niedziela, 30 września 2012

Chwała dziwkom

L'Apollonide
reż. Bertrand Bonello, FRA, 2011
122 min.
Polska premiera: ?




Prostytucja. Najstarszy zawód świata. W kulturze wschodniej od zawsze tolerowana i rozumiana jako sztuka miłosna, wtopiona w szerszy kontekst życia erotycznego, kulturowego i artystycznego. Zachód z kolei przyjmował represyjny stosunek do seksualności, w tym także do prostytucji samej w sobie. Nie mniej jednak, jeszcze w średniowieczu, nawet sam Kościół zajmował się organizacją domów publicznych. Prostytucję tolerowano i usprawiedliwiano, traktując ją jako mniejsze zło. Represje nasiliły się dopiero w okresie reformacji. Od XVI wieku prostytucja stałą się na Zachodzie procederem potępionym i mimo ogromnych zmian obyczajowych, tak już zostało w zasadzie po dziś dzień.

Współczesne poglądy na prostytucję, zwłaszcza te prezentowane przez wiecznie niezadowolone feministki, często mnie śmieszą. No bo tak. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku ich punkt widzenia (feministek) na zjawisko prostytucji był stosunkowo jednorodny. Jak jeden mąż potępiały prostytucję jako profanację godności kobiety i dążyły do jej całkowitego zlikwidowania. Dziś niby także podnoszą larum i tępią nie tyle dziwki same w sobie, co mężczyzn, którzy z seksualnego punktu widzenia traktują kobiety w sposób podły i instrumentalny. Owszem, czasem nam się zdarza. Ale czy trochę nie jest tak, że prostytucji po trochu winne są także same kobiety, które w niewystarczającym stopniu obsługują seksualnie swoich własnych mężów i mężczyzn?

Feministki z jednej strony potępiają przedmiotowe traktowanie kobiet przez mężczyzn, z drugiej zaś, pragną wyrwania ich ze szponów wszechobecnego patriarchatu, który izoluje kobietę od pięknego świata sprowadzając ją jedynie do roli gospodyni domowej, rodzicielki i opiekunki małych dzieci. A przecież prostytucja, zwłaszcza ta luksusowa, była niekiedy właśnie takim oknem na świat, skutecznym sposobem na wyswobodzenie się z kajdan podmiotowego przeznaczenia. Kobiet lekkich obyczajów nie brakowało nigdy wśród wyższych sfer. Były to kobiety o wysokim statusie, czego najlepszym przykładem były japońskie gejsze, chińskie Ching Nii, greckie hetery, czy renesansowe kurtyzany. Kobiety zajmujące się sztuką erotyczną wyróżniały się nie tylko urodą i wdziękiem, ale też były często jedynymi kobietami wykształconymi, znającymi się na sztuce, filozofii czy polityce. Na przekór wielu feministkom, to właśnie kobiety lekkich obyczajów i prostytutki były często tą grupą kobiet, która stanowiła awangardę swoich czasów i to one właśnie stały się prekursorkami współczesnej emancypacji kobiet. Tak więc niech nasze szanowne wojujące o wolność panie się w końcu raz na zawsze zdecydują.

Ja generalnie nie mam z tym żadnych problemów, w końcu jestem tylko facetem. Kobiet nie traktuję w sposób stricte przedmiotowy, ot, po partnersku i na równych prawach, nie mam też żadnych skrupułów z góry uważając je np. za gorszych kierowców. Jednak pusty śmiech mnie ogarnia gdy słyszę, że gapienie się na cycki jest przejawem prymitywnego samczego chamstwa. Owszem, czasem nie wypada, trzeba to umieć robić z klasą, ale drogie panie, jakbyście nie chciały, to byście nam swych piersi w tak bezczelny sposób nie udostępniały. Dziś nawet nastoletnie gwiazdki pop wyglądają jak tanie dziwki. Jak więc żyć w tym permanentnym eroticonie? W każdym bądź razie, na przekór ruchowi feministek, do końca swych dni będę przepuszczał kobiety przodem, otwierał im drzwi i płacił za nie w restauracjach. Tak zostałem wychowany i uważam, że tak trzeba. Jak będę chciał, będę także gapił się na kobiece piersi i chodził do burdelu (na starość pewnie tylko to mi pozostanie) i nic wam do tego.

Rok temu we Francji, tamtejsi deputowani przegłosowali projekt ustawy pani socjalistycznej minister ds. kobiet chcącej walczyć z prostytucją, a konkretniej, wprowadzając kary dla osób płacących za usługi seksualne, czyli m.in. dla klientów domów publicznych. No to wymyśliła. Feministki rzecz jasna poparły projekt, lecz osoby, które za pośrednictwem tej ustawy chciano rzekomo obronić i wyswobodzić z męskiej okupacji, czyli prostytutki właśnie, za pośrednictwem własnych związków zawodowych ostro skrytykowały ten rzecz jasna poroniony pomysł i wyszły na ulice protestować. Demokracja po raz kolejny zatroszczyła się o dobro swoich obywateli, nie pytając ich nawet o zdanie (skąd my to znamy?). Jak twierdzą przedstawicielki tego najstarszego zawodu świata, karanie ich klientów zepchnie prostytucję do podziemia, a walka z prostytucją przypominałaby wprowadzenie prohibicji w Stanach Zjednoczonych. Jak to się skończyło wszyscy dobrze wiemy. Nasze rozwiązłe panie mają oczywiście rację. Zamknięcie burdeli może prowadzić do poważnych problemów społecznych. Do rozpadu rodzin, wzrostu przestępstw na tle seksualnym, molestowania dzieci i gwałtów. Prostytucja czy chcemy tego czy nie, stanowi bezpieczne ujście dla męskich frustracji seksualnych i na swój nieco pokrętny sposób, podtrzymuje istnienie modelu szczęśliwej rodziny.

Nie wiem jaki związek z zeszłorocznymi wydarzeniami we Francji miał film Bertranda Bonello, L'Apollonide, pewnie żaden, ale idealnie wstrzelił się w moment trwającej burzliwej społecznej debaty. Ja mam jednak z nim pewien problem. Nie wiem, czy francuski reżyser chciał dzięki tej produkcji stanąć w obronie prostytucji, ukazując jej drugą stroną medalu i traktując ją jako po prostu ciężki, lecz uczciwy jak każdy inny zawód, czy może jednak w pewnym sensie opowiedział się przeciw niemu ku chwale niepokornemu ruchowi feministycznemu. Po obejrzeniu filmu, odnoszę wrażenie, że Bonello chciał stanąć w tym sporze gdzieś tak mniej więcej pośrodku dostarczając jednym i drugim garść silnych argumentów. Problem w tym, że ja z natury nie wierzę w żadną bezstronność, a fakt, że nie mogę go do końca rozgryźć trochę mnie uwiera w potylicę.

Nominowany w zeszłym roku do Złotej Palmy, oraz zdobywca Cezara, L'Apollonide (u nas jeszcze jako Zza okien domu publicznego), nadal nie doczekał się daty polskiej premiery. Nawet nie ma jeszcze dystrybutora w kraju, tak więc wiele wskazuje na to, że prędko go na polskich ekranach nie zobaczymy, jeśli w ogóle. A szkoda, bo to bardzo śmiała i ciekawa produkcja. Zabiera nas do końca XIX wieku, do klimatycznych wnętrz paryskiego luksusowego domu publicznego, który nie tylko dostarczał cielesnych uciech swoim często wysoko postawionym klientom, ale także stawiał na wychowanie swoich podopiecznych oraz ich dzieci (wiadomo, antykoncepcja w tamtych czasach stała na nieco niższym poziomie). Domy publiczne przed przeszło stu laty, oraz ówczesne prostytutki jakże bardzo odbiegały od dzisiejszych standardów. Nie to, że wiem jak to jest, bo korzystam z ich usług, nie, nie korzystam. Jak mawiał klasyk: "jestem zbyt młody i zbyt przystojny żebym musiał za to płacić", ale i tak przecież powszechnie wiadomo jak jest. Sztuka miłosna sama w sobie wiele się nie zmieniła, inne jest tylko opakowanie. Dziś jak dziwka często wygląda byle, wydawać by się mogło, normalna dziewczyna spotkana przypadkowo na ulicy. Natomiast panie ukazane w filmie lśniły w tamtych czasach prawdziwą klasą. W swoich długich sukniach i gorsetach wyglądały zabójczo smakowicie, zdecydowanie lepiej od dzisiejszych roznegliżowanych zacnych dam. Wiadomo, czasy się zmieniają, moda także, ale świetnie przedstawione od podszewki obyczaje ówczesnych prostytutek windują wysoko pewnego rodzaju tęsknotę do dawnych kobiet, zabójczo uwodzicielskich wyposażonych w klasę dziedziczoną w genach. Dziś, w przyrodzie takie już prawie nie występują (dziewczyny, no offence ;)).

Mimo to, pod koniec XIX wieku powszechnie traktowano prostytutki jako kobiety zdegradowane, wywodzące się z marginesu społecznego. Oficjalna propaganda przedstawiała je najczęściej jako osoby prymitywne, zwyrodniałe, obarczone wszelkimi nałogami, różnymi chorobami, pozbawione intelektu i ogłady. Jeden z włoskich uczonych tamtych czasów, Cesare Lombroso, uważał wprost, że kobiety, które trafiły na drogę prostytucji rodziły się z właściwymi ku temu predyspozycjami takimi jak pijaństwo, łakomstwo, lenistwo, próżność, całkowity brak uczuć, moralne zobojętnienie, a nawet z anomaliami genetycznymi w postaci nienormalnego owłosienia, problemów z zębami czy... posiadaniem małej głowy. Zapewne za kolejne sto lat mężczyźni będą tęsknić za dzisiejszymi paniami lekkich obyczajów traktując je jak wzorce wszelkich rozpustnych cnót. Bardzo możliwe. Cóż. Świat, zwłaszcza męski, nie znosi próżni.

Bonello bardzo fajnie przedstawił widzowi ówczesne cielesne obyczaje. Wszedł z kamerą nie tyle do łóżek, lecz także do umysłów tamtych pań i ich klientów, przedstawiając ich profesję w sposób dwutorowy. Z jednej strony chwała dziwkom i tęsknota za nimi, z drugiej przestroga: "Uważajcie dziewczyny, to nie jest zajęcie lekkie, łatwe i przyjemne”. W bardzo dokładny sposób pokazana jest ciężka praca młodych kobiet, poprzez ranne wstawanie, ciągłe dbanie o swój wygląd, dobór ubrania, wielogodzinne zabiegi upiększające, by potem całą noc poświęcać swoim wymagającym klientom i spędzać z nimi ulegle czas z uśmiechem na twarzy do bladego świtu praktycznie bez szans na nowe życie, w końcu „nikt nie żeni się z prostytutkami”. Opowieść jest pełna smutku, ale też i nostalgii za utopijną wizją szczęścia i radości. Kobiety domu publicznego L'Apollonide są bardzo ze sobą zżyte i związane. Wcale nie tęsknią za nowym, innym, lepszym życiem. Wydają się być szczęśliwe oraz pogodzone ze swoim losem i to pomimo najwyższej ceny jaką czasem muszą za to zapłacić.

Film kończy się spięciem klamry czasowej, z której jak mniemam wynika, że prostytutki wiodą dziś podobne życie jak kiedyś, a ich problemy i marzenia są identyczne, w końcu robią cały czas to samo, mimo że często w innych okolicznościach przyrody. Niby oczywista teza, ale oglądając XIX wieczne standardy, odnosiłem wrażenie, że to są zupełnie dwa różne światy. I nie pomogła nawet kapitalna, bardziej współczesna rockowa muzyka z lat 70tych, która pewnie miała za zadanie zjednoczyć dwie epoki w jedną spójną całość. Myślę, że morał tej opowieści nie jest jednoznaczny. Jak pisałem wyżej, nie wiem do końca co autor miał na myśli, kogo chciał sprowokować, kogo zaszczuć i zasmucić, obudzić z jakiegoś ideologicznego letargu. To w gruncie rzeczy trudny orzech do zgryzienia, stary jak świat, jak zawód prostytutki. Chwała dziwkom mimo wszystko. Lepiej jest się pogodzić z ich przeznaczeniem i losem. Niczego i tak nie zmienimy.

4/6

IMDb: 6,8
Filmweb: 6,2



7 komentarzy:

  1. Twoje mieszane uczucia odnośnie filmu były mi bliskie, po jego obejrzeniu miałam wrażenie, że autor nie do końca wykorzystał temat. Bardzo podobał mi się wątek czytania i rozważania teorii Pauline Tarnovsky, głoszących jakoby prostytutka miała mniejszy mózg. A co do prostytucji samej w sobie, cóż, są i były przed wiekiem prostytutki i "prostytutki", kobiety sprzedające się w zaułkach i wykształcone towarzyszki znudzonych swoimi pruderyjnymi żonami arystokratów. A co do polityki i toczącej się wokół prostytucji dyskusji, to całkowita delegalizacja prostytucji jest niemożliwa, karanie mężczyzn korzystających z usług prostytutek bezcelowe; obecne prawo w Polsce penalizuje sutenerstwo i uważam, że jest to rozwiązanie przynajmniej częściowo chroniące kobiety uprawiające najstarszy zawód świata. Zapewne nigdy nie doczekamy się, by w obecnych, wbrew pozorom pruderyjnych czasach prostytutkom zapewniono możliwość uzyskiwania jakichkolwiek świadczeń emerytalnych. Jeszcze jedna uwaga dotycząca tytułu posta, "Chwała dziwkom" to tytuł filmu dokumentalnego, jeszcze nie oglądałam, ale słyszałam, że warto.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wiem, że to tytuł dokumentu. Po prostu mi się spodobał ;)
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie była przygana, po prostu uwaga na marginesie. I mnie też się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaciekawiłeś mnie tym filmem. Może to dziwnie zabrzmieć ale zainteresowałam się tym tematem po przeczytaniu rewelacyjnej książki "Czerwony płatek i biały" (serial na jego podstawie też chyba powstał ale nie oglądałam). Główną bohaterką książki jest właśnie XIXwieczna prostytutka chcąca czegoś więcej niż byciem tylko obiektem męskich namiętności, niestety takie a nie inne dzieciństwo nie pozwoliło jej na nic innego. I chyba racja trochę z tym, że od zawsze w tej kwestii zmieniają się tylko okoliczności. Na pewno poszukam filmu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie pasuje do siebie? Ukryłeś jakiś tajemny klucz? To podchwytliwe pytanie? ;)
    Nie łapię zagadki. Poza tym nie widziałem połowy z tych filmów. Ale jeśli już koniecznie muszę, to najbardziej nie pasują mi tu Banksy i Annonymous.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej no, pytałeś o to, który z tych filmów nie pasuje, ale nie napisałeś do czego ma niby nie pasować, więc strzelałem o co ci może chodzić ;)

    Z tej listy z wyjątkiem Okuribito nie widziałem reszty azjatyckich, rzadki kierunek moich poszukiwań. Wiem, kiepski ze mnie kinoman ;)

    Eksperyment z Bellem znam. Trafny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Okuribito akurat oglądałem, podobał mi się i nawet o nim tu kiedyś pisałem ;)
    Lubię japońskie kino, cenię za wrażliwość i ich wschodnią kulturę, ale zgoda, nie jestem wielkim fanem. Razi mnie trochę ich styl bycia i ekspresji.

    OdpowiedzUsuń