wtorek, 18 października 2011

27 Warszawski Festiwal Filmowy - Alois Nebel

Alois Nebel
reż. Tomáš Luňák, CZE, 2011
94 min.



Technika animacji rotoskopowej zaczyna coraz śmielej być wykorzystywana w celu opowiedzenia ważnych, często dramatycznych opowieści z kart naszej historii. To już nie tylko zabawa w lekko oszukaną animację dla czystej rozrywki, mająca za zadanie przede wszystkim ukazać możliwości techniczne filmowych producentów. To także coraz ciekawszy i pewniejszy środek ekspresji, który oferuje twórcom zdecydowanie większe możliwości niż tradycyjna fabuła.

Technika ta jest stara jak historia kinematografii. Została zapoczątkowana w roku 1915 przez braci Maksa i Dave’a Fleischera. Nie mniej jednak nigdy nie była ona jakoś specjalnie popularna, a miłośnicy klasycznej animacji, nie szczędzili jej złośliwości. Era nowożytna rotoskopii w kinie, to przede wszystkim rok 2005 i film Przez ciemne zwierciadło Richarda Linklatera, będąca ekranizacją kultowej powieści Philipa.K.Dicka. Wiernie odwzorowany z pomocą komputerowej kreski Keanu Reeves, został wplątany w sidła dość zjawiskowej animacji. Kolejnym głośnym tytułem korzystającym z uroków omawianej techniki, był izraelski Walc z Bashirem (2008), który także wyznaczył nowy standard w swojej klasie. Wykorzystał bowiem rotoskopię w celach nieco bardziej ambitnych. Do wspomnienia o krwawych wydarzeniach z początku lat 80-tych ubiegłego stulecia, by w iście paradokumentalnym stylu opowiedzieć o wojnie domowej w Libanie. Był to strzał w dziesiątkę. Walc... zdobył wiele nagród filmowych na całym świecie i był nawet nominowany do Oscara.

Alois Nebel to kolejna, tym razem czeska próba wykorzystania tego rodzaju technik animacji. Służy ona do opowiedzenia pewnej historii bliskiej tej części Europy. Jest rok 1989, mur berliński ma za chwilę upaść z kretesem, granicę polsko-czechosłowacką nielegalnie przekracza tajemnicza postać. Tak rozpoczyna się ekranizacja kultowego w Czechach komiksu Jaroslava Rudiša i Jaromira 99. Tytułowy Nebel jest dyspozytorem na przygranicznej stacji kolejowej w miejscowości Bily Potok. Zupełnie nijaki, w średnim wieku, z wąsem, dość bierny, wyalienowany, specjalnie nieokreślony. Być może stanowi jakąś wartość intelektualną dla znawców i fanów komiksów z jego udziałem, dla mnie jednak wydał się mało interesujący. Jego jedynym szaleństwem jest wykuty na blachę i ciągle recytowany rozkład jazdy lokalnych pociągów. W zasadzie, to także przedstawiona w filmie historia nie wydała mi się jakoś specjalnie ciekawa. Ot, lekkie grzebanie w historii czeskich wysiedleń ludności niemieckiej z Sudetów z roku 1945 i wplątanie w to wszystko pewnej intrygi bazującej na obrazkowych poszlakach.

Zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu zabiegi czysto techniczne. Szczegóły animacji, jej meandry i odwzorowanie rzeczywistości z pomocą technik rotoskopii. Animowane postacie inspirowały prawdziwi aktorzy, ich wachlarz naturalnych ruchów oraz mimika twarzy. Dlatego też, jej finalny rezultat należy rozpatrywać w bardziej globalny sposób. W animacji zawsze też zwracam uwagę na szczegóły. Np. na odwzorowanie ludzkiej anatomii i stylu poruszania się, czy nawet na kształt i sposób wprawiania w ruch pojazdów mechanicznych. Samochodów w sensie. W czeskiej produkcji podziwiałem więc całkiem zgrabne odwzorowanie radzieckich łazików, NRDowskiego Wartburga, także innych czeskich cudów motoryzacji, oraz kolejowych skarbów na szynach. Podobała mi się czerń i biel, oraz liczne odcienie szarości. Ten zabieg przyciągnął na ekran przyjemny dla oka klimat, a także w dużej mierze ukrył wszelkie wpadki techniczne. Nie da się ukryć. Jest to kawał dobrej roboty, obok której nie sposób przejść obojętnie. Aloisa Nebela zapewne bardziej pokochają jego komiksowi fani, ale też wszyscy pozostali, w tym ja, powinni znaleźć w nim coś interesującego.

4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz