niedziela, 10 kwietnia 2011

Polak potrafi

Niepokonani
reż. Peter Weir, USA, 2010
133 min. Monolith Films
Polska premiera: 8.04.2011



Już od dwóch tygodni nie widziałem żadnego nowego filmu. Ten wyraźny spadek formy zwalam po części na swój chwilowy kaprys na nadrabianie zaległości z klasyki kina. Np. na TVP Kultura trwa kapitalny cykl „Kwiecień z Bergmanem” który gorąco polecam. Ale też z drugiej strony, wieje teraz nudą w polskich kinach niestety. Ostatnie premiery, delikatnie mówiąc, nie rzucają na kolana. Dobry początek roku chyba mnie trochę rozpieścił. No ale w końcu w ten weekend trafiły na ekrany trzy całkiem interesujące, przynajmniej na pierwszy rzut oka pozycje. Jedną z nich jest jeden z lepszych polskich filmów ubiegłego roku, Erratum Marka Lechkiego, którego widziałem już w październiku i oczywiście bardzo namawiam do uczciwego zmierzenia się z nim. Drugim ciekawym kąskiem jest niemiecki propagandowy dokument Niedokończony film, ale o nim szerzej może następnym razem, jak już będzie mi dane go zobaczyć. Dziś natomiast o potencjalnie najgłośniejszej premierze z tej trójki, a być może nawet także i całego miesiąca. Peter Weir, twórca takich obrazów jak Stowarzyszenie umarłych poetów, czy Truman Show, po siedmiu latach rozbratu z kamerą filmową, powraca na duży ekran, by opowiedzieć fascynująca opowieść o dzielnym Polaku w roli głównej.

Niepokonani to żonglerka fikcją literacką opisaną w roku 1956 roku przez Sławomira Rawicza w „Długim marszu”, który w 1940 roku rzekomo uciekł z sowieckiego gułagu na Sybirze, pokonując 6500 km pieszo do Indii. Jak było naprawdę, dowiadujemy się dopiero po wielu latach, stosunkowo niedawno, tuż po śmierci Rawicza w 2005 roku. Okazało się bowiem, że żaden z niego bohater. Dziennikarze BBC ustalili, że Rawicz najzwyczajniej w świecie łgał. Owszem, był w łagrze, ale opuścił go zaraz po porozumieniu Sikorski-Majski i razem z armią Andersa wyszedł z ZSRR do Iranu. Okazało się też, że rezydujący w 1942 roku w Kalkucie oficer brytyjskiego wywiadu Rupert Mayne potwierdził, iż przesłuchiwał wówczas trzech mężczyzn, którzy mówili, że dotarli tu pieszo, uciekając z łagru na Syberii. Prawdziwy uciekinier ujawnił się brytyjskiej prasie tuż po śmierci Rawicza. Jest nim Witold Gliński i mieszka obecnie w Kornwalii. Jak sam twierdzi, po wojnie opowiedział o ucieczce Rawiczowi, a ten jak widać, opowieść sobie przywłaszczył i opublikował. Gliński książkę Rawicza czytał, ale w żaden specjalny sposób się do niej nie odniósł. Jak wyjaśniał, chciał zapomnieć o wojnie i o tym, co przeżył.

Dlatego też lekki niesmak kładzie się na produkcji Weira, który oparł ją na historii Rawicza właśnie. W przeszłości wiele razy kwestionowano jego wydaną w dwudziestu pięciu językach książkę. O ile opis życia w gułagu był wiarygodny, o tyle zobrazowanie samej ucieczki był niedokładny, nieprawdopodobny i wręcz naiwny. Już sam fakt pokonania wysokich lodowych szczytów Himalajów przez grupkę wygłodzonych i umęczonych wędrówką przez cały kontynent uciekinierów, zakrapiało na opowieść fantasy.

Nie mniej jednak Weir zdecydował się nakręcić o tym film. Przez przeszło dwie godziny widzimy na ekranie, jak grupa śmiałków dowodzona przez Polaka Janusza (Jim Sturgess), pokonuje kolejne kilometry, walczy z przeciwnościami losu, natury, oraz z permanentnym wycieńczeniem i głodem. Oni tak ciągle idą i idą, po drodze giną kolejni towarzysze ucieczki, Colin Farrell popisuje się swoim nożem i tatuażami ze Stalinem i Leninem na piersi, a Ed Harris swoją jankeską dumą i siłą (ten film chyba by nie powstał, gdyby do grona uciekinierów nie dołączono charakternego Amerykanina z którym może identyfikować się publika za oceanem). Ich wyczyn, prawdziwy, czy zmyślony, z naturalnych względów musi budzić podziw i uznanie. Ale niestety mimo próby przedstawienia trudnych warunków mroźnej Syberii, pięknych zdjęć, dobrej gry aktorskiej, Weir moim zdaniem nie umiał zarazić mnie ich wielkością. Przez ponad dwie godziny nie poczułem ich wycieńczenia, heroizmu i trudu podróży. Cała ich wędrówka wyglądała właśnie jak powieść Rawicza. Nienaturalna, naciągana i lekko naiwna. Rozmowy między bohaterami banalne i mimo momentami głębokiego patosu, dość płytkie. Kompletnie tego nie kupiłem. Nie widzę tu pokonanych 6500 kilometrów. Nie zmęczyłem się wraz z nimi. Nie odmarzły mi palce u nóg i nie padałem spragniony trupem. Weirowi wyszedł z tego co najwyżej trudny marsz na orientację.

W warstwie merytorycznej więc jest dość marnie, ale dostrzegam też kilka znaczących plusów i powodów, dla których mimo wszystko powinniśmy cieszyć się z tego, że jednak taki film powstał. Po pierwsze dlatego, że jest to jeden z nielicznych i pewnie także jeden z ostatnich filmów, który okiem cudzoziemca opowiada o dramatycznym losie Polaków w ZSRR. Po drugie, Polacy nie są tu przedstawieni w tradycyjnej roli pijaków i złodziei oraz trzeciego planu jako rechot historii. Jest wręcz na odwrót. Polacy występują tu w roli głównej, są najważniejsi i najmężniejsi (no dobra, jeden Polak). Weir przyjemnie łechta nasze ego i wysokie mniemanie o nas samych oddając w ten sposób szacunek "dzielnemu" Rawiczowi.

Już pal licho tego oszusta. Ten film potraktujmy nie jako wierne odwzorowanie brawurowej ucieczki z sowieckiego łagru, lecz jako hołd złożony setkom, a może nawet i tysiącom Polaków, którzy próbowali i tym nielicznym, którym ta sztuka się udała, ale świat nigdy o tym się nie dowiedział. Jak np. historia Ryszarda Reiffa, który uciekał z zesłania dwukrotnie. Albo Juliana Czuby, który z Syberii na pieszo powrócił do Polski, lub imponujące losy Marii Byrskiej, która przedarła się z Kazachstanu do Londynu. Nikt nie wie ilu ich tak na prawdę było. Wielu z tych, którym ta i podobne sztuki się udały, nigdy tym faktem się nie chwalili, bo i w realiach siermiężnego PRLu można było za to zarobić co najwyżej czapę, a nie podziw i szacunek. Szkoda więc trochę, że cały świat dowiedział się o heroizmie i poświęceniu Polaków dopiero za pomocą zmyślonej historii Rawicza. Ale cóż... szukajmy mimo wszystko pozytywów. Przynajmniej ktoś spróbował. U nas taki film i tak by nie powstał.

3/6

IMDb: 7,4
Filmweb: 7,5

1 komentarz:

  1. W mojej ocenie wypada lepiej 69/100 ... właśnie go obejrzałem i cieszę się że zobaczą go ludzie na świecie którzy nawet nie potrafią wskazać Polski na mapie ... nawiasem mówiąc to że amerykanie nie znają naszej historii nie świadczy że są głąbami a ci którzy tak myślą zazwyczaj nie mają pojęcia czym był dla nich chociażby Gettysburg .

    OdpowiedzUsuń