czwartek, 14 października 2010

26 Warszawski Festiwal Filmowy - Dmuchana lala

Dmuchana lala/Air Doll
reż. Hirokazu Kore-eda, JPN, 2009
116 min.


Lubię dość niekonwencjonalne podejście Japończyków do sztuki filmowej. Rok rocznie na warszawskim festiwalu obcuję z azjatyckimi dziwadłami które skutecznie łamią wszelkie znane dotąd mi schematy. Rok temu był nim Symbol Hitoshiego Matsumoto, dwa lata temu wielonowelowe Tokyo! W tym roku sugerując się opisem, bardzo liczyłem na Dmuchaną lalę.

"Samotny Hideo codziennie wieczorem oddaje się pogawędkom z Nozomi. Kąpie ją, następnie kocha się z nią, a w końcu idzie spać. Nozomi jest dmuchaną lalką z sex shopu. Pewnego dnia, gdy Hideo wychodzi do pracy, Nozomi ożywa i wychodzi w świat. Szeroko otwartymi ze zdumienia oczami przygląda się otoczeniu. Rozmawia z każdym, kogo napotka, imituje ludzkie ruchy, stara się przełożyć własne istnienie na to uczucie "pustki w środku", jakie ludzie demonstrują na każdym kroku. Zaczyna prowadzić równoległe życie poza mieszkaniem Hideo. Oparta na mandze mocna mieszanka świata fantazji i rzeczywistości, w bardzo liryczny sposób przełożona na język filmu. Autor zdjęć Mark Lee Ping-bing ("Spragnieni miłości") nadaje błyszczącemu życiu XXI wieku eteryczny, pełen lekkości powab".

Tym razem jednak się zawiodłem. Sam pomysł, oryginalność i jak zwykle zadziwiająca konwencja mocno naostrzyły mój apetyt. Jednak wyjątkowo uwierająca mnie pustka w treści irytowała mnie przez niemal cały czas. Był to pierwszy film na festiwalu podczas którego modliłem się o jego jak najszybsze zakończenie. Nawet trochę mnie to dziwi, bo jakby tak zebrać teraz wszystko do kupy, to zasadniczo film ma wszystkie niezbędne do polubienia go składniki. Jest ładny wizualnie, świetnie zmontowany, poprawnie zagrany. Niestety nie ma w nim tylko jednego. Mądrości. Oczywiście wcale nie musi jej zawierać. Ale mam wrażenie że reżyser koniecznie i za wszelką cenę chciał widzowi powiedzieć coś mądrego. Bawił się niedopowiedzeniami, poezją i ukrytymi gdzieś między wierszami dziwnie melancholijnym romantyzmem. Tak to wszystko nieudolnie sformułował, że wyszedł z niego klasyczny przerost formy nad treścią.

Dmuchana lala na myśl przywodzi mi podobną produkcję Spielberga A.I. Sztuczna inteligencja. Tam mały chłopczyk-robot bardzo chciał zostać prawdziwym dzieckiem, tu lalka pragnie być prawdziwą kobietą. Niestety dla Hirokazu Kore-edy, wszelkie porównania idą na jego niekorzyść. Szkoda. Można było użyć nieco innego języka, bardziej dla ludzi. A wyszło że gada się tu tylko do lalek.

2/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz