sobota, 11 kwietnia 2009

Kochać czy być?

Elegia
reż. Isabel Coixet, USA, 2008
108 min. Monolith Films


Czytając opis pomyślałem że to film dla mnie. Dla zdeklarowanego kawalera z wyboru. Pouczająca opowieść która da mi garść informacji i rad na przyszłość. No bo przecież to musi być strasznie klawe życie na starość. Całkiem sprawny fizycznie i ustawiony materialnie starszy facet po rozwodzie. Uznany profesor literatury i krytyk teatralny. Klasowy wolny strzelec. Wielbiciel i wykwintny koneser kobiecego ciała. Bajeruje swoje studentki na swą sławę, poezję i urok osobisty. A w jego sidła wpada w końcu przepiękna Consuela (Penelopka). No czyż można wyobrazić sobie lepsze życie po sześćdziesiątce? Można. Isabel Coixet jak na kobietę przystało... wylewa nam - facetom, wiadro pomyj na głowę. W celu otrzeźwienia rzecz jasna.

Na pierwszy rzut oka film wydaje się prezentować sobą bardzo duży potencjał. Scenariusz bowiem oparty jest na prawdziwej historii opisanej przez Philipa Rotha w bardzo głośnej i uznanej powieści "Konające zwierzę". Niestety nie czytałem, ale po zapoznaniu się z filmową jej interpretacją przez Coixet, pośpieszę czym prędzej do księgarni w celu jej nabycia.

Mamy więc do czynienia z dogłębną analizą fascynacji swoją seksualnością zestawioną z upływem czasu, cierpieniem i chorobą prowadzącą do obumierania ludzkich tkanek. Romans sześćdziesięcioletniego wykładowcy i jego dwudziestoczteroletniej studentki, wydaje się prezentować uczuciowy egoizm i moralną zgniliznę, która to daje dopiero początek rozważaniom nad miłością, śmiercią i przemijaniem.

Życie po sześćdziesiątce Davida Kepesha (fenomenalny Kingsley) kręci się w okół czterech osób. Przyjaciela od serca George'a, z którym to bez przerwy analizuje swoje życiowe i dręczące go problemy podczas gierki w squasha. Kochanki Carolyn, która od lat zaspokaja jego fizyczne potrzeby w zamian za lojalność i uczciwość. Syna Kennetha, którego ciągle unika, a który to ma ogromny żal do ojca za porzucenie jego i matki. W końcu pojawia się ona, śliczna kubanka - Consuela, która wywraca cały jego świat do góry nogami i brutalnie obnaża jego wszystkie słabości.

Z początku Davidowi chodzi o to co nam w większości. O zwykłe przedmiotowe zaliczenie młodego mięska. Kobieta jest przecież najlepsza wtedy, gdy jest młoda, piękna, chętna i jednorazowa. Jednak ten dość szowinistyczny układ szybko wymyka się spod przyjętych przez niego zasad i norm. Zatraca się w permanentnym uczuciu które przez lata pogrążone było w jego bezpiecznych i bogatych pokładach egoizmu, a teraz przyjęło niepokojących go kształtów nad którymi, ten przecież inteligentny facet, zdaje się nie panować.

Coixet koncentruje się przez cały film przede wszystkim na samym Kepeshu. Na jego przemyśleniach, analizach i posunięciach. Każda z pozostałych czterech osób wydaje się być w tym filmie tylko dodatkiem, zjawami które sam powołał do życia David. Filozoficzne wywody i relacje między nimi stanowią dla niego drogowskaz z którego wskazówek niekoniecznie pragnie korzystać. Fascynacja Consuelą skontrastowana z jego lękiem przed nieuniknionym upływem czasu, jest motorem napędowym jego obecnej egzystencji. Odczuwa strach przed jej utratą, a jednocześnie niechęć do akceptacji jej bliskości i współuczestnictwa w swoim dotąd bardzo surowym i sterylnym świecie. Jak bowiem pogodzić ze sobą strach przed samotną starością i śmiercią z egoizmem i swoją niemożnością nawiązania autentycznej więzi z drugą osobą?

Isabel Coixet próbowała dać w Elegii odpowiedź na to jak i kilka innych postawionych wyżej pytań. Chyba nie do końca potrafiła się z tego mimo wszystko dość trudnego zadania wywiązać. Naostrzyła mi jednak mocno apetyt na wgłębienie się w tą interesującą sferę filozoficznych wywodów. Dlatego właśnie sięgnę po źródło i poszukam interesujących mnie odpowiedzi w książce Rotha.

A Elegia? No cóż. To szalenie intymna i szczera opowieść o życiu i śmierci. Okraszona wybitnymi rolami Kingsleya i Cruz. Bardzo klimatyczna i namoczona w kieliszku czerwonego wina. Zdecydowanie warta wypicia. Nie podoba mi się co prawda zakończenie historii, no ale nie musi. Grunt że sprowokowała mnie do współudziału i zestawienia swojego prywatnego życia względem doświadczeń i wysuwanych wniosków przez Kepesha. Świetny wykład Panie Profesorze. Szkoła życia.

4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz