sobota, 3 sierpnia 2013

Bodo na koksie

Dziewczyna z szafy
reż. Bodo Kox, POL, 2012
90 min. Kino Świat
Dramat, Komedia



Dziewczyn w kinach było w ostatnich miesiącach całkiem sporo nad Wisłą. A to Dziewczyna w trampkach, a to inna z lilią, była też też taka jedna małpa z tatuażem, w świecie XXX zapewne Dziewczyna z dildo vol. 75, a wczoraj zaś, widziałem na ulicy dziewczynę z arbuzem. Ostatnio, tzn. będzie już kilka tygodni temu, gdzieś w świecie równoległym, znaczy się w internecie, natrafiłem na krzepiące statystyki dotyczących mej Warszawy (Cześć i chwała bohaterom – to jeszcze ad wczoraj). Konkretniej to jej mieszkańców, słoików i więźniów geograficznych. Otóż wynika z nich jasno, że ponoć przypada na mnie, znaczy się na jednego całkiem zdrowego ogiera, coś ponad półtorej niewiasty (o ile dobrze zapamiętałem). Czyli statystycznie będzie dla mnie tak ze dwie pary cycków, ale już tylko jedna pupa. Wystarczy jednak stanąć na pięć minut w jakimś ruchliwym miejscu w centrum miasta, by po krótkiej, acz dość intensywnej obserwacji przypadkowej „męskiej" populacji, uznać z tkwiącą w oczach marnością i szczerym zawodem, iż tych niewiast przypada na jednego MĘŻCZYZNĘ jednak ze dwa razy więcej i to już bez żadnych cięć kobiecych wdzięków na połowy. Wyjątkowo marną dla mnie konkurencję płodzi dzisiejsza moda na spółę z tą zniewieściałą popkulturą. Nie sądziłem że to kiedyś napiszę, ale strach jest mieć dziś syna. Znak czasów.

Z tych płciowych rozważań to nawet zacząłem w szczycie medialnej żenady trochę współczuć brytyjskiej parze książęcej i temu no, jak mu tam, "Rojal bejbi", czy tam innemu Królowi Julianowi. Przy tych wszystkich spazmach, okrzykach i euforii wypełnionej ejakulatem milionów ludzi dało się usłyszeć całkiem poważne komentarze waginosceptycznych środowisk w stylu: „Niech dorośnie i w wieku 13 lat sam zdecyduje jaką będzie miało płeć i przyjmie orientację seksualną w jakiej się to jeszcze trudno definiowalne coś będzie czuło najlepiej”. A że tak powiem, w dupach się dziś ludziom przewraca od tego dobrobytu. Ten na szczęście jest w odwrocie. Zła wiadomość jest jednak taka, że u nas również.

Królewskie bejbi trochę popsuło mi dziewczęcą retorykę od której zacząłem, no ale tak jakoś wyszło. W końcu jestem na wczasach, to i myśli mam rozbiegane. Za jakieś dwanaście godzin będę skąpany w słońcu i popijał idealnie schłodzone (uwaga, lokowanie produktu) Somersby. Wiem, że to nie piwo, ale jak bozię kocham, ani razu go tak jeszcze nie nazwałem. No więc będę z nim w łapie sobie żeglował bajdewindem po naszych pięknych Mazurach i wkurwiał ludzi pracy mmsami. A nie. Będę to robił po pojutrze, znaczy się w poniedziałek rano zacznę swą vendettę.


No ale wróćmy do dziewczyn. W końcu wakacje. Wiem, że o dość starym filmie będę się teraz trochę wymądrzał, a przecież już inne są aktualnie na tapecie (zapewne stąd te wszystkie jęki zawodu), ale po pierwsze, mam to akuratnie w głębokim jak nasza dziura budżetowa poważaniu, a po drugie, film jest na tyle zjawiskowy, że wypada aby miał na moim blogasku swoje miejsce na ziemi. Choćby i dwa miesiące, czy też pół roku po wszystkich którzy zdążyli już o nim w tym czasie zapomnieć. Zasłużył i basta. Zupełnie inną jest jednak kwestią fakt, że widziałem go już przeszło miesiąc temu, ale to, że dopiero teraz z niego się spowiadam jest tylko i wyłącznie winą Rostowskiego, Żydów i Masonów. I będę się tej wersji trzymał nawet stojąc w rzęsistym deszczu i w ludzkim zatorze u bram Św. Piotra.

Z tą Dziewczyną z szafy to w ogóle jakieś przykre nieporozumienie nade mną wisi. Umknął mi bowiem ten tytuł zawczasu, kiedy to w zapowiedziach się prześlizgiwał w branżowych infoskach, na festiwalowych ekranach się wyświetlał oraz w kinowych zwiastunach prężył muskuły. Do tego stopnia mi spieprzył z pola widzenia, że sądziłem nawet jeszcze jakoś koło początku czerwca, że to film nie Polski, a zagramaniczny jakiś, durny w dodatku, około romantyczno-komediowy i w zasadzie to nie chce mi się go oglądać, bo z plakatu waliło stęchlizną (wkleiłem inny, ładniejszy, żeby nie było). Zdecydowanie wielbłąd półrocza, a kto wie, może nawet i całego roku mi z tej omyłki wyjdzie. Ale nie, nie wstydzę się tej wtopy. Ludzką rzeczą jest dziś być nie na bieżąco z kulturą. Zwłaszcza w świecie utkanym z kiczu i tandety. Gdy więc do mej pustej łepetyny dotarła ta jakże zaskakująca wiadomość, iż wcale nie jest to wyrób różowo podobny z importu, a także kiedy rozpoznałem na plakacie warszawski Hotel Marriott i co najważniejsze, zwiastun, no to jeb! Grzmotnęło we mnie niczym te salwy honorowe we wczorajszych uroczystościach na Powązkach. Ja pierdziu... te sterowce nad Warszawą. Coś pięknego!

Bodo Kox, czyli Bartosz Koszała, niekwestionowany królewicz polskiego offu i kina niezależnego rodem z Wrocławia, po latach tułaczki po niskobudżetowym królestwie (acz z sukcesami), wspiął się w końcu na kinematograficzne wyżyny i zadebiutował w poważnym, pełnometrażowym kinie fabularnym. Mówiąc krótko, każdy, kto szedł na ten film w ciemno do kina ryzykował jakieś dwadzieścia kilka złociszy. W dobie odwracania się dobrobytu od naszych domowych budżetów, taka strata musiałaby więc trochę uwierać. Na szczęście to jedna z tych produkcji, która po jednorazowym zainwestowaniu gotówki, lokuje na naszym koncie długoterminową i korzystnie oprocentowaną lokatę, z której to po latach możemy sobie zafundować np. trwałą ondulację lub weekend w SPA. Innymi słowy - Niezwykle pozytywne dzieło. Poza cyklicznym Smarzowskim, nic mnie tak w ostatnich latach w polskim kinie nie zauroczyło.

Opowieść o dziewczynie zamkniętej w szafie oparta jest na pomysłowym, acz banalnie prostym scharakteryzowaniu najważniejszych pięciu, niezwykle barwnych postaci. Druga rzecz, to dobrze dobrane nazwiska aktorskie, które miałyby w ów postacie się ubrać. Mecwaldowski – Trafiony. Różańska – Na początku myślałem, że pomyłka, ale ostatecznie też siadło. Lubos – Toż to był pewniak! Głowacki – Wspaniałe odkrycie, a Sawicka – klasa sama dla siebie. Czyli 5 na 5, znaczy się 100% skuteczności, a to już połowa sukcesu. Drugie pół to sama opowieść i forma jej przedstawienia. Reżyseria, zdjęcia, humor i emocje, dużo emocji. Bodo Kox zamykając pięcioro wybitnych oryginałów (no dobra, czwórkę i dzielnicowego) w jednej klatce typowego warszawskiego bloku z wielkiej płyty, stworzył (a co mi tam, użyję tego słowa) epicką blokersową słodko-gorzką opowieść o świecie ludzi walczących z głupotą, z własnymi niedoskonałościami, chorobą oraz społecznym wyalienowaniem zanurzonym po pas i szyję w wykwintnym czarnym humorze. Dziewczyna z szafy broni się świetnie przed uprzedzeniami oraz licznymi karykaturalnymi przerysowaniami i sama winduje się wysoko ponad polską przeciętność. Niewiele rodzimych tytułów tak potrafi. Średnio, dwa, góra trzy na rok. Zatem sukces drodzy państwo.

W pewnym sensie moja intuicja miała rację podprogowo odrzucając przynależność tego tytułu do panteonu polskich produkcji filmowych. Film ogląda się bowiem jak wyszukane kino zagraniczne na jakimś dobrym festiwalu filmowym. To rzecz jasna nie jest pogromca polskich Box Office'ów, ale to tylko dodaje mu charyzmy i uroku. Bodo Kox mocno zaskakuje i rozpycha się łokciami w kolejce po pieniądze z PISFu. Podał im widoczny jak na dłoni wspaniały argument na tacy i wykrzyknął w twarz niedowiarkom - Umiem kręcić filmy o jakich nawet nie jesteście w stanie pomarzyć. Powiem krótko i dosadnie - Nie spierdol tego chłopie. Nie wiem co ci tam dosypali do zupy, ale jedz jej więcej. Drugie "wow" tyczy się Mecwaldowskiego. Dotąd moja opinia o nim była zupełnie ambiwalentna. Z naciskiem na "dotąd". Klasa. Duży awans na liście moich ulubionych aktorów.

