środa, 27 lipca 2016

Top Model na dopalaczach

Neon Demon
reż. Nicolas Winding Refn, DEN, FRA, USA, 2016
110 min. Gutek Film
Polska premiera: 22.07.2016
Thriller, Surrealistyczny



Nicolas Winding Refn zekranizował jedną z moich najskrytszych fantazji. Umorusał całe to do cna zdegenerowane środowisko wybiegów mody, anoreksji, operacji plastycznych, zawiści i zazdrości w gównie i do tego jeszcze nasączył w roztworze LSD. Iście epicki rozgardiasz audiowizualny, radość dla oczu i nieco zakłopotania dla organów wewnętrznych z układem pokarmowym na czele. Co wrażliwsi lepiej niech nie obżerają się przed seansem i zapomną o chrupaniu nachosów w trakcie. To również nie jest film dla miłośników piwa, ani nawet łychy z colą przemycaną w plecaku. Udając się do kina na Neon Demon weźcie lepiej gram dobrego jarania, albo po prostu się zawczasu zakwaście. Ja niestety tradycyjnie już postawiłem na wysokooktanowy alkohol i czułem się trochę jak na Chłopcach z ferajny w okularach 3D na nosie.

Zastanawia mnie co te duńskie matki dodają do mleka przed podaniem ich swoim dzieciom. Von Trier, Vinterberg, Jensen, Refn - wszyscy jakby z jednego chowu klatkowego. Co chwila świat zostaje nawiedzony jakimś trudno definiowalnym szaleństwem. Nie twierdzę, że mnie to nie kręci, wręcz przeciwnie, kręci, a jakże, ale też dziwi jednocześnie i fascynuje. Duńczycy wyrobili sobie już taką markę w kinie, że na ich filmy można chodzić w ciemno. Zawsze wyjdzie się z nich doszczętnie przeoranym. Przeoranym śmiechem, lub psychodelią. Co kto lubi. W przypadku Refna - ponownie zostałem naznaczony tym drugim.

Gdy tak porządnie przeorał mnie trzy lata temu w Tylko Bóg wybacza stwierdziłem, że facet po godzinach daje sobie po prostu w żyłę, a to co zobaczy w swoim przelocie gdzieś pomiędzy realem a obłokami matriksa przenosi później na duży ekran. Tego filmu nie dało się nakręcić będąc trzeźwym na umyśle, obejrzeć zresztą również, czego wbrew pozorom wcale nie rozpatruję w kategoriach zawodu. Dziś, te trzy lata później powiem więcej. Refn zdaje się być nie tylko kinematograficznym ćpunem, ale też popapranym zboczeńcem, który przy pomocy kamery filmowej daje ujście swoim najskrytszym marzeniom, fobiom, fascynacjom, zboczeniom i koszmarom. Kręci cię nekrofilia i chciałbyś przelecieć jakieś zwłoki? A może chciałbyś zapisać się na lekcje kanibalizmu dla początkujących? Proszę bardzo. Zapraszamy do kina na seans. Może jeszcze popcorn do tego?


A tak już trochę poważniej. Refn skumulował kilka, a może nawet i kilkanaście fetyszy, zboczeń, urojeń oraz lęków i przy pomocy współczesnych technik audiowizualnych osadził je na łamach starej jak świat baśni o Kopciuszku zapodanej w formie ekstremalnego pop-artu. Nie sposób przejść obok tego projektu obojętnie. Neon Demon nie daje spokoju, na zmianę fascynuje, onieśmiela, trochę też nuży i zbija z tropu, po czym znienacka zaczyna wiercić ci dziurę w brzuchu na żywca, że aż widzisz swoje flaki wylewające się wraz z innymi wnętrznościami po kinowym fotelu. Odczuwasz naraz bezwład, obrzydzenie i paraliż, nie możesz wykonać żadnego ruchu, tylko się tępo wpatrujesz w widowisko i intuicyjnie prosisz o więcej jednocześnie prosząc w duchu o to, żeby to się wreszcie skończyło. Film ten przypomina mi trochę szokujący (pseudo)artystyczny performance Hermana Nitscha, który w latach 60-tych ubiegłego stulecia w ramach "Teatru Orgii i Misteriów" zamurował się w piwnicy i ukrzyżował w niej jagnię jakie na białym prześcieradle pozostawiło krwawy ślad swojej walki o przetrwanie. Nitsch przekonywał wtedy, że dzięki takim akcjom uwalnia się z podświadomych lęków i zahamowań.

Na szczęście Refn szokuje bardziej obrazem, a nie czynem, acz zdania pewnie będą podzielone. Ponadto przy pomocy swojego kinematograficznego performance'u przekuwa na współczesny grunt opowieść o wspomnianym Kopciuszku, tyle, że w wersji dla dorosłych. Bardzo wyraźnie rozrysowuje granicę pomiędzy dobrem i złem, oraz konfrontuje je ze sobą przy pomocy odwiecznych dogmatów i rozważań na temat istoty człowieczeństwa. Za tło służy mu do tego współczesna branża mody. Świat permanentnego zakłamania, wydawać by się mogło, że także bezduszny i bez żadnych zahamowań, który odziera ze złudzeń, manipuluje i handluje kobiecym pięknem jak jakąś marchewką na targu warzywnym. Wszystko kręci się wokół kultu ciała. Poza pięknem nic innego się nie liczy. W filmie padają nawet słowa, że piękno może i nie jest najważniejsze, ale bez piękna nic w życiu nie osiągniesz. Wnętrze i duchowość są zbędnym balastem, które tylko komplikują proste zależności życiowe. Najlepiej nie posiadać ich w ogóle, tylko być próżnym pustakiem z ładną buźką i nogami na metr pięćdziesiąt. Resztę zrobią za ciebie inni. To zaiste, idealne środowisko, żeby na jego tle zobrazować tą momentami obrzydliwą psychodelię jaką raczy nas Refn. A że zna ten świat doskonale pokazał już wielokrotnie, chociażby tworząc klipy reklamowe dla wielu cenionych marek z branży.

Żeby prawidłowo ocenić Neon Demon należy rozszarpać go na dwie połówki. Pierwsza, to treść, która na pierwszy jak i dziesiąty rzut okiem jest infantylna i egzaltowana. Z pozoru opowiedziana jest ona w sposób szalenie prosty i nieskomplikowany. Można byłoby ją osadzić w krótkiej bajeczce dla dzieci puszczonej w porze wieczorynki. Ale jej wartością dodatnią jest fakt, że Refn dzieli dobro i zło na... dobro i zło. Tak po prostu i bez alpejskich kombinacji. Finalnie to dobro niekoniecznie wygrywa, co dodaje tej opowieści drugą wartość dodatnią, mianowicie, przewrotność, pieprzność oraz niestety bolesny realizm, wszak bycie dobrym, naiwnym, pięknym i szczerym nie zawsze się w życiu opłaca, by nie powiedzieć wprost, że nigdy. Niby oczywiste, ale zawsze fajnie to zobaczyć na ekranie zamiast słodkich happy endów i "żyli długo i szczęśliwie". Druga rozszarpana połówka filmu, ta bardziej krwawa to rzecz jasna obraz, a konkretniej to obraz i dźwięk, gdyż zdają się one stanowić nierozłączną parę kochanków. Tu Refn zahacza o Himalaje perfekcji. Zmysłowe oraz pełne artyzmu kadry i ujęcia są iście fantastyczne. Gra światłem, mrokiem i cieniem, oraz pulsującymi kolorami, co jest dość interesujące z punktu widzenia daltonizmu reżysera, nosi znamiona geniuszu. Nie inaczej jest z muzyką autorstwa Cliffa Martineza oraz bratanka Duńczyka - Juliana Windinga. Katowany przeze mnie soundtrack znany był mi już kilka tygodni wcześniej, zatem zdążyłem już nim dogłębnie nasiąknąć, ale w asyście obrazu muzyka zyskała w ciemnym kinie fantastycznego dopełnienia stając się perfekcyjną ucztą dla zmysłów.


Ale to niestety koniec pozytywów. Film przez większość czasu zwyczajnie nuży i rozczarowuje. Refn zdecydowanie przyśpiesza i znacznie intensyfikuje doznania dopiero w drugiej połowie filmu. Niestety opiera się przy tym na dość krzykliwych, momentami artystycznie nadętych i obrzydliwych scenach, na wspomnianej na początku nekrofilii (acz mnie się nawet podobało, ale wiadomo, że normalny tak do końca to ja nie jestem) i subtelnym kanibalizmie. Duńczyk postawił więc na pewniaki, na szok i skandal, przez co na moje oko powstał z tego klasyczny przerost formy nad treścią. W dodatku mało oryginalny, bowiem podobne historie zostały już nakręcone i zawarte chociażby w Czarnym łabędziu, a nawet w Showgirls Verhoevena, mimo, że przy Neon Demon jawi się on jako lajtowa bajka Disneya.

Sam więc nie wiem jak mam ocenić całość. Minęły już dwa dni a ja nadal tkwię w wielokropku. Z jednej strony chwalę Refna za jego odwagę, świetne teledyskowe zdjęcia i muzykę, za mroczny klimat, oraz za umiejętne rozrysowanie wzoru na nieuczciwą walkę młodzieńczej naiwności i niewinności ze złem świata zawładniętego przez bezduszne korporacje, zawiść, zakłamanie oraz pęd za karierą i pieniądzem. Nieco przykra jest finalna konstatacja, ale jednocześnie jakże prawdziwa oraz pouczająca i to pomimo tego, że ukazana jest w bardzo banalny sposób. Z drugiej jednak strony film jest momentami obrzydliwy i bardzo niesmaczny. Przypomina trochę pseudoartystyczny bełkot i performance uliczny z publicznym oddawaniem moczu na prześcieradło przez sześćdziesięcioletnią "artystkę". Zaczynam się powoli obawiać o Refna. Coraz szerszym łukiem zdaje się zahaczać o niebezpieczne rewiry graniczące z artystycznym banałem i krzykliwym jazgotem, może i ładnym dla oka, ale jednocześnie coraz bardziej pustym.

Niemniej po dodaniu grosza do grosika wychodzi mi z tego dodawania i odejmowania słaba czwórka na szynach, taka wiecie, wyciągnięta w górę za uszy. Ocenę generalnie dobrą ratują filmowi narkotyczne i transowe doznania audiowizualne wraz z surrealistyczną nutką szaleństwa oraz szczypta mądrości w postaci ośmieszenia jałowych ideałów współczesnych anorektycznych blond primadonn z dziubkami z botoksu. Reszta pozostaje milczeniem, acz mimo wszystko całkiem ciekawym i generalnie namawiam do obejrzenia filmu oraz do wyciągnięcia wniosków po swojemu. Psychofani Refna wyjdą z kin raczej zadowoleni, fani Top Model na TVN trochę skołowani i zniesmaczeni, a fani chemicznych używek nadal pewnie jeszcze tkwią w kinowych salach.






IMDb: 7,0
Filmweb: 6,0


16 komentarzy:

  1. Na filmwebie przed chwilą zobaczyłam szóstkę, więc pomyślałam że jednak rozczarowanie. Ale widzę że takie niezupełnie rozczarowanie :)
    No ja jeszcze nie widziałam więc nie mogę się wypowiadać.
    Ostatnio naprodukowałam się pod recką sci fi i nie ukazało się (chyba opera nie śpiewa w duecie z wieloma stronami niestety)

    OdpowiedzUsuń
  2. O masz.. I jak na zawołanie i tym razem coś się zacięło, ale i coś tam się opublikowało.
    W każdym razie kuszące te Twoje recenzje ostatnio (aż wręcz czułam rozczarowanie po tych filmach sci fi w zestawieniu z Twoimi zachwytami;))
    Only God Forgive podobał mi się z tego co pamiętam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a więc niewątpliwie obejrzę i Neona Demona. Acz chyba trzeba go na dużym ekranie oglądać czy niekoniecznie?
      (Znowu się zacięło stąd komentarz na trzy razy. Muszę pamiętać żeby nie korzystać z Opery u Ciebie.)
      A tak na marginesie-czy wartość może bć UJEMNA? Bo nie pierwszy raz spotykam u Ciebie stwierdzenie o wartości dodanej ;)
      I z tego co pamiętam z marginesowych pytanek które pisałam pod recką sci fi:
      1. A skąd Ty wiesz jak wygląda orgia z Kardashiankami? ;p
      2. No niech Twa Siestra przeczyta o jej głupim york

      Usuń
    2. Znowu się zacięło. F..K :/ Ale chociaż dobrze że coś tam się wysyła mimo zacięć.

      A Ty już odpowiadasz?? :o :D
      Powiadomienia dodali?

      Usuń
  3. Szóstka na filmwebie to taka słaba czwórka w mojej skali ocen ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja sobie siedzę właśnie w parku i chlam. Znowu :/ Coś ostatnio wpadłam w cug obżerania wszystkim tym co mi szkodzi, plus picia jeszcze do tego niestety-i to jakby na siłę-z jakimiś słodzonymi napojami czy też dwa dni temu dwa wina z Żabki po których tak mi wywaliło bebzona że aż byłam w strachu. Dziś było trochę lepiej i co? I znowu autodestrukcję uprawiam :( Echh psia mać.. Twoje zdrowie-niech chociaż tyle korzyści będzie z tego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mnie Refn powinien film zrobić :p
      Choć w sumie to nuda by była ale piękny proces autodestrukcji-począwszy właśnie choćby od pieprzonego żarcia którym robię sobie krzywdę. No ale może lepiej żebym nie płynęła tu teraz po alko z wynużeniami ;)

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawno mnie tu nie było, obecnie oceniasz poprzez ilość cycków vulgo bimbałów? Waldek Łysiak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie, będzie już z rok czasu, jak nie więcej. Taki kaprys.

      Usuń
  7. Z rok czasu? Mi też się wydawało że to nowość :)

    A tak w ogóle to znowu przerwa od pisania? ;) Wiem wiem... Wakacje jako pretekścik nam tu zapodasz :p

    No i znowu się zacina. WTF?
    Ze zdziwieniem zobaczyłam że tak dużo komentarzy, wchodzę, czytam, a tu.. ekhm.. większość moich %)

    OdpowiedzUsuń
  8. Taka jestem kochana że dorzuciłam Ci na kolację z Salmą. Wszak urodziny miała więc i na prezent musisz się wykosztować a kupić coś kobiecie która ma wszystko (bogatego męża mam tu na myśli) to trudna sprawa. Ale to co najcenniejsze nie przelicza się na kasę więc coś tam na pewno fajnego wymyślisz ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. EUREKA!
    Dopiero teraz zajarzyłam! (czytając n-ty raz opis bloga-który notabene zmieniał się na przestrzeni lat-w zależności czy autor szukał kobity czy też już nie szukał, itp itd.. ;))
    To TEN BLOG jest odpowiedzialny za moje uszkodzenia mózgu?!
    No to wszystko jasne (w końcu) ;]

    OdpowiedzUsuń
  10. Cycki cyckami, ale że kolega jeszcze w żadnej gazecie recenzji nie pisze, to jestem zdziwiony. Waldemar Łysiak. Pzdr,

    OdpowiedzUsuń
  11. No kurwa dobra recenzja to jest i nie mam pytań

    OdpowiedzUsuń