piątek, 4 marca 2011

Zbrodnia bez kary

Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł
reż. Antoni Krauze, POL, 2011
100 min. Kino Świat
Polska premiera: 25.02.2011


Są takie filmy które powstają nie dla komercyjnego zysku, poklasku mas i nagród filmowych, a przynajmniej nie są to główne aspekty decydujące o ich powstaniu i dalszej promocji. Produkcje filmowe, które nawiązują do ważnych dla narodów wydarzeń historycznych, stanowią w kinematografii zupełnie odrębny nurt, do którego osobiście mam inne nastawienie, niż w przypadku kina komercyjnego, rozrywkowego, czy nawet stricte artystycznego. Filmy te traktuję według innych norm. Powstają one bowiem w innych celach. Ciąży na nich większy ciężar gatunkowy, odpowiedzialna edukacyjna misja i prawda historyczna. Dlatego też dziś będzie nieco mniej kinematograficznie. Nie będę się czepiał typowo filmowych niuansów, wytykał wpadki techniczne, kiepskie aktorstwo, nonszalancki, typowo polski montaż, zdjęcia czy muzykę. Choć o tym może trochę na końcu. Będę za to z wielką przyjemnością i zarazem z bólem, pastwił się wraz z reżyserem filmu i Kazikiem Staszewskim, nad zbrodniczym komunistycznym systemem z minionej epoki, który niestety dotąd nie został sprawiedliwie osądzony i rozliczony. Być może będzie to osąd zbyt dosłowny i nader osobisty, ale też w moim przypadku, jest on jak najbardziej uzasadniony.

Nienawiść do sierpa i młota wyssałem niemal z mlekiem matki, choć tak naprawdę poczułem ją pełnią piersi dopiero w dorosłym życiu, ucząc się komunistycznych zbrodni na podstawie kolejnych odsłanianych przeze mnie kart z historii. Jedną z nich postanowił upublicznić Antoni Krauze, twórca Czarnego czwartku. Janek Wiśniewski padł. Dlaczego ten film według mnie jest tak bardzo ważny? Ano dlatego, że odzwierciedlając wiernie wydarzenia z grudnia 1970 roku, jednocześnie demaskuje zakłamanie i dezinformacje jakie wbija się do głów licznym pokoleniom od lat. A przy okazji wzywa (mam taką nadzieję) do należytego i sprawiedliwego osądu, ciągle żyjących jeszcze odpowiedzialnych za tamte zbrodnie aparatczyków władzy, ZOMOwców, funkcjonariuszy MO i wysokiej rangi wojskowych. Ci krew z rąk dawno już zmyli, zdążyli też zmienić mundury na krawaty i się przebranżowić, ale zapachu zdrady nie wyplami żaden, nawet najlepszy środek chemiczny.

Wśród aktualnej elity rządzącej, tak chętnie przecież nawiązującej do swych opozycyjnych i solidarnościowych korzeni, nie widać dziś niestety już nawet chęci udawania w odpowiednim nazywaniu rzeczy po imieniu, a walka o rozliczenie komunizmu zepchnięta została do partyjnych i ideowych trzecioligowych przepychanek oraz awantury o stołki. Niestety po dziś dzień boleśnie odczuwamy skutki ułożenia się z komunistami przy Okrągłym Stole w 1989. Dziś, ponad dwadzieścia lat po tych jakże ważnych dla Polski wydarzeniach, szczerze powątpiewam w ich rzekomy sukces. O wiele lepiej wybrnęli z żelaznej kurtyny nasi południowi sąsiedzi, Węgrzy, czy choćby Rumunii, którzy o żadnym układaniu się z sowieckimi pachołkami słyszeć nie chcieli. Rozwiązali ten problem raz na zawsze serią z Kałasznikowa. Mało humanitarnie? Zapraszam do kin na Czarny czwartek. Niech widz sam sobie w duchu odpowie, czy zbrodniarze i mordercy narodu polskiego, aby przypadkiem nie zasługują na taki sam los, czy może tak jak nasze kolejne już rządy, wolą płacić im wysokie emerytury, chroniąc jednocześnie przed zasięgiem niezawistnego sądownictwa.

Udając się do kina, doskonale znałem historyczny zarys omawianych przez twórców filmu wydarzeń. Wiedziałem czego się spodziewać oraz jak skończy się omawiana historia, a jednak mimo to, ciągle i niemal w każdej minucie odczuwałem wewnętrzny niepokój, żal, złość i smutek, które rozrywały mnie od wewnątrz. Ból i zwątpienie w sprawiedliwość dziejową… przerażającą niemoc i bezsilność. Dziś, przeszło 40 lat po krwawych wydarzeniach z Wybrzeża, żyjąc w teoretycznie wolnej Polsce, możemy sobie tylko zadawać pytania. Zupełnie oczywiste odpowiedzi niby nasuwają się same, ale to i tak za mało by rozliczyć winnych z ich krwawej przeszłości. Grudzień 70, Czerwiec 76, Sierpień 80, wcześniej Marzec 68, czy Czerwiec 56, to tylko ważne dla jeszcze żyjących ofiar i historyków epizody w życiu skrzywdzonego narodu. Ktoś przeprosił? Zapłacił? Odpowiedział przed Sądem? Od 1995 roku żaden Sąd nie może skazać ówczesnego zwierzchnika sił zbrojnych, odpowiedzialnego za przynajmniej kilka z wymienionych wyżej zbrodni – Generała Jaruzelskiego. I już nie skaże. Nie zdąży. Za to dzisiaj Prezydent Komorowski w imię „zasług” dla narodu, przyjmuje go z honorami i zaprasza do Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Rechot historii? Raczej niesmak i żenada, oraz splunięcie tysiącom ofiar i ich rodzinom w twarz.

Właśnie dlatego należy udać się do kina. Wszyscy i bez wyjątku, jesteśmy to winni bohaterskim robotnikom i milionom zupełnie zwyczajnym Polakom, którzy w tamtych trudnych czasach, potrafili z dumą wypiąć swoje piersi przeciw… polskim czołgom. To często nasi przodkowie, członkowie rodzin, ojcowie i dziadkowie, także bracia i siostry. Antoni Krauze za pomocą taśmy filmowej, oddał im wszystkim należną cześć i chwałę. Zrobił to, czego nie umieli przez lata uczynić politycy. Mam też cichą nadzieję, że po wyjściu z kin, będzie rozgrywał się w głowach widzów ciąg dalszy. Że obraz ten skłoni nas wszystkich do pewnych przemyśleń, oraz że w przeciwieństwie do elity rządzącej, sami nazwiemy rzeczy po imieniu. Samodzielnie i zgodnie z sumieniem.

Jak wspomniałem wcześniej, nie bardzo chcę oceniać ten film według dotychczasowych standardów. Choć nawet gdybym spróbował, to nie dostrzegam w nim zbyt wielu stricte technicznych mankamentów. Owszem, jest to tradycyjny reprezentant raczej niskiego budżetu. Brak tu efekciarstwa i fajerwerków, ale z drugiej strony, wiele tu tak bardzo pożądanego przez sytuację surowego realizmu. Twarze robotników i strajkujących, są jakby żywcem wyjęte z tamtej epoki. Pały milicyjne uderzają w ten sam sadystyczny sposób, a przeszywające bezbronnych ludzi kule, bolą tak jak ich prawdziwych adresatów. Do tego trafna muzyka Lorenca i Staszewskiego, oraz świetna gra najbardziej wyrazistych postaci. Być może w pewnych momentach reżyser sam się pogubił oraz zatracił trochę pomysł i nie jeden wątek, ale sądzę, iż jest to podyktowane chęcią ogarnięcia jak największej ilości faktów z tamtych wydarzeń, i zaprezentowania ich na przecież ograniczonej długością taśmie filmowej.

Czy doczekaliśmy się polskiej Krwawej niedzieli? Myślę że tak. Cieszy mnie skala promocji tego filmu, pełne sale kinowe i zapoczątkowane już tu i ówdzie dyskusje na temat moralności i historycznej sprawiedliwości. Z drugiej strony wiem i już to dostrzegam, że spora część, zwłaszcza młodych ludzi wychowanych na innych moralnych standardach i autorytetach, film ten wyśmieje. Nazwie gniotem, niesmaczną, pełną nudnego patosu zgnilizną i bezcelowym grzebaniem w mało ich interesującej historii. Ale sądzę, że do tego trzeba po prostu dorosnąć i dojrzeć emocjonalnie. Pierwszy krok został zrobiony. Zarówno film jak i tamte wydarzenia niech oceni historia. Już tylko to nam wszystkim pozostało. Natomiast ja głośno i zdecydowanie namawiam. Kup bilet do kina i zobacz jak było naprawdę.

5/6

IMDb: 7,3
Filmweb: 7,4

2 komentarze:

  1. Yhmh. Jeśli wierzysz, że gdziekolwiek na świecie powstaje coś dla idei, a nie na sprzedaż, to moim zdaniem jesteś w błędzie.Naród nasz wychowany jest aby kultywować martyrologię narodu polskiego. Tak nas uczono w podstawówce i liceum - krwawe tłumienie zrywów narodowych. Zapomina się o zupełnie innych aspektach historii, ale spuśćmy na to zasłony miłosierdzia, bo do powiedzenia mam znacznie więcej. Tak czy inaczej łatwo jest w ludziach budzić emocje poprzez ekranizację takich wydarzeń...
    Jeśli chodzi o komunizm już od dawna - ja się pytam - dlaczego ciągle rozlicza się werbowanych i zastraszanych, a nie werbujących i zastraszających. I znam odpowiedź - bo tak jest wygodniej politykom i my szarzy ludzi nie mamy na to wpływu (Niezawitowska, Wałęsa - to biznes dzisiejszych "elit" politycznych na którym skorzystali włążący w dupę historycy ze znane instytucji. I tu też temat zakończę...
    Nie zapomnij, że nie wszystko jest białe i czarne. W szeregach MO znalazło się mnóstwo chłopaczków ze wsi, dla których ta praca była szansą. Nie wszyscy są tak lotni umysłowo. Przeczytaj sobie "Zapiski oficera armii czerwonej" S. Piasecki - zobaczysz tam wnętrze ugogiej istoty, ubogiej pod każdym względem. Spojrzysz na tych chłopaczków z MO inaczej - jak na ludzi, którzy chcieli poprostu żyć. Ten temat też urywam, bo zaśniesz czytając.
    Jeśli chodzi o dzieła dla historii - nie wyśmiewam, i uważam się za osobę dojrzałą. Wiosen na mym karku można liczyć dekadami. Wolę jednak nie kultywować tej martyrologii. Już za dużo, a ile kurde przegapiliśmy naprawdę ciekawych rzeczy. Jako najlepszy polski film - nie tylko historyczny, bo tam jest jeszcze drugie dno, uważam - "Mniejsze zło" Morgenszterna - to jest film, o którym mogę pisac i pisać i pisać... Polecam Tobie.


    Kupię bilet i pójdę do kina na "Czarny czwartek".

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu zgrabne nawijanie makaronu na uszy ale w dobrym słowa tego znaczeniu ;)

    OdpowiedzUsuń