Winter's Bone
reż. Debra Granik, USA 2010
100 min. Vivarto
Polska premiera: 25.02.2011
Dziś, na dwa dni przed galą wręczenia Oscarów, wkracza do naszych kin jeden z nominowanych do tych nagród film, Winter’s Bone (u nas jako Do szpiku kości). Dość dziwną porę wybrało sobie Vivarto na polską premierę. Chyba nie wierzą w to, że ten bardzo surowy i wymagający obraz może namieszać na wielkiej komercyjnej imprezie. Osobiście także w to nie wierzę. Już sam fakt znalezienia się tego tytułu w gronie nominowanych, wzbudził za oceanem sensację. Nagrodzony na zupełnym przeciwieństwie do Oscarów, festiwalu w Sundance, potrafił jednak oczarować nie tylko szacowną Akademię, ale także bardzo wybredną i zdystansowaną do amerykańskich produkcji Europę (dokładnie to Berlin). Paradoks tego filmu polega na tym, że pomimo, iż jest on do bólu amerykański, jest jednocześnie jego absolutnym kinematograficznym przeciwieństwem.
Niski budżet, brak głośnych nazwisk, a na ekranie brud, odpychający syf i bieda opuszczonej przez Boga Ameryki B, a może nawet i C. Nie dajmy się zwieść filmowemu plakatowi (raczej kiepski). To jest zupełnie inny kraj jaki zna przeciętny Kowalski, Johansson czy Schmitt. Być może właśnie dlatego świat zapiał nad nim z zachwytu. Ale dlaczego konkretnie uczynili to też sami Amerykanie?
Mało znana Debra Granik zasłynęła przed siedmioma laty podobnym filmem nawiązującym swym kostnym tytułem do omawianego. Aż do kości z 2004 roku, to także przejmujące dramatyczne kino ze społecznym zarysem o piekle na ziemi. Widać fascynuje ją druga strona ludzkiego medalu, życie w ubóstwie, nałogu i pod marginesem społecznym. W obu produkcjach wystawia na próbę silne kobiety, bawi się nimi i sprawdza jak wiele potrafią znieść. Zupełnie jakby chciała udowodnić facetom, że to jednak baby mają większe jaja. Jako że jestem facetem i swoje zdanie o kobietach mam... nie będę dalej brnął w to błoto ;)
Winter’s Bone to odpychający obraz amerykańskiej prowincji, skrytej gdzieś w górach Ozark. Naturalna scenografia otoczenia jest brudna, pokryta rdzą, z licznymi bliznami i zapomniana przez XXI wiek. W tych wyjątkowo nędznych okolicznościach przyrody, Granik, na podstawie powieści Daniela Woodrella (pod tym samym tytułem), umieszcza rodzinę złożoną z trójki rodzeństwa i chorej, odciętej od poczytalności matki.
To właśnie na barkach siedemnastoletniej Ree Dolly (Jennifer Lawrence), najstarszej z rodzeństwa, spoczywa brzemię i odpowiedzialność za, nie tyle przyszłość rodziny, ale przede wszystkim za teraźniejszość. Już sama codzienna walka z głodem i przetrwaniem wystawia ją na ciężką próbę. Ale jakby tego było mało, los sprezentował jej dodatkowe komplikacje. W grę wchodzi jej ojciec, narkoman i społeczny wyrzutek, który musi stawić się do sądu na swojej rozprawie. W przeciwnym wypadku zastawiony pod jego kaucję dom i kawałek ziemi, czyli jedyne co im pozostało, zostaną bezpowrotnie utracone. Ree Dolly, aby nie stracić dachu nad głową, musi w ciągu kilku dni odnaleźć swojego ojca, by zmusić go do zachowania się tak, jak na ojca przystało. I tu, ku mojemu zaskoczeniu, do głosu dochodzi sam Jim Jarmusch.
Film bowiem nagle przypomina mi jego Broken Flowers. Ree wzorem Dona Jonhnstona (Bill Murray), rusza przed siebie, by od kuzyna do kuzyna i krok po kroku, podążając śladami swojego ojca, dotrzeć do jego cuchnącej meliny. Ale na tym podobieństwa się kończą i Jarmusch pakuje manatki. W górach Ozark widzowi jest znacznie mniej do śmiechu. Głównej bohaterce oczywiście również. Klasycyzm kina drogi i poznawane kolejno nowe postacie, zdają się skrywać jakiś obrzydliwy sekret. Atmosfera gęstnieje, twarze zdają się być coraz brzydsze i bardziej odpychające. Świat w którym pławi się zagubiona Ree, przeraża swoją brutalną oczywistością.
W tej krainie nikt nie jest szczęśliwy. Poza dziećmi nikt się nie śmieje. Z głodu je się wiewiórki, a jedynym sposobem na oderwanie się od otaczającej marności jest możliwość wstąpienia do armii. Ale też tylko dla pieniędzy. Obraz tak brzydkiej Ameryki skłania rzecz jasna do refleksji. Takie enklawy biedy i braku perspektyw znajdują się w każdym miejscu na globie. Nawet tam, gdzie najmniej się tego spodziewamy. Mieszkańcy ukształtowani przez otaczającą ich rzeczywistość obdarci są ze złudzeń i marzeń. Ale Granik wskazuje także na jasne punkty naszego człowieczeństwa. Siedemnastoletnia Ree jest przykładem na to, że w chwilach beznadziejnych i w otoczeniu złych ludzi, można z dumą reprezentować piękne cnoty. Siła, odwaga, miłość i poświęcenie. Młoda dziewczyna ma w sobie więcej z emocjonalnej i odpowiedzialnej dojrzałości, niż przeciętny dorosły reprezentant świata dobrobytu. Okazuje się po raz kolejny, że najlepszą kuźnią ludzkich charakterów jest bieda. Zaś nóż na gardle potrafi przenosić góry i doliny.
Film jest pełen charakterologicznych kontrastów, pięknej brzydoty i brzydkiego piękna. Nie dziwię się, że to się podoba. Jest bardzo uniwersalny i zrozumiały dla całego świata. Rozumieją go chyba także sami Amerykanie. Zaglądają dzięki niemu wgłąb własnego ja i demaskują słabości swojej państwowości. Jego oglądanie, to jak obcowanie z programami na Discovery. Z kamerą wśród zwierząt w wydaniu BBC, trzeci świat tuż obok za naszą ścianką działową. Debra Granik przy okazji wbija facetom szpilkę w tyłek i winduje kobiety na szczebelek wyżej w ludzkiej drabince doskonałości. Ale ja osobiście przymknąłem na to oko. Kwintesencją całości jest zupełny oczywisty pakiet moralitetów. Nadzieja umiera ostatnia. Im gorzej, tym lepiej i inne oklepane banały. Jednak oblepione brudnym błotem wymieszanym z krwią, określają nową perspektywę.
Mocny film, zdecydowanie nie na popołudniowe niedzielne szuruburu z dziewczyną po markecie. Do niego trzeba przysiąść z większą uwagą i skupieniem. Czy zostanie doceniony przez Amerykańską Akademię? Już został. Natomiast Natalie Portman zyskała szalenie mocną konkurentkę w walce o statuetkę. Już myślałem, że w tym roku nie będzie miała sobie równej. A tu, jak wiadomo kto i skąd wyskakuje zza wzniesienia kapitalna Jennifer Lawrence. Jest świetna, prawdziwa i bardzo przekonująca. Tak jak cała okolica skryta gdzieś w środkowych stanach, pomiędzy rzekami Missouri, Arkansas i Missisipi.
4/6
IMDb: 7,4
Filmweb: 6,5
mi się bardzo spodobał bardzo (89/100)- artykuł jak zwykle ok ;) pozdro.
OdpowiedzUsuń