środa, 27 maja 2015

To tylko zabawka

Mad Max: Fury Road
reż. George Miller, USA, AUS, 2015
120 min. Warner Bros. Entertainment Polska
Polska premiera: 22.05.2015
Sensacja, Akcja, Sci-Fi



Jestem o krok od założenia na fejsie fanpage'u: „Sequele robią herbatę z wody po pierogach, a rimejki nie czytają książek”. Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia skąd się to we mnie bierze, czy to przez moje konserwatywne usposobienie, przywiązanie do klasyki, historii i pierwowzorów, a nawet do pewnych gęb, które później przez lata kojarzą mi się tylko z jednym, ale wybitnie nie podchodzą mi kontynuacje kultowych filmów i seriali, zwłaszcza tych wskrzeszonych po latach, że już o poprawianiu ideałów nie pomnę. To się czasem udaje, zgoda, ale jednak dużo rzadziej, niż znacznie częściej. Na palcach obu rąk mogę zliczyć te udane, które mnie kupiły, miały sens i pozostawiły razem z panną satysfakcją w jednym fotelu. Chociaż nie, przepraszam, po chwili zadumy i osuszeniu oszronionej szklanicy Wild Turkey stwierdzam kategorycznie, iż palce jednej ręki w zupełności mi do tego wystarczą.

Wkurwia mnie, tak, celowo akcentuję to wulgarem, wkurwia mnie to, że z kultowych i zasłużonych dla światowej kinematografii dzieł robi się dziś dojną krowę, rozmiękcza ich wielkość, a przy okazji również zabija w nas - widzach, wykrystalizowane przed laty emocje oraz indywidualny odbiór jaki gwałcony jest dziś przez współczesne standardy i interpretacje. Często tuninguje się je dziś po wiejsku, doczepia tandetne spojlery, końcówki wydechu i maluje na pomarańczowo w jednym tylko celu – wydojenia publiki i zagrabienia paru grubych baniek posługując się ekranowym populizmem i grając na tanich emocjach. W dodatku często wykorzystuje się do tego celu dawne i nierzadko cudze zasługi oraz pomysły, w zasadzie bez większego ryzyka, wszak to prosty i łatwy łup. Ot, bierze się znany, lubiany i ceniony produkt, dodaje 2.0, ubiera jeszcze w ubranko 3D, a potem... a potem można już w spokoju popijać modżajto z dużo młodszą świnią gdzieś na Palm Beach.

Wiem, wiem, tak działa rynek. Kino to też biznes, nawet większy niż mniejszy. Nie dziwię się, nie chcę zmieniać zasad na świecie, głównie tych ekonomicznych, prawdę mówiąc mam to w dupie. Od naprawiania świata  można dostać co najwyżej reumatyzmu, tudzież innego aids, nie o to mi chodzi, ja po prostu się wkurwiam, gdyż lubię tą robotę i chyba tylko na tyle mnie stać - na rzucenie w eter bluzga, który i tak nikogo prócz mnie nie wzruszy. Ale nie to jest w tym wszystkim najgorsze. Bardziej martwi mnie fakt, że mimo mej dość zaawansowanej świadomości często daję się łapać na te cwane sztuczki i zabiegi marketingowców. Przecież doskonale wiem, że mnie mamią, celowo manipulują oraz igrają na moich emocjach, a mimo to idę do tego kina jak te barany na rzeź, jak (ex)prezydent Komorowski na wybory. Idę i nie wierzę, że znów dałem się wydymać.

Pójdę więc zapewne na nowe Star Wars, obejrzę nowy Twin Peaks, mimo, iż podświadomie nie chcę, żeby powstawał, a póki co poszedłem na nowego Mad Maxa, przedwczoraj. Oczywiście dobrze wiedziałem, że poza nazwiskiem reżysera i tytułem, to on zbyt wiele wspólnego z pierwowzorem miał nie będzie, no bo przecież nie może. Dwie pierwsze, australijskie części (trzecia już nieco gówniana bo amerykańska - symptomatyczne) przed laty zakorzeniły się w mej głowie i na dobre zapisały pewien rysunek, szkic, którego nie wiedzieć czemu chciałem doszukać się także i w Fury Road. Choćby w skali mikro, jakieś niuanse, podobieństwa, drobiazgi, cokolwiek. O naiwności, o tempora, o mores! I to drodzy mili jest właśnie pierwszorzędny błąd, a nawet stado galopujących wielbłądów. Jeśli ktoś z was, z tych, którzy jeszcze w kinie nie byli, ale planują i chcą zobaczyć nowego Mad Maxa głównie ze względów sentymentalnych, jeśli ktoś tak jak i ja pragnie doszukać się w nim młodego Gibsona, poczuć plebejski smród wysokooktanowego paliwa, apokaliptycznej przemocy i prostych przekazów, a także jeśli chcielibyście przyłożyć ucho do długich i gładkich australijskich szos, kto wie, przy okazji może także dostrzec w tej opowieści jakiś fragment, tudzież element wysupłany z własnej młodości, no to niechaj porzuci wszelką nadzieję lub zmieni swoje założenia, inaczej boleśnie się rozczaruje.


Niestety, ale czwarta odsłona Mad Maxa, która pierwotnie miała powstać znacznie wcześniejto kwintesencja dzisiejszej rozpierduchy kinowej podanej w widowiskowym sosie ekstremalnym. Spektakularne kino akcji, blockbuster, finansowy samograj, kujon na listach box office’ów, dojna krowa i kura znosząca złote jaja w jednym. Dla jednych powód do dumy, zadowolenia i oralnych wytrysków (większość), dla innych, w tym również i dla mnie, raczej składowy element zażenowania i rozczarowania (zdecydowana mniejszość). Zapomnij więc drogi fanie Mad Maxa o elementarnej głębi oraz zawiłości w sposobie charakteryzacji głównego bohatera. Max z roku 1979 i 1981 przedstawiony został w sposób dużo bardziej wyrazisty, poświęcono mu, a także jego rozterkom sporo uwagi. Wtedy wiedzieliśmy o nim znacznie więcej dzięki czemu można było się z nim w jakiś sposób utożsamiać, oceniać i zachwycać. Natomiast Max AD 2015, to, z całym rzecz jasna szacunkiem do Toma Hardy’ego (przecież to nie jego wina), ale jednak flaki z olejem i wywłoka z kanałów. W pewnym momencie złapałem się nawet na tym, że Max w Mad Maxie w istocie jest postacią drugiego planu, że bez niego film też by się doskonale obronił. A to już, że się tak wyrażę, zamach na kult, podniesienie ręki na moją wczesną młodość i nastoletniość jakie zakumplowały się z Melem Gibsonem. Oczywiście George Miller miał do tego święte prawo, wszak jest ojcem wszystkich czterech części, w związku z czym powinienem siedzieć cicho z mordą ubraną w kubeł, no ale jednak jakiś tam mały żal tkwi we mnie i jątrzy, a ja nie waham się w tym momencie go użyć.

Ktoś pewnie zaraz użyje argumentu, skądinąd słusznego, że przecież James Bond na przestrzeni wielu dekad również miał wiele twarzy i że tylko dodaje mu to uroku. Zgoda, ale to jest zupełnie inny kaliber działa, inne założenia producentów, inna seria i bajka, tak samo jak całe te tasiemce o Batmanach, Supermanach i innych komiksach, które odgrzewane są tak jak i mielone, co pięć lat. Bardzo chciałem, a przynajmniej mocno wierzyłem w to, że Mad Max jest zaliczany do trochę innej kulturowej kategorii w której nie wypada niczego poprawiać ani też odnawiać, że należy go wielbić za to jaki był i jest, a nie za to jaki może być. Ale cóż, postanowiono inaczej, hajs się musi zgadzać, życie.

Niemniej ciągle liczyłem, że w tym cukrze będzie jednak odrobinę więcej cukru. A tu niestety, ale w zasadzie to niewiele trzyma się tu kupy. Rzecz jasna poza efekciarstwem, spektakularnymi wybuchami, efektami specjalnymi, ekwilibrystycznymi poradami kaskaderów, a także poza wgniatającymi w fotel popisami scenografów i charakteryzatorów, ale to co najważniejsze, czyli fabuła, treść i klimat, no to niestety, ale te kuleją tu niczym obiektywizm w programie "Tomasz Lis na żywo". Nawet szalone pojazdy, którymi żyłem od mniej więcej roku i którym poświęcono bardzo wiele uwagi nie miały w sobie tej iskry i adrenaliny jakich bezskutecznie doszukiwałem się wiercąc się w kinowym fotelu. Okrutnie sponiewierany Ford Falcon Maxa ukazany został ledwie w dwóch, może trzech skąpych scenach. Reszta maszyn, zgoda, została pieczołowicie odwzorowana, jest ich też bardzo wiele, ale w tym całym tumulcie, apokaliptycznym jazgocie i epickim rozgardiaszu zlały mi się one w wygenerowaną komputerowo wielką i łatwopalną plamę jaką wylano na festiwal fajerwerków. Wielki wybuch. Chaos. Właśnie tak mogła powstać nasza matka Ziemia.

Zdecydowanie za dużo tu akcji, za dużo wybuchów, a za mało ducha starego Mad Maxa i jego niszowego, bardziej autorskiego klimatu. Miller starał się co prawda przemycić na ekran jakiś łącznik z jego poprzednimi wcieleniami, ale jeśli już coś kojarzyło mi się ze starym Mad Maxem, to prędzej wywoływało to u mnie irytację, aniżeli sympatię. Np. początkowa scena pościgu i uganiania się za Maxem (bardzo kiepska), gdzie tak jak w starej serii użyto różnych prędkości klatek na sekundę, przez co efekt przyśpieszenia obrazu jakim przed laty posługiwano się w celu zwiększenia dynamiki i odczuwalnej przez widza prędkości pojazdów, zwyczajnie trącił tu myszką.


Paliwo, oktany, ryk maszyn, wredne gęby, ok, to wszystko tu jest i to w dużych ilościach, ale benzyna o dziwo wcale nie pachnie jak paliwo, raczej jak podtlenek azotu z Szybkich i wściekłych, jak LPG, czy inna hipsterska hybryda. Nienaturalnie wyciszone dźwięki silników tylko po to, żeby lepiej było słychać i tak miałkie dialogi zabijają cały fun fanom widlastych, ośmiocylindrowych silników. Sceny zderzeń, taktyka ataku na ciężarówkę, którą przez prawie cały film uciekali nasi bohaterowie często irytowały i nie szły z prądem logiki oraz praw fizyki. Oczywiście zdarzało się to również i w poprzednich częściach Mad Maxa, tyle, że to nie jest żaden argument łagodzący.

Postacie, drugi i trzeci plan, w zasadzie bez większych zgrzytów, no, może poza tym zjebem z elektryczną gitarą. Za każdym razem gdy go widziałem - śmiałem się niemal do łez i jednocześnie kiwałem głową ze zdumienia. Furiosa (Charlize Theron) poprawnie, lecz wcale nie wybitnie jak zdążyłem tu i ówdzie przeczytać. Ścięcie włosów i kamienny wyraz twarzy to za mało, by me serce się radowało. Warto jeszcze napisać, że w Fury Road dość mocno wyczuwalny jest akcent, a może nawet i ton feministyczny, który stanowi pewnego rodzaju alegorię wciśnięcia w brudny i brutalny męski świat odrobiny piękna, niewinności i kobiecej naturalności. Dla mnie mocno naciągane i symbolizujące finalną zniewieściałość Mad Maxa. Całość tej postapokaliptycznej rozpierduchy przypominała mi bardziej grę konsolową niż film. To w zasadzie mogłaby być ekranizacja komiksu lub komputerowej gry właśnie. Dobre dla fanów kasowych blockubsterów, dzieciaków nie znających starych części i dla fanów kina 3D, którzy wielkość kina mierzą według wysokości budżetów oraz ilości efektów specjalnych. Tym bardzie drażni mnie fakt, że Max upadł tak nisko, mimo, iż paradoksalnie wspiął się bardzo wysoko w Box Office. Cóż, jakie czasy, taki Mad Max. Coraz częściej utwierdzam się tylko w przekonaniu, że jestem ulepiony z zupełnie innej gliny.

Ostatecznie słaba czwórka, na pohybel zachwytom całego świata. Mnie Mad Max bardziej rozczarował, niż zachwycił, ale jeśli zawczasu zrewiduje się swoje oczekiwania oraz nastawi na widowiskowość, akcję i wybuchy, no to w tak postawionych nawiasach film doskonale spełni swą rolę, wypełni misję i da z siebie, nomen omen, maxa. Tylko nie popełniajcie tego samego błędu co ja, nie liczcie na zbyt wiele, po prostu idźcie i bawcie się, wszak to tylko zabawka. Potwornie droga, ale jednak zabawka.

4/6 

IMDb: 8,7
Filmweb: 8,1

11 komentarzy:

  1. No proszę, telepatia działa chyba:)
    Bo kilka dni temu napisałam komentarz (tutaj), który zaczynał się od "opieprzu" czy tam zapytania co się lenisz i czy D. tak Ci już świat przesłoniła, że nie masz czasu na filmy a tym bardziej nie chce Ci się pisać
    (bo w sumie po co jak ten blog miał być lepem na baby a baba już jest.. nawet opis zniknął:) ),
    no ale że się rozpisałam (nawet z filmów na książki zboczyłam etc) to w końcu nie wysłałam tego komentarza.. no bo kogo w sumie obchodzą takie elaboraty.
    Ale myśl poszła w kosmos i wedle praw fizyki kwantowej dotarła najwyraźniej do Ciebie, bo oto i recka:)
    Ja też należę do tych którzy są przeciwni wszelkim kontynuacjom, odgrzewankom itp..
    A już zwłaszcza gdy dotyczą pewnych "świętości" których się ruszać nie powinno.
    I mimo że świat się rozpływa w zachwytach nad Fury Road i mimo że I love Tomaszek, to jednak dołączam do Twego mniejszościowego frontu.
    A kontynuacji Terminatora to nawet nie chcę na oczy widzieć:]
    (By the way.. Jak tam "Mary"? Widziałeś już? Bo oczekiwałeś z tego co pamiętam.. licząc na nowatorskie podejście do tematu zombiaków.)
    Myślałam że recka TheMachine będzie.. o tym jak to ród męski ma przejebane i jakie te baby złe i wyrachowane nawet gdy stworzone przez faceta na kształt jego oczekiwań:)
    A tak poważniej to co ciekawego obejrzałeś w minionym miesiącu poza Maxem?
    Bo przyznam że zaniedbałam/odpuściłam trochę kino ostatnimi czasy.
    Choć w sumie obejrzałam Wkręconych 1 i 2 a także Carte Blanche a przedwczoraj nawet Oniricę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No opieprzam się trochę, to zaiste fakt oczywisty, jakoś nie chce mnie się pisać, a i czasu mniej (kobiety strasznie dużo go kradną), ale filmów oglądam mniej więcej tyle co zawsze. Zamierzam zebrać ich trochę z ostatnich miesięcy w jedną notkę i w skrócie się o nich powymądrzać, ale zbieram się do tego już od miesiąca i nadal końca nie widać;)

      Ps. Mary? TheMachine? Nie znam typów;)

      Usuń
  2. Tjaa.. W maju od miesiąca zabierałeś się za zbiorczą notkę, a tymczasem minęły kolejne 3 miesiące i dalej cisza:)
    Nie za długi ten urlop?
    Koniec lenistwa! Do roboty! Teraz czekamy na zbiorczą notkę z 4 mcy;)
    Teraz jak stałeś się sławny to może wróci Ci motywacja:)
    Kurcze, nie zaglądał kilka dni człowiek do Ciebie na fb a tu takie wydarzenie miało miejsce! :) i tysiączek przekroczony a przecież ja miałam być nr 1000 ;p
    Zważywszy ile osób czyta te plotkarskie portaliki, liczba wejść tu i tam niewątpliwie była dużo większa niż liczba lajków. Ciekawe jakie będą konsekwencje:)
    Niby zarzekałeś się kiedyś że nie chcesz być znany etc i nie prowadzisz bloga interesownie by coś dzięki temu osiągnąć, ale ja tam nie wierzę;) Choćby dla poznawania kobiet prowadziłeś o czym dobitnie świadczy fakt iż olałeś bloga gdy wpadłeś w sidła amora i kobitę se na stałe przygruchałeś;p
    Znanym blogerem który czerpałby profity z pisania też zapewne chciałbyś być. A potem znanym recenzentem.. Cannes, uściśnięcie Salmy (ręki:)) i takie tam.. ;)
    Miejmy tylko nadzieję że sława nie uderzy Ci zbyt do głowy i nie zapomnisz o najwierniejszych czytelnikach którzy byli od początku:)
    Dobra. To nie ja mam pisać a Ty czytać tylko na odwrót. Raz raz.. Piszemy i nie ma że się nie chce. Do północy widzę zbiorczy wpis albo i pojedynczą reckę jeśli jakiś film jest jej wart. Ale chyba nie było ostatnio jakichś wyjątkowych filmów? Totalnie zaniedbałam oglądanie ale chyba mała ma strata? No właśnie. Ty zaniedbałeś pisanie a ja oglądanie. Reakcja zwrotna:)
    Tak więc kopniaczek w tyłeczek, za ucho do kompa i piszemy. Jak to było? Pchamy Majkę? Ha ha.. To teraz pchamy Ekrana:) czy jakoś tak 8)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, jeszcze zapomniałam zapytać..
      A jak to się w ogóle stało że trafiłeś na TEN PORTAL NA P.? :)

      Usuń
    2. Aha, udajesz że nie przeczytałeś, tak? :)
      (bo zapewne dostajesz powiadomienia o komentarzach)
      Czyżbyś chciał/potrzebował żeby Cię mocniej ekhm.. popchać? ;P

      Dobra, zaliczyłam nowy odcinek "Kto poślubi mego synusia" (masssakra), "Żony Hollywood" (nie wiem po uj obejrzałam skoro po pierwszej serii miałam depresję), a nawet "Pierwszą miłość"! :) 4 dni siedzę w necie k.mać a jeszcze tyle do obejrzenia i przeczytania. I to wszystko na czterech calach bo straciłam swoje 5.5cala. I coraz bardziej za nimi tęsknię. Wydawać by się mogło że tablet byłby lepszy ale nieprawda. Zwizualizuj sobie jak leżysz w wyrku na wznak i trzymasz tel w jednej ręce a drugą muskasz ekran-a:)) albo leżysz na boku i trzymasz poziomo tel a drugi bok oparty o wyrko i oglądasz film:) Tablet jest za duży/za ciężki a może po prostu tak się przyzwyczaiłam. (Dla Ciebie korzystającego z laptopa i tv (wypasionego pewnie) to chyba trudne do wyobrażenia oglądać filmy w takich warunkach/na takim sprzęcie:])
      Miałam w ręku ipada mini3 i jakoś niezbyt mi pasował. Za to galaxyS 8cali czy galaxy note4 chętnie bym przygarnęła. Galaxy s6 też nie wzgardzę bo uwiódł mnie wyglądem gdy wzięłam go w swe dłonie:) Może i iphone6 plus nie byłby zły gdyby się człowiek przyzwyczaił/nauczył jak się poruszać po tym systemie i aplikacjach.
      No ale wymienione tel to 2-3tys zł więc już nawet i laptop byłby za to.
      Nie każdego stać na takie rzeczy.
      W dodatku zamiast myśleć o nowym sprzęcie to powinnam wprost przeciwnie-zrobić jakiś pożytek z tej straty sprzętu i po prostu skończyć z netem, a nie że znowu 4dni upłynęły na gapieniu się w ekran:/ Znowu 4 doby w wyrze z ekranem-masakra:) Zamiast wprowadzić jakieś zmiany po "wakacjach" to człowiek wpada w stare złe nawyki jak w kapcie-jak gdyby nigdzie nie wyjeżdżał w ogóle:(
      Miałam obejrzeć jedynie "Do utraty sił" a nie jakieś pierwsze miłości i mamisynków!
      No i jeszcze Prokuratora można by luknąć.
      Choć seriali raczej unikam. Jedynie Detektywa obejrzałam i tak depresyjnego serialu (a właściwie zakonczenia) to chyba jeszcze nie widziałam. Ale samo życie niestety. Brutalne realia. Wcale nie uważam drugiej serii za dno jak co niektórzy. Fakt że jest się czego czepić ale to chyba przez to że ponoć zmieniono w trakcie kręcenia cały zamysł na główną intrygę etc..
      Serial jest krytykowany ale za to wszyscy biją się w pierś co do Colina Farrella, bo z góry były jęki że nie będzie pasował do serialu a tymczasem zdobył tą rolą uznanie.
      Choć dla mnie i tak rolą nr 1 była rola Franka. Ale ja tu gadu gadu a Ty oglądałeś w ogóle Detektywa?:)
      Ok, wezmę się w końcu za to "Southpaw" i od jutra oddaję tel i kończę z netem:]
      Tak na marginesie to żonę bohatera gra laska z Detektywa bo już pierwsze 10min filmu widziałam i chyba będzie to kolejna świetna rola Jake'a G.
      Heh.. no i znowu ja nawijam na Twoim blogu zamiast Ciebie 8)
      A jak ja przeczytam Twe podsumowanie jak przestanę z netu korzystać?
      Jak wrzucisz posta to przekaż telepatycznie-wtedy zrobię wyjątek i zajrzę ;)
      Pozdro

      No i tradycyjnie-miało być jedno zdanie a wyszło 150 wątków 8)

      Usuń
  3. yyy.. nie dostaję powiadomień w sprawie nowych komentarzy, więc nie krzycz;)
    Wszedłem właśnie na bloga pierwszy raz od... chyba przeszło miesiąca. Aż mnie w sercu ściska jak widzę ten wiatr jaki tu hula. No i chyba mnie zmobilizowałaś, bo się biorę za reinkarnację bloga, wszak jesień już wali drzwiami i oknami, a to przecież najlepszy okres dla kina.

    Ps. Doceniam że byłaś tu od niemal zawsze, serio;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nosz kurrrcze.. 5 RAZY skasował się komentarz:/
    2 razy zgasł tel (nowy tel pilnie potrzebny! ) a 3 razy JAKOŚ się kliknęło na wcześniejszą stronę-na poprzednią reckę.
    No nie chce mi się kolejny raz pisać..
    Za to widziałam że pierwsze koty za płoty i na fb machnąłeś co nieco o Karbali.
    No i o to chodzi. Nie musisz zawsze pisać "wypracowania";)
    Nad tekstem tu na bloga też nie mantykuj za długo. Napisz i wrzucaj.
    Jak serce boli to znaczy że jeszcze Ci tak całkiem nie zobojętniał blog;) I słusznie prawisz że dopiero teraz się zaczyna sezon filmowy. Samych polskich premier mnóstwo.
    Chętnie bym skoczyła do Gdyni hurtem je oblukać (gdybym miała wejściówki i nocleg:))

    Tak więc rozgrzeszam Cię synu że opuściłeś swe dziecię (i czytelników) oddając się lenistwu i rozpuście, a teraz w ramach pokuty co tydzień recka;p

    Nieee no nic na siłę. To nie ma być przekleństwo i przykry obowiązek acz jak się traktuje coś jak obowiązek to chyba większa dyscyplina jest. Należy po prostu odróżnić faktyczny brak weny od zwykłego lenistwa;) Sam widzisz jaka to odpowiedzialność-przestałam oglądać filmy pozbawiona drogowskazu;)

    To skoro już za ucho Cię zaciągnęłam do pisania to teraz dla odmiany pogłaszczę po główce (kij i marchewka?:)), zrobię drinka (wróć! nie ma chlania! najwyższa pora na odwyk!) a nawet buziaka dam na zachętę (przyjacielskiego ofkors więc niech Twa kobita się nie wkurza:))

    Aha, próbowałam poczuć się doceniona, ale chyba musisz docenić mnie bardziej.
    Wszak wierność faktycznie jest bezcenna w dzisiejszych czasach:)
    Nie zawsze komentowałam, zmienia się IP, ale "od zawsze" Cię czytam i pewnie będę póki będę (i póki będziesz pisać).
    Ale podejrzewam niestety że takich wiernych czytelników (zwłaszcza czytelniczek) jest dużo więcej;(
    Chyba tylko przestanę dotykać się do pisania bo jak potem czytam to swoje bla bla to w szoku jestem 8) np ten drugi długi wrześniowy koment... a nawet teraz-nie chciało już mi się szósty raz pisać a w końcu wyszło trochę więcej niż dwa zdania:]
    No bo jak już zacznę to tak to wygląda. Nie trzeba było po prostu ten szósty raz zaczynać w ogóle (cóż za wytrwałość:])
    Ok. Finito. I W TYM MOMENCIE POWINNO SIĘ SKASOWAĆ KOLEJNY RAZ:]

    OdpowiedzUsuń
  5. Pchanie Majki odniosło rezultaty, ale pchanie Ekrana coś ciężko idzie jak widać:]
    No już się niby brałeś za pisanie/za bloga i kolejny tydzień nie udało się spłodzić podsumowania?
    Prędzej tu chyba recenzję "Młodości" zobaczymy niż to podsumowanie:)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha.. Widzę że zgadłam, bo napisałam to zanim Ty napisałeś że chętnie się rozpiszesz o "Młodości" ;P

      Usuń
    2. I patrząc po czasie komentarzy to kwestia minut dosłownie.
      Jak ja pisałam komentarz u Ciebie to Ty w tym czasie napisałeś na fb. Ale numer:D Telepatia jakaś.czy ki ..? :)

      To co, od razu na gorąco będziesz dziś pisał czy musisz przetrawić, przemyśleć i takie tam?
      A tam, pisz od razu zanim się odechce;)

      Usuń
  6. Tjaa.. Obiecanki cacanki a na Ciebie faktycznie porządnego bata chyba trzeba a nie pitu pitu po dobroci;)
    Już za chwilę 2tyg miną jak piszesz o "Młodości" a o wcześniejszym przeglądzie minionych mcy to już chyba całkiem można zapomnieć..
    A JUŻ JUŻ niby brałeś się za pisanie i tak Ci smutno było na widok bloga sierotki;]
    Serio nie da się pogodzić bloga i kobiety?
    No to może faktycznie olej bloga bo na siłę to nic nie ma sensu.
    Ja już więcej Cię motywować nie zamierzam (i tak mnie tu wszyscy czytelnicy za wariatkę mają zapewne:))
    Brak Ci czasu czy weny, chęci, ...?

    OdpowiedzUsuń