wtorek, 6 stycznia 2015

Jestem oazą spokoju...

Dzikie historie
reż. Damián Szifrón, ESP, ARG, 2014
122 min. Gutek Film
Polska premiera: 2.01.2015
Dramat, Komedia



Jeszcze nie zdążyła do końca wyparować mi z głowy noworoczna gorzała, ani zejść opuchlizna z lewej ręki (ot, mała, acz bolesna kontuzja, ale pisać mogę), a już kina w Polsce zostały zaatakowane świeżym repertuarem, którego w trzech przypadkach uznałem za atak głównie na moją kieszeń. Tak bowiem dobrze prezentuje się kilka tytułów, że aż chce się je wszystkie naraz, mówiąc kolokwialnie - zaliczyć. Zatem w pierwszą sobotę Nowego Roku, tak jak chyba pół Warszawy (sądząc po tłumach) ruszyłem w asyście ataku zimnego deszczu ze śniegiem padającego w poziomie do kina. Mówią, że jaki Sylwester taki cały rok. Mam nadzieję, że ta reguła nie będzie szukała swej analogii w kinie, wszak moja pierwsza w nim wizyta (Kinoteka) przyniosła mi hmm… pewne rozczarowanie.

Otóż. Pierwszy raz w życiu (chyba pierwszy, bo po prostu nie pamiętam innej takiej sytuacji) sprzedano mi, oraz mojej konkubinie bilety na zajęte już miejsca. W ogóle to chyba wysypał się cały system Kinoteki, bowiem w momencie zakupu sala kinowa, jak wołał monitor, była zajęta może w dwóch procentach. Nie dalej jak dziesięć minut później, już bezpośrednio na sali stwierdziliśmy, że te 2% miejsc to i owszem, jest, ale wolnych. Nasze siedziska oczywiście legalnie zajęte i w zasadzie nie robiłbym z tego tytułu rabanu, gdyby nie fakt, że do wyboru pozostało ich już naprawdę niewiele, a bardzo prawdopodobna wydawała mi się też opcja użerania się z jakimś wyznawcą popcornu i wykłócanie się z nim po ciemku o swoje, znaczy się pewnikiem o jego miejsca, czego po prostu wolałbym uniknąć. Zatem szybka cofka do kas, a tam sceny rodem z klęski żywiołowej. Jak żyję, tyle ludzi jeszcze w Kinotece nie widziałem, a chodzę do niej dość regularnie i to od początku jej istnienia. Dopchanie się do oblężonych kas graniczyło z cudem, którego prawdopodobieństwa na ziszczenie nawet nie chciało mi się sprawdzać. Wróciłem więc wściekły, chwyciłem konkubinę za rękę i posadziliśmy tyłki na innych wolnych miejscach. Postanowiliśmy też ich bronić ogniem i mieczem przed dzikimi i sapiącymi ze wściekłości hordami neanderthali, których szczerze się spodziewałem. Na szczęście nie było to konieczne, niemniej już w ciemnicy projekcyjnej dało się usłyszeć w innych częściach sali zwierzęce dysputy oraz kłótnie o konkretny numer fotela, a przy okazji także i liczne zabawne komentarze sprowokowane przez zaistniałą sytuację, które zaprawdę przyznaję, idealnie zgrały się z ogólną tematyką oraz ciężkostrawnością gatunkową filmu jaki właśnie się aktualnie na naszych oczach rozpoczynał. Uff...

Dzikie historie, bo o nich mowa, są szeroko i przy tym bardzo sprytnie reklamowane jako dziecko perwersyjnego świntucha - Almodovara, co w zasadzie jest po części prawdą, ale jednak nie tak znów do końca. Hiszpański zboczek tym razem wcielił się w rolę producenta. Pobłogosławił, załatwił hajs i wypuścił w szeroki obieg, ale to wszystko. Film w rzeczywistości nakręcił Argentyńczyk - Damián Szifrón. I bardzo dobrze, że nie Almodovar, bowiem do niego od pewnego czasu czuję już coś w rodzaju niesmaku. Dzięki temu w Dzikich historiach nie ma nic o transseksualistach, pederastach i księżach molestujących młodych chłopców, co już na dzień dobry powoduje, że człowiek spokojniej zasiada do stołu.


Pierwsze minuty, absurdalny dialog pomiędzy pasażerami samolotu unoszącego się w przestworzach, zaskakujący finał tej sceny, oraz napisy startowe ukazane w asyście dzikich zwierząt i kapitalnej muzyki. Taaaak... Szczerze ubawiony widz od razu odpręża się na fotelu, a mózg przekazuje swojemu właścicielowi wiadomość, iż to będą cholernie miłe dwie godziny z naszego wspólnego żywota. Dzikie historie, to sześć zupełnie niepowiązanych ze sobą (acz tylko na pierwszy rzut oka) nowelowych opowieści, które w formie humoreski i sytuacyjnego skeczu ukazują tą cienką granicę jaka tli się w każdym z nas, a która oddziela od siebie nasz permanentny spokój i opanowanie od wybuchu wściekłej furii. Mówiąc prościej: Dzikie historie są jak William „D-Fens” Foster (Michael Douglas) w Upadku, tkwiący w swym samochodzie w potwornym korku na chwilę przed wyjściem z niego z kijem baseballowym w ręku. Tak, to chyba najlepsze określenie. Masz czasem ochotę dać komuś w pysk? Zrzucić z 8 piętra? Wbić nóż w plecy, albo dosypać trutki na szczury do kawy swojego dyrektora? Tylko nie mów, że nie. I tak nie uwierzę. Wszyscy o tym w swoich cichych urojeniach czasem marzymy, zwłaszcza w chwilach przekroczenia kolejnej, wydawać by się mogło, nieprzekraczalnej już granicy ludzkiej wytrzymałości. No, przynajmniej ja, ale ja to wiadomo, zwykle nienawidzę innych ludzi już z czystego założenia. Lepiej jest się nimi miło zaskoczyć, niż niemile rozczarować.

Szifrón ukazuje więc sześć ludzkich przypadków, zupełnie do siebie niepodobnych, niezwiązanych ze sobą płcią, wiekiem, przynależnością klasową, po prostu różnych, w których następuje ten charakterystyczny myk. Z porządnego i szanowanego obywatela, ojca, męża, żony, inżyniera, kucharki i tak dalej, w kilka sekund i poprzez wewnętrzną przemianę spowodowaną nagłym postawieniem pod ścianą, zmieniają się oni w bestie, czasem w maniakalnych morderców, albo po prostu zdradzają swojego męża na ich własnym ślubie. Ale nie jest tu aż tak znów śmiertelnie poważnie i nazbyt dosłownie. Naszym bohaterom cały czas towarzyszy jego wysokość czarny humor, groteska i kilogramy satyry na otaczający nas świat, które nie tylko komentują nieobliczalność ludzkiej natury, ale także nasz cały kulisty łez padoł, który kręcąc się na złamanie swojego karku co i rusz prowokuje cywilizowanego człowieka do stania się czasem plebejskim i ordynarnym dzikim zwierzęciem. Dlatego też jak najbardziej zasadne jest ukazanie dzikich zwierząt na napisach początkowych jakie nomen omen występują tu w rolach głównych.

Prawdziwa poezja dla ludzi o wysublimowanym poczuciu humoru, którzy lubią zerknąć z odpowiednim dystansem na samych siebie, jak i na cały otaczający nas świat. Tu Argentyńczyk trafił w przysłowiowy środek tarczy. Może nie wszystkie historie są tak samo dobre, ale całość podana na tak zacnie udekorowanym talerzu smakuje wprost wybornie. Trzeba też jednak nieco uważać. Zaprezentowana na dużym ekranie wybuchowa mieszanka treści i emocji jest zaiste, dość niebezpieczna, tak jak jeden z bohaterów - Inżynier Bombka, zatem dawkować ją trzeba ostrożnie, żeby broń Boże nie zaszkodziło. Jedna osoba na sali, acz pewny tego do końca nie jestem, prawdopodobnie zabiła się własnym śmiechem. Także tego… w razie czego ostrzegałem.


Ale najbardziej w Dzikich historiach podoba mi się to, że autor niczego nie gloryfikuje, nie osądza żadnej z postaci, ani też ludzkich postaw. Po prostu niczym Max Kolonko mówi jak jest. W dość prosty sposób udowadnia, że furia, gniew, zemsta i wściekłość, a także opanowanie i spokój to ta sama półka. Żyją sobie one w każdym z nas obok siebie w harmonii i żyć bez siebie nie mogą. Trzeba umieć nad sobą panować, to oczywiste, ale pewnych sytuacji i życiowych ciężarów zdrowy na umyśle człowiek nie jest w stanie udźwignąć. I co wtedy? Nic. Trzeba z tym umieć żyć. W takich sytuacjach wychodzi z nas prawdziwa twarz, ta bez lukru i pudru, bez Ą i Ę jakiego uczymy się całe życie w szkołach, domu, kościele i zakładzie pracy. Przystawieni do ściany, w chwili permanentnej złości i popuszczenia hamulców jesteśmy w stanie teleportować się na inny poziom widzenia ludzi, na inny poziom widzenia całego świata i wiecie co? To wcale nie jest takie złe. Niektórzy bohaterowie Dzikich historii wyszli na swoim przepotwarzeniu się całkiem nieźle. A i ja sam wolałbym zobaczyć do czego jest zdolna np. moja potencjalna kandydatka na dłuższe pożycie kiedy opuści ją rozsądek i opanowanie. Dlatego właśnie tak bardzo lubię i cenię sobie alkohol, którego pomoc akurat w tym charakterze jest wprost nieoceniona.

Zatem czasem warto ponieść wysoką cenę, walnąć kogoś w twarz, dla zasady, żeby zrozumiał, a i żebyśmy my sami mieli z tego radochę, a przy okazji wyrzucili z siebie cały ten ciążący nam balast psychiczny. Zapewne poniesiemy za to należne konsekwencje, ale przynajmniej będzie można wtedy spokojnie spojrzeć przed siebie w lustro. Ten film, to świetna terapia odstresowująca. Jest też pewnego rodzaju aplikacją małej dawki mikstury dopingującej nas do wzięcia odpowiedzialności za własne czyny. Wkurwia cię żona w domu? To weź się z nią w końcu chłopie rozwiedź. Tylko od razu nie zabijaj;)

Reasumując. Świetne napoczęcie roku. Dzikie historie są krzywym zwierciadłem naszych codziennych żywotów zaprezentowanym w zaskakującej, świeżej formie, która ukazując może i nieco absurdalne sytuacje, w dość komiczny sposób sprowadza nasze jestestwo do słynnego już na cały Internet stwierdzenia: Jestem oazą spokoju. Pierdolonym kurwa kwiatem lotosu na zajebiście spokojnej tafli jebanego jeziora. Nie znamy tylko dnia i godziny, czego najlepszym dowodem było moje wyjście z kina, kiedy to w przypałacowym parkometrze głupia maszyna nie chciała mi przyjąć banknotu, a o płatności kartą nawet nie słyszała. Do tego wszyscy ludzie w okolicy jakby się nagle ze sobą zmówili i raptem nie mieli rozmienić na drobne. Miałem w tejże chwili ochotę wybuchnąć, co też prawie uczyniłem, ale wtedy pomyślałem o zakończonym przed chwilą filmie, o jego bohaterach, i wiecie co? Pomogło. Olałem samochód i poszliśmy do włoskiej knajpki obok coś zjeść. Da się? No. To teraz wszyscy do kin. Zobaczycie mniej więcej to samo, a po wyjściu z kina nikt was za to nie zamknie (acz tego w tym kraju do końca nie można być pewnym), w dodatku się z tego jeszcze pośmiejecie.

5/6

IMDb: 8,4
Filmweb: 8,0

9 komentarzy:

  1. Jednak znowu jakaś konkubina, związek, miłość? :)
    Mimo deklaracji i głupich tekstów, że wolisz HIV?
    No cóż.. To było do przewidzenia. :)
    Ale skoro już wspominasz nam o tym, to powinienieś podać więcej informacji a nie jedynie wywoływać ciekawość (pewnie celowo) i cześć czy tam pomidor tudzież f..k you.. :)
    Nie lubimy takich filmów (czy też recenzji) ;/
    No wiesz.. np gdzie/jak się poznaliście, czy to fanka/czytelniczka, czy już pełnoletnia, czym zdobyła Twe serce (poza tym że zapewne ma duże cycki) itp.. :) Plus w wersji dla dorosłych w jakich okolicznościach był pierwszy raz (wraz ze szczegółowym opisem) no i takie tam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba raczysz sobie żartować:D

      Usuń
    2. Nie ;D

      To zdradź chociaż czy to czytelniczka, czy przez bloga się poznaliście, czy też były to zupełnie inne dzikie historie w innych okolicznościach przyrody. :)

      Ciekawe ile czytelniczek wpędziłeś w depresję tymi wiadomościami..
      Starym dobrym chwytem marketingowym jest ukrywanie narzeczonych, bo to źle wpływa na fanki. ;)
      Miejmy nadzieję, że obędzie się bez zbiorowych samobójstw.

      Usuń
    3. No co za uparte babsko;)
      Dziewczyna jak dziewczyna, nie pierwsza, mam nadzieję, że też i nie ostatnia. Nihil novi u mnie, wszak mimo, iż preferuje świat widziany w liczbie pojedynczej, to i wszech mnogościami też czasem przecież nie wzgardzę. W życiu chodzi o to, żeby nie popadać w stany jednostajne i nieprzyśpieszone. A co do fanek, to bez przesady. Wiem może o dwóch. Przeżyją;)

      Usuń
    4. A skąd wiesz że babsko? :D

      Nawet na takie niewinne nieintymne pytanko odpowiedź brzmi "pomidor tudzież f..k you"? (i dla zmyły jakieś bla bla.. )
      Phi! FOCH! :)

      Ale chyba jednak dziewczyna nie czyta tego bloga, skoro napisałeś, że masz nadzieję że nie jest ostatnią Twą dziewczyną.. ;)
      No chyba że to taki "nowoczesny wolny związek" czy tam układ.

      A co do fanek to nie bądź taki skromny.
      Albo może wielbią po cichu.
      Na FB widzę licznik przekroczył już pół bańki i bije dalej. To i kolejne fanki dochodzą. ;)
      Dobra, idę czytać co tam spłodziłeś o "Whishplash".

      Usuń
  2. Byłeś taką oazą spokoju, że lewy nadgarstek masz kontuzjowany?:))

    Film dopiero czeka na obejrzenie więc nic tu się nie wypowiem póki co.
    Ale jak dotąd same pochwały czytam o "Dzikich historiach".

    I przyłączam się do powyższych pytań z komentarza-no może bez tego ostatniego zdania:) (choć niewątpliwie byłby to ciekawy tekst:) i rekordowa ilość odsłon:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem że powyższa odp na pierwszy komentarz jest jedynym oświadczeniem w sprawie?:)
      Nie sądzę by tak do końca to były żarty (bo z mojej strony NIE:)), bo to raczej normalne, że jak się kogoś dłużej czyta, to takie njusy wzbudzają ciekawość. W sumie po co o tym napomknąłeś? By dać znać że zmieniasz życie i poglądy oraz złamać serca wielbicielkom?:)
      Rozumiem że wybranka jest czytelniczką bloga, co także wymusza na Tobie pewną dyplomację:)
      Cóż. Tak zupełnie poważnie to oczywiście rozumiem, że to blog filmowy i nie będziesz nam tu obnażał swej prywatności. Ale ciekawość pozostaje;)
      (Ciekawe ile zapytań dostałeś na priv:))
      Ok. To pozdrawiam Was
      (Towarzyszu:p)

      Usuń
    2. O przepraszam, ale żadnych poglądów nie zmieniłem. I to jest oficjalne stanowisko mojej grupy.

      Usuń
  3. Jak zwykle wygrywa język czeski czy tam słowiański. Różne kraje wypuściły swoje plakaty "Dzikich historii" i we wspomnianym języku brzmi to mniej więcej tak: DIVOKE HISTORKY. NERVY MUZDU RUPNOUT KAZDEMU. :D
    Byłoby jeszcze fajniej gdyby zamiast RUPNOUT było DUPNOUT :)

    A ja sobie powtarzam, że jestem oceanem spokoju,ilekroć muszę tu udawadniać, że jestem człowiekiem (nie robotem). ;)

    OdpowiedzUsuń