To by chyba było na tyle. Już przecież po północy, a dziewczyny nie miały dotąd jeszcze niczego ciepłego w ustach. Czizes, serio to napisałem? Jakby co, to nie moje. Kiedyś gdzieś usłyszałem i mi tak utkwiło w pamięci. Muszę się jeszcze dopakować i wstać wcześnie rano, więc nie chce mi się sprawdzać błędów. Dlatego prośba do wiernych i przypadkowych czytaczy. Jak ktoś coś zauważy szczypiącego w oczy, niech napisze donos w komentarzach. Po powrocie, obiecuję, poprawię się. Jeszcze tylko na koniec małym sprostowaniem chcę się podzielić. Otóż to nie prawda, że pod pantoflem, tudzież innym żeliwnym ustrojstwem się z tej miłości zaklinowałem, co też kilka osób w uszczypliwy sposób dało mi do zrozumienia. Owszem, trochę się pozmieniało, ale prawda jest taka, że mnie się po prostu tak po ludzku i zwyczajnie... kurewsko nic nie chce. Po urlopie i podładowaniu baterii będzie lepiej. Musi.

5/6

IMDb: 7,2
Filmweb: 7,4



3 komentarze:

  1. "Dziewczyna z szafy" mnie oczarowała i zaczarowała. Wiedziałam na jaki film idę (to znaczy, że to Bodo, a jego offowe filmy trafiają do mnie bardzo bardzo). Byłam w kinie z większą grupą ludzi (ja i koleżanka, że tak powiem świadomie), reszta została namówiona. Bawiłam się setnie! Natomiast ci namówieni byli tak zszokowani, zaskoczeni (bywało, że zniesmaczeni), że aż było mi ich nieco żal hihi.
    Kolega po seansie pytał się nas co takiego było śmiesznego w filmie, że żeśmy tak rżały nie powstrzymanie. No jak mam mu o tym opowiedzieć?. Po raz kolejny Głowacki mnie zachwycił. Aktorko, fabularnie, klimatycznie rewelacja!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za złośliwość rzeczy martwych-akurat komentarz o tym ze me komentarze się nie ukazują (bądź nie pojawia mi się w ogóle rubryka na wpisanie komenta) UKAZAŁ SIĘ:>
    Ale gdy potem próbowałam ponownie zamieścić ten WŁAŚCIWY to znowu d... tzn lipa:> tak samo jak nie ukazał się koment pod ONLY GOD FORGIVES (ale to akurat może i lepiej bo pisałam go po czterech piwach więc poniosło mnie ze szczerością-choć w sumie i bez trunków jestem szczera:> w każdym razie film się PODOBAŁ-wniosek: nie sugerować się reckami, no chyba ze Twoimi, bo Ty filmu nie zjechales jakoś okrutnie;))
    No a wracając do 'dzisiejszego' filmu tj Dziewczyny..
    Na początku chcialam go obejrzeć, potem przeczytałam jakiś niezbyt korzystny opis, więc entuzjazm opadł, no i jakoś tak przeminęło z wiatrem..
    Ale po Twojej recce jednak obejrzę;)
    Ja też wyjechałam w sb na wakacje, ale zamiast się cieszyć to siedzę w pokoju i nie wiem jak mądrze rozplanować czas.. Upał okrutny a ja nie jestem fanką plażowania/opalania, więc co tu właściwie robić..
    W minionych latach korzystałam z uzdrowiskowych zabiegów, więc czas jakoś lecial a w tym roku jakoś mi się nie chce a ponadto nie mam siły w taki upał latać na borowine czy choćby hydromasaż etc (no i wczorajsze wieczorne drinki też pewnie mają wpływ na to ze nie zerwałam się jak skowronek na nadmorską gimnastykę o 7 mej rano:>) no i w rezultacie siedzę w pokoju i piję piwo (od którego miałam nadzieję odpocząć!) ale to przecież nie trzeba bylo wyjeżdżać w tym celu:( A tak w ogóle to chyba nie miejsce na takie wynurzenia-sorki;) (i pewnie akurat TEN wpis się pojawi:>)
    Mam nadzieję ze Ty na tych żaglach wypoczywasz znacznie lepiej-czego życzę:) Tylko nie popłyń za daleko:) (nie wiem czemu zagral mi w tym momencie w głowie fragm piosenki Geppert o Odyseuszu-coś tam ze wróc z tych dalekich mórz:) a przecież ani Ty nad morzem ani ja Twa Penelopa:))
    Pozdrawiam
    Echh, no i co tu robić w ten piękny słoneczny dzień..
    Smażenie na plaży odpada czyli albo zdecydować się jednak na jakieś zabiegi albo... otworzyć kolejne piwo:>
    Tyle ze po piwach to nawet nie będzie kondycji na spacer brzegiem morza w taki gorąc..
    'Pieprzony melanż.. Czy się kiedys z niego urwe? Przydałby mi się w końcu dubler.. ITD..':>
    Eureka! Obejrzę 'Dziewczyne w szafie'!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie w tym filmie zaskoczył (bardzo pozytywnie) fakt, że miejscami był on zabawny. Kilka razy głośno się zaśmiałam i sama byłam tym zdziwiona. Ostatnimi czasy mało w polskiej kinematografii akcentów humorystycznych...

    Pozdrawiam,
    Ania z tripleAworks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń