a nowoczesnym zepsutym kolonialnym szlifem.
Nie pierwszy raz z resztą Claudia Llosa rozprawia się z andyjskimi ludowymi mitami i obrzędami, zestawiając je ze współczesnymi standardami. W swoim debiucie Madeinusa (2006) także odniosła się do jednego z mitów „Czasu bez Boga”, w którym to mieszkańcy pewnej wioski począwszy od Wielkiego Piątku, aż do Niedzieli Zmartwychwstania Jezusa, robią to na co mają ochotę. Orgia pijaństwa, rozpusty i rozwiązłości, oraz wplątany w to reprezentant „normalności”- młody chłopak z Limy, nie znający miejscowych obyczajów.
W Gorzkim Mleku Llosa użyła podobnego warsztatu ekspresji. Ta sama symbolika, minimalizm i prostota w przekazie. W niezwykle subtelny i barwny sposób konfrontuje ze sobą dwa światy. Odległe bieguny kulturalne i obyczajowe, które jednak wywodzą się jakby nie było... z tej samej tożsamości narodowej. Z tej samej szerokości geograficznej, tylko jakby z innych stref czasowych. Indiańskie mity zatrzymały się w miejscu i przekazywane z pokolenia na pokolenie próbują przebijać głową mur postawiony przez postępowych i nowoczesnych kolonialistów, którym zegarek tyka trochę szybciej.
Ten przykład z Peru można wykorzystać niemal na wszystkich kontynentach. Konfrontacja tradycji ludowej, nieocenionych wartości kulturalnych, czy też bohaterskich zrywów z kart historii różnych narodów, po latach przeważnie i tak traci na wartości, randze i znaczeniu. W obu produkcjach Llosy widać, że próbuje wpleść we współczesną rzeczywistość odrobinę peruwiańskiej, queczuańskiej tradycji, tak, aby choć na chwilę nawrócić zagubione i zobojętniałe ludzkie umysły. Nie mówi nikomu wprost że są źli, nieczuli i godni potępienia. Nie. Po prostu daje do zrozumienia, że to co było, lub to co wydaje się być już małe i bez znaczenia, to także część ich samych, ich narodu i wspólnej tradycji. Należy o tym po prostu pamiętać.
I myślę że właśnie dlatego Claudia Llosa otrzymała w zeszłym roku Złotego Niedźwiedzia w Berlinie. Że to dlatego była nominowana do Oscara. Jej Gorzkie Mleko to nie tylko film o Peru i jego prywatnych mitach. To konfrontacja ze sobą dwóch gorzkich, wielonarodowych oraz wielokulturowych mitów całego świata. Mitów biedy i bogactwa, zła i dobra, wojny i pokoju, miłości i nienawiści, życia i śmierci.
I prawie dałbym się unieść i porwać przez wzburzoną falę owych konfrontacji, gdyby nie mały szczegół. Niestety bardzo nie wiele z mitu Gorzkiego Mleka wynika. Wyśpiewany po cichu przez uroczą Faustę, ginie równie niezauważalnie zaraz po końcowych napisach. Bez wątpienia nie każdy widz będzie gotów na tą dość wymagającą konfrontację z najnowszym mitem Llosy. Do tego potrzebna jest wysoka wrażliwość i otwartość na proponowaną treść. A także sprawne poruszanie się w świecie wyobraźni i szeregu niedopowiedzeń, oraz umiejętność czytania między wierszami. Ale choćby dla samego obrazu i interesującego dokumentalnego szlifu – warto choć spróbować.
3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz