reż. Mark Romanek, GBR, USA 2010
103 min. Imperial - Cinepix
Polska premiera: 04.03.2011
W Nie opuszczaj mnie w reżyserii Marka Romanka w dość niekonwencjonalny sposób autorzy próbują zmusić widza do zadania sobie m.in. powyższych pytań. A konkretniej, to zadaje je Kazuo Ishiguro, autor powieści na podstawie której powstał scenariusz. Książki nie czytałem, więc trudno jest mi stwierdzić, czy ekranizacja dzieła brytyjskiego Japończyka jest wiernie odwzorowana, ale dla wygody uznam że tak.
Historia ta jest zaprawdę przedziwna. Fikcję literacką z pogranicza mrocznej fantastyki i czarnowidztwa, wkomponowano w zupełnie zwyczajne życie jakie znamy z autopsji. Cofamy się wpierw do końca lat 70-tych, gdzie w odseparowanej od świata zewnętrznego brytyjskiej szkole z internatem Hailsham, kształcą się dzieci. Po prostu. Nic nadzwyczajnego. Dyscyplina, nauka, drobne przyjemności wymieszane z dziecięcą codziennością, grami, zabawami i pierwszymi miłościami. Jednak z biegiem czasu coraz bardziej zaczyna nam tu coś nie pasować. Gdzie są rodzice tych dzieci? Dlaczego wychowankowie nie mogą opuszczać murów Hailsham? Czym są donacje? O tym zdają się nie wiedzieć także sami zainteresowani, którzy reprezentują poziom klasycznego wypranego mózgu. Tak więc nikt nic nie wie. Ani my, ani z pozoru zupełnie zwyczajne dzieciaki. Są tylko domysły. Podoba mi się tak postawienie sprawy.
Wraz z dorastaniem dzieciaków, dowiadujemy się coraz więcej (od razu uprzedzam, będą spoilery). Naszym oczom ukazują się w końcu rzeczy dziwne i irracjonalne, ocierające się o barbarzyńskie ludobójstwo. Niedorzeczność i autentyczność szeregu zdarzeń wprawiły mnie w autentyczne osłupienie. Hailsham okazuje się fabryką ludzkich narządów, kształcącą ludzi-zwierzęta tylko i wyłącznie w jednym celu – dawcy organów. Perfekcyjnie wyhodowane stworzenia człekokształtne niczym kurczaki na farmie, zabijane by ratować innych ludzi. Halo. Czy jest na sali Bóg?
Brzmi trochę jak scenariusz horroru lub science-fiction. A tu niespodzianka. Jest to przede wszystkim melodramat, acz z mocno zaakcentowanym aspektem psychologicznym. Z trójką głównych bohaterów przechodzimy przez cały ten zakrojony na szeroką skalę narodowy program tworzenia podludzia. Od lat najmłodszych spędzonych w Hailsham, po okres dojrzewania i dorosłości, oraz ich kolejne donacje (wycinanie organów). Razem z nimi biegamy beztrosko po szkolnym boisku, obserwujemy jak się w sobie zakochują, jak się śmieją, ranią, płaczą i cierpią. Wydają się zupełnie normalni jak każdy z nas, tyle że z wypranym mózgiem i niepełnosprawnością polegającą na nieznajomości norm jakie panują w obcym im świecie zewnętrznym.
Gdy w końcu dotarło do mnie jakim sensem jest ich istnienie i co za chwilę się w ich życiu wydarzy, na tapetę wysunął się cały szereg rozkminek o charakterze stricte etycznym oraz moralnym. Zapewne każdy oglądając ów film, dostrzeże w nim różne liczne zagrożenia i moralitety z niego płynące. Mnie rozważania nad tym skojarzyły się trochę z Rokiem 1984 (Orwell), a także z Nowym wspaniałym światem (Huxley). Słowem, antyutopia. Z definicji, społeczeństwo przyszłości, którego organizacja polega na ograniczaniu wolności jednostki poprzez całkowite podporządkowanie jej dyktatorskiemu systemowi władzy. Czyli coś pokrewnego do totalitarnych ustrojów znanych nam z kart historii. Pranie mózgu i wyzysk klasowy dla wyższych idei. Trójka naszych bohaterów, z którymi możemy się identyfikować jako reprezentantami naszego świata, stają się symbolem w walce o sprawiedliwość i człowieczeństwo. Wykorzystywani oraz manipulowani przez system i władzę, walczą z nieuniknionym - ze swoim bolesnym przeznaczeniem. Ich próby przeciwstawieniu się temu, z góry skazane są na porażkę. Żal, wściekłość i towarzysząca im przy tym bezsilność, podkreślają wagę i wolę zwycięstwa, ale też boleśnie uświadamiają nam, jak niewiele dziś od nas samych zależy. Doświadczamy tego niemal każdego dnia, tylko w innym wymiarze. Manipulacja mediów, elit rządzących, wielkich i wpływowych koncernów. Biznes i polityka kontra moralność i etyka. Ilu z was codziennie poddaje się bez walki?
Naprawdę świetny film. Działający na wyobraźnię i pobudzający do myślenia. Mnie osobiście sprowokował do głębszego zastanowienia się nad dzisiejszym światem, nad moim krajem, a także nad sobą samym. Nad znieczulicą społeczną, kryzysem wiary, mentalną globalizacją i rozprzestrzeniająca się niczym rak, moralną nicością. Przeraża mnie moda na wyśmiewanie wiary w Boga, brak etycznych wartości w życiu codziennym, oraz tak łatwe poddawanie się manipulacjom i sugestiom fizycznie rządzącym tym światem. W bohaterach filmu dostrzegam jednak coś optymistycznego i pięknego. Jakąś formę lub klon romantyzmu. Bezwarunkowe dążenie do spełnienia swoich marzeń. Do trwania z podniesioną głową będąc zanurzonym po szyję w bagnie beznadziei. Według jednej z definicji Huxleya, szczęśliwi ludzie to tacy, którzy nie są świadomi lepszych i większych możliwości. Żyją we własnych światach odpowiednio skrojonych do ich predyspozycji. Może to więc nasze zbyt wygórowane ambicje blokują nam drogę do pełni szczęścia?
Romanek nie do końca potrafił naszkicować myśli które sam rozpoczął. Odczuwam więc lekki niedosyt, ale nie szkodzi. Być może tak było też w książce. Nie mniej jednak szereg napoczętych rozważań, licznych skojarzeń i sposób ich przedstawienia, zadowoli tych wszystkich, którzy lubią podczas oglądania filmów trochę pogłówkować. Kapitalne role trójki naszych dawców: Knightley, Mulligan i Garfield. Zwłaszcza ckliwa Mulligan zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Mądre kino. U nas na ekranach dopiero w marcu. Polecam jednak już teraz zapamiętać tytuł i w odpowiednim momencie wybrać się do kin. Dobra inwestycja. Inwestycja w mózg.
5/6
świetny artykuł intensyfikujący częstotliwość wyładowań elektrycznych w komórkach mózgu. Oczywiście mam własny pogląd na przedstawiony trochę generalizujący punkt widzenia (zapewne to pod wpływem emocji wywołanych filmem). Niezmiernie ciekawi mnie jedna rzecz, i choć nie na temat to zadam tu swoje pytanie: Po przez co społeczeństwo/cywilizacja dąży do samozagłady? Albo o jaką zagładę chodzi, z tekstu wnioskuję, nie wiem czy poprawnie, że o zagładę duchową, hm?
OdpowiedzUsuńArtykuł pobudził mój apetyt na ten film, zwłaszcza że wygrzebał zarośniętą kurzem szufladkę w pamięci z filmem Opowieść Podręcznej/Handmaid's Tale, Volkera Schlöndorffa - bardzo polecam. I teraz będę głodować do marca, ech...
Tak, w tym mniej więcej kierunku podążałem myślami. Zanikające, a może raczej ciągle ewoluujące normy etyczne i moralne, które w moich oczach ciągną ducha ludzkości w dół. Zapewne to duże nadużycie mojej strony, wygodna generalizacja i zwykłe wróżenie z fusów, ale na wielu płaszczyznach dostrzegam zmiany kierunków w procesie myślenia i postrzegania otaczającej nas rzeczywistości. Może wynika to też z tego, że na życie mam poglądy o dość konserwatywnych naleciałościach i często lubię patrzeć wstecz doszukując się tam zasad etycznych i wzorów do naśladowania. A dziś, no cóż... Jedna wielka zglobalizowana wioska pełna etycznych kontrowersji i moralnej nicości. To tak w skrócie i ogólnikowo, bo można by pisać i pisać.
OdpowiedzUsuńPzdr.
Nie jest to film dla osób pozbawionych kręgosłupa moralnego. Na pewno. Przy braku wartości nie poruszy. Pozostałym również polecam.
OdpowiedzUsuńOwszem, można pisać i pisać. Zapalę jednak światełko nadziei. Moim zdaniem współczesne społęczeństwo nie różni się od poprzednich pod względem moralnym. Wrażenie rozluźnienia obyczajów istnieje, dlatego, że zmienia się podejście do norm nienaturalnie organiczających naturę człowieka (a to doprowadziło rzeczywiście do dewiacji i wynaturzenia). Podam tylko jeden z wielu przykładów: w dominującym wyznaniu w naszym kraju, śluby kościelne i celibat wprowadzono dopiero w XI wieku i przez wieki ludzie kombinowali jak to obejść (Henryk VIII aż zmienił obrządek). 30 lat temu była taka sama hipokryzja "Wyjście awaryjne", reż. R. Załuski. Pewne jest jednak to, że jednostki składające się na społeczeństwo, rewidują swoje poglądy w sytuacjach gdy stają w obliczu własnej bezsilności. Gdy nie da się dogadać, załatwić, zapłacić, kupić wtedy człowiek doznaje olśnienia, jak np. Lester Burnham w "American Beauty". Późno to następuje, bo najczęściej odczuwamy swoją bezsilność wobec świadomości śmierci. To jest dużo głębsze, ale można by pisać i pisać... dla 16 latek śmierć ich bliskich czy ich samych to jest science fiction. Stan ten może utrzymać się do 50. Niemniej w każdej epoce to przerabiają, że teraz to świat zmierza w przepaść, więc nie będzie tak źle :)
OdpowiedzUsuńPozdr
Dopiero kilka dni temu go obejrzałem i mimo dobrego klimatu i gry aktorskiej brak mi "morału" i zakończenia... jestem pewny że matka natura działa według "zegara" Darwina a nie George Pal-a (Time Machine (1960)...swoją drogą 15 postów w nowym roku to nie wiele :( Kurcze chłopaku ładnie nawijasz makaron na uszy tylko nie za często ;)
OdpowiedzUsuńNa większą aktywność nie mam niestety czasu. Jestem raczej niedzielnym bloggerem, nieskutecznie walczącym z systemem o czterdziestośmiogodzinną dobę ;)
OdpowiedzUsuń