środa, 13 października 2010

26 Warszawski Festiwal Filmowy - Chrzest

Chrzest
reż. Marcin Wrona, POL, 2010
86 min. Best Film


Na ten film czekałem z dużą niecierpliwością. Obsypany nagrodami na festiwalu w Gdyni i po wielkim tournee po światowych festiwalach (wyróżnienia w Toronto i San Sebastian), Chrzest powrócił na łono ojczyzny. Dopiero udając się na pokaz filmu w Multikinie dowiedziałem się iż jest to jego oficjalna premiera. Specjalnie odseparowane wejście, kamery, migające flesze, piękne kobiety na galowo, znane nazwiska, kwiaty, przemówienia i oklaski. W takich okolicznościach przyrody, w swoich trampkach i w jeansach czułem się trochę nieswojo, nie mniej jednak chciałbym w tym miejscu pobłogosławić swoją kartę akredytacyjną. Bez niej nie dostałbym się na projekcję, choćby skały srały. Galę prowadził Maciej Orłoś, a mądre słowa reżysera Marcina Wrony, wprowadziły mnie w stan wielkiego wyczekiwania i wzbudziły we mnie ogromną ciekawość. Po uroczystym ceremoniale zgasły światła i rozpoczęło się pochłanianie kadrów filmu.

"Michał ma to, o czym marzył: piękną żonę Magdę, nowo narodzonego synka, niezłą pracę. Sprowadza Janka, przyjaciela z dawnych lat, aby został ojcem chrzestnym dziecka. To tylko początek planu Michała, który prosi przyjaciela, by zainteresował się też jego żoną... Początkowo plan spełnia się, ale Michałowi coraz trudniej się z nim pogodzić. Wie, że głęboko skrywana przeszłość nieuchronnie upomni się o niego, a Janek będzie musiał podjąć decyzję, której skutków nigdy nie zapomni. Mówi reżyser: "Kiedyś usłyszałem taką prawdziwą historię, która wydarzyła się w środowisku przestępczym. W wypadku śmierci jednego z członków mafii, drugi miał honorowy obowiązek, by zająć się jego rodziną".

Bardzo dobre, mocne i wstrząsające kino inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Chrzest wart jest wszystkich otrzymanych statuetek. Dług Krzysztofa Krauze doczekał się wreszcie godnego następcy. Ten sam ciężar gatunkowy i podobne wzbudzenie mojego podziwu. To zdecydowanie jedna z najlepszych polskich produkcji ostatnich lat, śmiało aspirująca do panteonu tych największych w polskiej kinematografii. Cieszę się że powstają w Polsce takie filmy. Cieszy mnie to, że płodzą je stosunkowo młodzi i ambitni ludzie. Cieszy mnie w końcu także to, że produkcja wykreowała przy okazji kilka nowych obiecujących nazwisk. Zwłaszcza warto zapamiętać Wojciecha Zielińskiego. Wspaniała rola. Już wiem czemu otrzymał nominację do nagrody Cybulskiego. Póki co to najlepszy film jaki widziałem na festiwalu. Fajnie że polski. Pewnie ciężko będzie go komuś przebić. Mocno zachęcam do udania się na niego do kin. Za tydzień do nich wchodzi.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz